20150128

Torbiel zatokowa

"Torbiel zatokowa" brzmi niegroźnie, wręcz niewinnie, ale pod tą nazwą kryje się jedna z najdziwniejszych przypadłości medycznych.

Głównymi przyczynami torbieli są siedzący tryb życia, zbytnie pocenie się, nie mycie się.

Pięknie, ładnie, ale co to jest?

Torbiel zatokowa jest to dosłownie dodatkowa dziura w tyłku... albo nawet kilka dziur. Czy to nie jest zabawne?

Polska Wikipedia ma na ten temat do powiedzenia:

" choroba zapalna tkanki podskórnej szpary międzypośladkowej[2], powstający pęcherz znajduje się w okolicach kości ogonowej. W jego wnętrzu znajdują się włosy, które wyrosły podczas infekcji oraz płyn (ropa) zawierająca obumarłe komórki i płyn tkankowy. Choroba ta dotyka przeważnie mężczyzn w przedziale wiekowym od 15 do 24 lat, choć może występować również u kobiet."

Tworzą się torbiele, w których gromadzą się włosy i nie da się ich normalnie usunąć. Potrzebny jest zabieg:

Także ruszajcie się. To popłaca.




20150127

Jestem nikim i jest mi z tym dobrze

Faceci dopiero wtedy zaczęli się interesować informatyką i programowaniem, gdy pisanie kodu zaczęło być wpływowe i przynosić więcej pieniędzy. Dlaczego?

Faceci w wyborze życiowej "pasji" kierują się oni bardzo często dwoma czynnikami:
1. Pieniądze.
2. Prestiż.

Nigdy nie będzie wielu mężczyzn na pielęgniarstwie. Jest to bardzo ciężki zawód i mało prestiżowy. Dodatkowo pielęgniarki zarabiają mało... Facet nie idzie na jakiś kierunek, nie podejmuje jakiegoś zawodu, bo go lubi. On się kieruje dostępem do kobiet, a co daje większy wybór kobiet w społeczeństwie patriarchalnym, w którym kobiety zajmują niższą pozycję i mniej zarabiają, które w wielu przypadkach nie mają szansy na lepszy żywot...? Odpowiedź jest oczywista: pieniądze i prestiż. Pragnę zaznaczyć, że jest to skomplikowany dosyć temat i należałoby omówić całą kulturę włącznie z jej strukturą socjoekonomiczną. Można jednak to skrócić do jednego: im łatwiej w danym społeczeństwie w danym zawodzie o kobietę, tym większe prawdopodobieństwo, że będzie to zawód zdominowany przez mężczyzn. Można jednak jeszcze bardziej to uprościć (bez dokładnego omawiania struktur społecznych): to, jaki zawód wybiera dany człowiek i co lubi, co jest jej/jego pasją wynika z socjalizacji.

To społeczeństwo kreuje nasze charaktery, nie ma czegoś takiego, jak "bądź sobą" - u obu płci. Akurat wybrałam płeć, bo tu bardzo dobrze widać, jak społeczeństwo kreuje nasze pasje, hobby i tak dalej. Oczywiście, że kobiety "potrzebują" wsparcia i "namawiania" do nauk ścisłych, skoro od dzieciństwa się je od tego odciąga (i oczywiście uwielbiają one psychologię, języki historię i tak dalej).

Osobną i fascynująca kwestią pozostaje sama "męskość",  która mam wrażenie odbiera mężczyznom samą radość z życia i jednocześnie pojęciu "pasji" nadaje inny, szczególny wymiar.
Mężczyźni nie mogą okazywać pozytywnych uczuć, nie powinni spędzać zbyt długo z dzieckiem (bo co to on, baba?), muszą sięgać z repertuaru emocji po te najbardziej negatywne i destrukcyjne, muszą ryzykować swoim życiem (bo tak robi facet), muszą jeść źle i niezdrowo przez co mają sflaczałe i śmierdzące ciało, muszą nienawidzić kobiecej seksualności i jednocześnie dążyć do jak największej liczby zaliczonych babek i tak dalej. Absurd goni absurdy, nieszczęście goni nieszczęście. Takie jest społeczeństwo i mężczyźni oczywiście ulegają temu. Dochodzi do tego, że mężczyźni często robią rzeczy, które nie dają im satysfakcji i których nie cierpią, jako, że głównymi czynnikami, którymi się kierują to pieniądze i prestiż. Nie ma tu miejsca na satysfakcję, czy szczęście. Na pewno to znacie: przychodzi facet z pracy i narzeka, jak mu źle, że tak pracuje, nie chce przez to w ogóle pomagać, na dzieci drze się i warczy, łaskę robi komukolwiek, że w ogóle się odzywa. No, typowy facet prawie że. Zapomina kompletnie, że żona też pracuje i że on wcale nie musi pracować 11h-12h na dzień, ale to robi. Bo męskość. I ma z tego powodu pretensje do całego świata.

