20130108

Ziemia wielkim, żyjącym organizmem? - hipoteza Gai

Hipoteza, która mówi nam, że Ziemia to nie tyle co zwykła planeta, skała, na której dzieje się życie, ale ze względu na interakcje jakie te organizmy wraz z naszą planetą przeprowadzają, cały glob jest uważany za żywy ORGANIZM. Nie miejscem, na którym dzieje się życie, ale miejscem współdziałającym z życiem, co jednocześnie sprawia, że podtrzymuje to życie i reaguje na różne zmienne, dostosowuje się.

Takie rozumowanie znacznie odbiega od naszego utartego myślenia (o tym czym jest życie) i dodatkowo większość (zdecydowana większość) ludzi jest konserwatywna w poglądach i ciężko znosi jakiekolwiek próby zmiany sposobu myślenia (naukowcy nie są od tego wolni). Bądźmy otwarci i jednocześnie krytyczni, racjonalni i logiczni, jeśli chodzi o myślenie, interpretowanie, analizowanie. Kreatywność nie polega na zastoju, na lenistwie, na wygodnictwie. Nie bójmy się wykraczać poza ramy... wciąż jednak pamiętając, by wszystko było w ramach logiki.

Co zatem sprawiło, że taka hipoteza w ogóle powstała? Co skłoniło ludzi do takiego pomysłu? Zacznijmy od początku, od początków życia na Ziemi.

3,8 miliarda lat temu małe organizmy (sinice) zaczęły przekształcać, poprzez wydzielanie tlenu, naszą planetę, a konkretniej jej atmosferę. Dało to podwaliny dla organizmów bardziej złożonych, organizmów takich, jakie znamy. Wtedy rozpoczął się bardzo powolny i jednocześnie samoistny proces "terraformowania" naszej planety. Od tego czasu, wszystkie organizmy, które powstały na Ziemi były częścią Gai i wpływały na zmiany w niej zachodzące, homeostazę. Analogicznie, jeśli Gaia jest wielkim organizmem, to zwierzęta i rośliny są zróżnicowanymi komórkami pełniącymi różne funkcje w danym organizmie, to jest Gai.

Autorem tej teorii jest James Lovelock, który w 1960 roku został poproszony przez NASA i Jet Propulsion Laboratory do pomocy przy wykrywaniu życia na Marsie. Lądownik Viking nie wykrył żadnego śladu życia w ziemi marsjańskiej, co przewidział Lovelock analizując skład atmosfery Marsa: stwierdził, że jest ona "martwa". Równie dobrze lądownik Viking mógłby wylądować chociażby na Antarktydzie i nie stwierdzić żadnych oznak życia - gdyby jednak analizowała atmosferę zamiast grudek ziemi, zapewne stwierdziłby atmosferę nie tyle co sprzyjającą życiu, ale wytworzoną przez życie. Zauważył, że planeta to nie tylko skała pokryta żyjątkami, ale całe środowisko współpracujące i jest ściśle powiązane w harmonii z organizmami żywymi takimi jak zwierzęta i rośliny. Oczywiście wcześniej ludzie wiedzieli, że to wpływa na siebie wszystko, ale nikt nie zdołał tego nazwać, zauważyć i połączyć w jedną wielką całość, "zrozumienie".

Ten pogląd zakłada, że życie opiera się na prawach fizycznych i chemicznych Wszechświata (niemniej jednak należy pamiętać, że złożone atomy mogą posiadać różne właściwości, nie da się przewidzieć efektu działania złożonego obiektu, coś może być zbudowane z tych samych składników, ale mieć zupełnie odmienne właściwości).
Zakładając, że życie to swoista homeostaza, zespół zorganizowanych zmiennych, powiązanych ze sobą i współdziałających między sobą (sprzężenia dodatnie i ujemne), można uznać, że Ziemia jest jak najbardziej bytem żyjącym, ale dosyć nietypowym, odkąd to organizmy żywe sprawiają, że Ziemia "żyje", ewoluuje? Współpracuje? Zaraz, zaraz... czyż atomy, które w jednej kombinacji są "martwe", w innej nie tworzą istoty żyjącej (pod wpływem zmiany środowiska)? Czyż te same atomy w jednej kombinacji tworzą związek, który nie tworzy organizmów, a w innej tworzy związek dający podwaliny życiu, któremu znamy? Jak płynna jest granica pomiędzy życiem, a nie-życiem?