I można powiedzieć, że co ja gadam, przecież skoro społeczeństwo to kształtuje, to jak on może tego nie lubić, prawda? Nie mówię, że wszyscy tacy są, że nienawidzą tego, co robią, przecież na pewno "męskość" wielu facetom służy i na pewno lubią to, co robią, tak uważają i dobrze. Pamiętajcie jednak, że praca często jest stresująca i jak się siedzi tak długo, to daje w kość. Po drugie człowieka nie tylko kształtuje gender.

Nie ma czegoś takiego, jak powołanie. Logicznym jest, że skoro nasze pasje są ograniczone przez zbiór wszelkich zawodów w naszym społeczeństwie (w starożytności nie mógłby się urodzić "astronauta") to właśnie to społeczeństwo nas kształtuje. Nasza tożsamość, imię, nazwisko, charakter, hobby, pasje, marzenia, cele, intelekt i tak dalej - to wszystko jest wypadkową społecznych oczekiwań, presji, nawyków, wychowania, dzieciństwa, doświadczeń, przeczytanych książek, kultury, mediów, rówieśników. Nie jesteśmy nikim więcej. Zrozumienie tego jest przełomowe, bo i owszem, można nad tym intelektualnie rozważać, ale naprawdę poczuć, zrozumieć -  to zupełnie coś innego.

Nagle dociera do człowieka, jak irracjonalne i dziwne są nasze struktury społeczne i jak niepoważne jest życie. Jakie to wszystko jest zabawne i śmieszne, jednocześnie takie malutkie i nic nie znaczące. To wszystko jest sztuczne i wymyślone. Ja nie jestem sobą. Ty nie jesteś sobą. Jesteśmy nikim i to jest super. Nie "nikim, bo nic nie osiągnęłam". Nie ma czegoś takiego, jak sukces, czy osiągnięcie. To sztuczne twory. Ludzie zostali wytresowani, że muszą mieć "sukces" i to jest zabawne. Bo jesteśmy tylko ludźmi, wypadkowymi tysięcy lat ewolucji i tylko nimi jesteśmy. Dlaczego musimy wszystko utrudniać i komplikować? Dlaczego lis może być lisem i zachowuje się, jak lis, a człowiek, jak chce być człowiekiem, to zachowuje się, jak kompletny idiota? Dlaczego musimy tak bardzo poprzez religię i społeczne normy postępować wbrew naszej naturze? Czyż nie robimy z siebie wybryków natury? Karykatur samych siebie i karykatur społeczeństwa?

Jestem nikim, bo naprawdę jestem nikim. To nie negatywne uczucie, to nie uwłaczające uczucie, a raczej obojętne, albo wręcz wyzwalające. Bo i tak jest. Jesteśmy obojętni dla Wszechświata, który jawi nam się, jako "siła" nieprzyjazna życia, jesteśmy obojętni dla przyrody, która jawi nam się, jako straszna i bezlitosna w momencie, gdy zwierzę zjada drugie żywcem.

Nasze marzenia i cele nie mają znaczenia. Jesteśmy nikim. I tak umrzemy.

20150123

Nowe sposoby komunikacji, które odmienią nam sposób myślenia i pomogą... w odkryciach

Kiedyś, żeby dwie osoby, które żyły w innych państwach chciały porozumieć się ze sobą, musiały się posłużyć sobą albo kimś: czyli po prostu musiały wiadomość dostarczyć same. Nie było nośników wiadomości innych od ludzi, albo zwierząt (patrz: gołębie). W sumie były dwie opcje: dostarczyć wiadomość samemu (spotkanie na kawce) lub posłużenie się posłańcem, tudzież pocztą (tutaj następuje rozdzielenie nośnika informacji i pośrednika: papier jest nośnikiem, pośrednik listonoszem). W drugim przypadku nadawca i odbiorca nie mają styczności ze sobą, w pierwszym ciało nadawcy musi się zbliżyć do ciała odbiorcy (tutaj już pomijam takie szczegóły, jak to, że hałas wydobywający się z krtani nadawcy jest nośnikiem informacji, a narząd Cortiego odbiorcy je odbiera po czym jego mózg sygnały analizuje i przetwarza). Gdy piszę "ciało", chodzi mi o biologiczny nośnik, kupę mięsa, którymi jesteśmy.

Posługiwanie się posłańcem, lub pocztą, zastępowało rozmowy pojedynczych ludzi.

Oprócz sytuacji, w których jedna osoba chciała coś przekazać drugiej istniały przecież media i wynalazki, które owszem, przekazywały coś, ale nie były nigdy zaadresowane do żadnej konkretnej osoby. Mam na myśli książki i gazety. Tutaj informacja miała ograniczoną ilość autorów, ale nieograniczoną ilość odbiorców. Każdy, dopóki istnieje dana informacja, może ją odebrać. Przez to treść książek i gazet miała i ma charakter bardziej uniwersalny. Zazwyczaj informacje podawane do tego typu mediów nie są osobiste (ekhm, zazwyczaj), ale jak są, to jedno jest pewne: nie ma tutaj jednego, konkretnego odbiorcy.

Potem doszły telefony. Tutaj pośrednikiem stała się rzecz martwa. Dalej komunikacja polegała na rozmowie 1:1 (jeden nadawca:jeden odbiorca). Przemieszczenie się informacji w czasie i przestrzeni oraz sam kod informacji następował w tym samym czasie.

Pojawiło się radio, TV, które w swojej naturze są niezwykle bierne: odbiorca nie może w jakikolwiek sposób ingerować w informację nadawcy, nie może mu odpowiedzieć, nie ma interakcji pomiędzy nadawcą i odbiorcą. To samo tyczy się wyżej omawianych książek i gazet, podobnie zresztą do nich odbiorca nie jest z góry określony.

No i pojawił się komputer, a z nim gry, komunikatory i Internet, który przeniósł chyba całą możliwą ludzką Interakcję w wielką sieć. Jest jedna cecha Internetu, która to umożliwiła: brak bierności. Odbiorca już nie ogląda biernie filmu i nie jest już postawiony przed faktem dokonanym, odbiorca teraz aktywnie gra i uczestniczy w historii (fabule gry). W Internecie, jak napiszesz posta, to każdy go widzi i każdy może go skomentować.

Ale ja w sumie nie miałam pisać o tym.

Chciałam napisać o tym, że NASA będzie teraz robiło mapę 3D Marsa, w której to będą mogli sobie spacerować naukowcy i sobie "badać" czerwoną planetę. 

Generalnie obrazek w tym artykule jest mylący. Nie, nie będą wysyłać nośników hologramów na Marsa. Zrobią na odwrót: to Marsa "przeniosą" do nas...

I tak sobie myślę, że nie tylko hologram byłby dobrym "komunikatorem". Pamiętajmy, że hologram to tylko obraz i oprócz samej rozmowy nie może być żadnej interakcji. Największą jego wadą jest na razie to, że nie można go dotknąć, jednak z pomocą przychodzi technologia: przecież niekoniecznie musimy używać hologramu... możemy na przykład z jednego miejsca na świecie kierować robotem. I chodzić tym robotem do pracy. Albo na Marsa. A nawet nie musimy chodzić tym robotem, możemy sobie stworzyć własny wirtualny świat i tam chodzić do pracy (!), jednak chyba nie jest to na razie możliwe, z wielu powodów. I myślę, szczerze, że już prędzej chodzenie, jako robot się przyjmie z większym entuzjazmem (głównie dlatego, że mamy problemy techniczne w postaci konserwowania naszego ciała w czasie, jak będziemy w wirtualnej rzeczywistości, co sprowadza się do utrzymania naszego mózgu w stanie bardzo dobrym, albo przeniesienie naszej świadomości do innego medium, jednak na to się nie zanosi i czy kiedykolwiek się to stanie: nie wiadomo), niż tworzenie wirtualnej rzeczywistości.