Tak samo nerki, wątroba, białe krwinki - czyż nie służą one Twojemu organizmowi, znacznie większej, niż one same homeostazie? Pamiętaj, że są to komórki żywe (które z resztą umierają ciągle, odnawiają się, ale czy to oznacza, że człowiek wraz z nimi umiera? z pewnością występuje wymiana atomów, ale człowiek jako istota, żyje ciągle i nie ma codziennie "przerwy" w postaci śmierci osobnika). Hipoteza Gai mówi wręcz o tym, że należy na życie jako takie spojrzeć z zupełnie innej, nieznanej dotąd człowiekowi perspektywy - nie jak coś, co jest wraz ze zmianą środowiska i postępem czasu coraz bardziej złożone, a jako coś bardziej organicznego, szerszego, nie liniowego. Oznacza to, że Gaia jako organizm, posiada swoistą "świadomość" i "reguluje" to co się ma dziać na Ziemi, tak, jak człowiek z mózgiem decyduje o swoim organizmie (co, pozwolę sobie wtrącić, z mojego punktu widzenia nie tyle co jest przesadą, a nie do końca prawdą, co wyjaśnię niżej). Należy zmienić dotychczasowe poglądy na temat świadomości, życia. Zwolennicy hipotezy Gai przekształcili tą hipotezę coś na kształt filozofii wręcz i sugerują, że Gaia może być częścią jakiegoś większego życia, na skalę galaktyczną. No cóż, ciekawe spojrzenie, inne... ale czy coś więcej? Czy to tylko inna interpretacja, systematyzacja zjawisk przyrodniczych, praw natury, które już znamy? Czy ta interpretacja może prowadzić do czegoś więcej, niż zmiany interpretacji (która sama w sobie jest odkryciem nowego zjawiska przecież... i co?) świata? Czy tylko (aż) do zmiany świadomości i postrzegania świata?

Moim skromnym zdaniem, przesadą jest uważanie, że Ziemia jest wielkim organizmem żyjącym (już z założenia błędna hipoteza), co nie zmienia faktu, że jest ona, jej składniki, ŚCIŚLE POWIĄZANA z życiem zwierząt i roślin. Równowaga klimatyczna istnieje i jest wytworzona przez organizmy żywe, a atmosfera wytworzona przez nie daje życie organizmom. Nawet można powiedzieć, że to nie ma znaczenia, czy Ziemia jest organizmem żywym, czy nie, najważniejsze, w jaki sposób oddziałuje praktycznie na życie. Najważniejsze jest to jak działa, a nie jak jest usystematyzowane w naszej świadomości. Co to zmieni, że nazwiemy Ziemię wielkim organizmem? Sprawi, że zaczniemy lepiej kontrolować pogodę? Sprawi, że zaczniemy kontrolować dzięki temu płyty tektoniczne i trzęsienia Ziemi?

Ok... wszystko ładnie, pięknie, tylko że... to wszystko są założenia (właściwie wiele założeń, nie wszystkie). Założenie, że organizmy żyjące wpływają, na przykład, na ruch tektoniczny planety (który nie wiadomo skąd się wziął tak naprawdę, nie ma innej planety, która ma coś takiego - przynajmniej nie jest znana przez nas). Nie ma żadnych dowodów, żeby sprawdzić, czy Ziemia byłaby taka sama bez życia, nie wiadomo, czy Ziemia jako planeta zachowywałaby się tak samo? A może jak Mars, albo Wenus? Dopóki nic nie jest w 100% pewne takie rozważania są ciekawą interpretacją, hipotezą... którą oddziela od gdybania tylko cieniutka linia (pomijając fakt, czy w ogóle takie gadanie nie jest stratą czasu). Dopóki jest niesprawdzalna, nie możemy z całą pewnością stwierdzić, czy Ziemia faktycznie tak oddziałuje  organizmami żywymi (zwierzętami i roślinami), jak zakłada hipoteza Gai. Najlepszy eksperyment, który by to sprawdzał (nieosiągalny dla naszego niskiego rozwoju technologicznego) jest terraformowanie, weźmy na ten przykład, planety Mars i rejestrowanie tego, co się z nią dzieje. Na razie jednak wszelkie zbyt daleko idące interpretacje są zbędne i niebezpieczne wręcz . Na razie można to potraktować jako pobudzającą wyobraźnię ciekawostkę.

2 komentarze:

  1. To bardzo ciekawa hipoteza, tylko często nadinterpretowana. Ludzie lubią wszystko personalizować, przyrównywać każde życie do ludzkiego. Ja, jak pisałem pod jedną z pierwszych notek, uznaje taką jakby rzędowość bytów, tak jak mamy organy, właściwie nieświadomie pracujące dla całego organizmu, tak i my tworzymy byty wyższe, choć ta wyższość nie odzwierciedla żadnej "lepszości". :P Kluczowa jest tu wspomniana homeostaza, która sprawdza się w skali całej planety. Nie możemy oczywiście przyrównywać nawet racjonalizmu działania bytów różnych rzędów, tak jak nie możemy porównywać naszego myślenia do "myślenia" nerki. W dzisiejszym świecie czas już na zredefiniowanie i ponowne przemyślenie wielu pojęć tkwiących korzeniami w czasach straszliwej ciemnoty. :P

    OdpowiedzUsuń
  2. to mi tu na myśl przychodzą hipotezy o pustej Ziemi; wnętrze Ziemi jest chyba słabo zbadane i rozmaite odjechane teorie to prowokuje; do tego jeszcze ten osobliwy Księżyc

    OdpowiedzUsuń