Z resztą jeśli chodzi o pracę, to nawet robotów nie musimy używać, przecież już teraz dzięki Internetowi możemy pracować. Ale na Marsa taki robot by się przydał.

Cały rozwój komunikacji i transferu informacji jest swoistym wydłużenie naszego ciała i kolejny krok w stronę uwolnienia się z naszej biologicznej powłoki. Mały co prawda, ale to nie szkodzi. Jest nadzieja.


20150113

Z cyklu ródź sobie sam: "Zespół znikającego płodu"


Zespół znikającego płodu, inaczej nazywany "resorpcją płodu" polega na obumarciu płodu w macicy matki i wchłonięciu go przez płód bliźniaczy (ciąża bliźniacza). Zazwyczaj martwe szczątki są całkowicie wchłonięte przez żyjącego lub matkę, ale nie zawsze - czasami żywy/a brat/siostra skompresuje zwłoki rodzeństwa i powstaje wtedy płód papierowy lub sprasowany.

Powody śmierci płodu bliźniaczego są takie same, jak płodu "pojedynczego": wada chromosomalna, genetyczna, źle zaimplementowane łożysko... a także prawdopodobnie rywalizacja o dopływ składników odżywczych pomiędzy zarodkami, a potem płodami.

Często dzieje się tak, że płód już w okresie zarodkowym przestaje się rozwijać i zostaje wchłonięty. To zjawisko zachodzi nie tylko u ciąży bliźniaczej, ale też pojedynczej.

Ryzyko dla życia i zdrowia matki w przypadki wystąpienia zespołu znikającego płodu zależne jest głównie od dwóch czynników: czy ciąża jest jedno- , czy dwukosmówkowa (głównie wzrasta ryzyko dla śmierci drugiego płodu przy ciąży jednokosmówkowej) i w którym miesiącu płód obumarł. Do komplikacji należą: poronienie żyjącego płodu, przedwczesny poród, infekcja pochodząca od obumarłego płodu, krwotok i śmierć, jednak to w rzadkich przypadkach, gdy obumarcie następuje w trzecim trymestrze.

Zespół znikającego płodu występuje stosunkowo często. Wg niektórych szacowań, aż w 85,6% ciążach bliźniaczych jeden z płodów obumiera (1/8 ciąż to ciąże podwójne). Oznacza to, że wiele kobiet było w ciąży bliźniaczej i nawet o tym nie wie. Niestety dokładne oszacowania zjawiska są niemożliwe (na razie), jako, że wchłonięty bliźniak często nie pozostawia po sobie żadnego śladu...

Biorąc pod uwagę to, że płód z matką konkurują o dopływ składników odżywczych (brak równowagi pomiędzy tymi zwalczającymi się siłami powoduje różne komplikacje) nie powinno dziwić, że taka konkurencja dotyczy również brata/siostry bliźniaka/czki...

Takie wyrachowanie i "bezduszność" słodkich bobasków może szokować, ale nie jest niczym nienormalnym, ani nienaturalnym. Są w przyrodzie takie przypadki, że cała rodzina się zjada - matka zjada ojca (w końcu spełnił swój obowiązek...), a potem dzieci zjadają matkę (jak urodzi). W ciąży człowieka, bardzo wyczerpującej dla organizmu, żadne składniki odżywcze nie mogą się zmarnować.


20150107

Twory rozpieszczonych i abstrakcyjnych ludzi

Mimo wszelkich wad naszej służby zdrowia jesteśmy... uprzywilejowani. Mamy dostęp do szczepień, specjalistów, pielęgniarek, lekarzy. Mamy ratownictwo medyczne, środki przeciwbólowe, chemioterapię, ostre dyżury, nocne i świąteczne... Nie wnikam w jakiej formie występują te, wymienione przeze mnie rzeczy, w poszczególnych zakątkach kraju. Nie wnikam z jakimi problemami się borykamy, bo to tutaj nie ma znaczenia.

Wynalazki takie, jak szczepienia i leki potrafią docenić ludzie, którzy mają odpowiednią perspektywę. Jaką? Na przykład taką, że mają realną szansę umrzeć, być sparaliżowanym lub przewlekle chorym z powodu zarażenia się paskudztwem, na które jest szczepionka. Albo lekarstwo.

Anty-szczepionkowców, anty-GMO-wców uważam za twory abstrakcyjne. Z jakiej racji? Bo są abstrakcyjne. *koniec notki i wychodzi*

Poważnie jednak sprawę ujmując... Gdy się tak staje człowiek trochę bardziej świadomy i wie po prostu lepiej, jak na świecie wygląda ogólna sytuacja, to zaczyna patrzeć na pewne sprawy inaczej. Mniej pobłażliwie. Pogardliwie wręcz.

Posiadanie ideologii to luksus. Posiadanie ideologii nie popartej twardymi faktami i danymi to już taki luksus, że hoho! Pierwszy świat. Anty-szczepionkowcy to najbardziej uprzywilejowani ludzie. Bycie anty-szczepionkom to zwykła fanaberia rozpieszczonych ludzi, którzy nie mają co robić ze swoim czasem.

Z przywilejem jest tak, że jak go człowiek ma, to nie wie o tym i jest zwyczajnie ślepy oraz nie wie, jak bardzo jest uprzywilejowany. Tak więc gdy w Afryce walczą o dostęp do szczepionek, to w Polsce i innych krajach zachodu ludzie nie chcą się szczepić. Czemu? Bo człowiek, który ma wszystkie podstawowe potrzeby zapewnione w nadmiarze może zużyć czas na inne przyjemności. Może zacząć rozwijać swoją tożsamość. Na przykład dołączyć do jakiegoś ruchu. Wtedy przynajmniej nie jest "zagubiony" i ma tzw., "cel w życiu". Na przykład, narażanie własnych dzieci na śmierć. Fajne hobby.

Ludzie z dalszych stron świata, mniej uprzywilejowani nie mają luksusu posiadania ideologii. Nie mogą powiedzieć: jestem ANTY-współczesna-medycyna i potem, jakby to było w 100% okej, iść do szpitala z powodu powikłań jakiejś choroby, na którą jest dostępna szczepionka.

Ludzie są anty-cośtam nie dlatego, że naprawdę w to wierzą. Oni tacy są, bo po prostu mogą.

Innymi istotami, które nie mają szerokiego dostępu do medycyny i mają iście hardkorowe życie to zwierzęta.



Ta czaszka należała kiedyś do wilka. Ta poszarpana dziura na środku, powstała w wyniku guza (niestety opis zdjęcia jest dosyć lakoniczny). Wilk nie miał ibuprofenu. Nie miał antybiotyków. Nie miał szczepionki przeciwko tężcowi. Nie miał chemioterapii. Nie miał podanych leków przeciwko pasożytom. I dlatego umarł. Powolna, straszna śmierć. Rzeczywistość zupełnie inna od rzeczywistości bujających w obłokach rodziców z arystokracji.

Innym przykładem podobnej patologii kości jest to:


Polecam obejrzeć cały film, a jak nie chcecie to przewińcie na sam koniec. Czaszka tej nieszczęsnej wiewiórki tak wygląda tylko i wyłącznie dlatego, że się po prostu w jakiś sposób skaleczyła. Ona nie miała antybiotyków. Ona nie miała szczepionki. I umarła... z głodu.

Nie obrażajcie ludzi w prawdziwej potrzebie swoimi fanaberiami. Doceńcie to, co macie.

P.S. Mogę się założyć, że są rodzice, którzy nie szczepią swoich dzieci, bo chcą je zabić, albo im zaszkodzić. Tyrani domowi zawsze znajdą drogę. Oni się dobrze maskują... .