20150529

Dlaczego nie warto dyskutować (szczególnie w Internecie)

1. Brak logiki i racjonalności są jednym z powodów, dla których nie powinnyśmy dyskutować - taka "dyskusja" jest tylko dyskusją z nazwy. Z boku bardziej przypomina to wiejską bijatykę dwóch ćwierćinteligentów, niż kulturalną rozmowę. Masz dobry argument, który logicznie rozkłada na łopatki "argument" rozmówcy? Zapomnij, nie licz na to. Bo nie to jest prawda, co jest prawda, tylko to, co ja uznam za prawdę. A, no i kto głośniej "krzyczy". Celem Twojego rozmówcy nie jest poznanie prawdy, a publiczne poniżenie drugiej osoby (czyli Ciebie) i utwierdzenie się w przekonaniu o swojej słuszności. Przecież nikt się nie chce przyznać do błędu, prawda? Nawet przed samym sobą.

Skrajnym przypadkiem są tutaj pojedynki. Poróżniliście się ze swoim przyjacielem? Ma on inne zdanie? Jak rozwiązać ten problem? Poczytać odpowiednie książki, zaktualizować wiedzę, pomyśleć spokojnie? Rozwiązać to rozsądkiem? Przyznać racje temu, kto ją miał? Nie. Jedynym "logicznym" rozwiązaniem w tym momencie jest napierdalanie się. Potwierdza to tylko i wyłącznie moją tezę, że dyskusja nie polega na faktycznej dyskusji, a rywalizacji. Ukryte motywy i te sprawy.

Przecież to oczywiste, że skoro ja uważam B, Ty uważasz A, to znaczy, że chcesz mi wpierdolić i taka różnica zdań, to dobry pretekst. Proste? Proste. Menszczyźni to mają wyjątkowy talent do robienia kurwy z logiki, czyż nie?

2. "Argumenty" ad personam są nagminne (co ciekawe, często zarzuca się rozmówcy właśnie brak ów nieszczęsnej logiki, tak jakby szastanie tym słowem powodowało, że intelekt wrasta i że faktycznie jesteśmy mądrzejsze - no, nie to tak nie działa, niestety). Słowo "logika" to nie wytrych, dzięki któremu wygramy dyskusję: "Brak logiki! Wygrałem!". To ogromna różnica faktycznie rozumować logicznie, a rozumieć znaczenie słowa "logika". Właściwie zasadnicza...

3. Brak odpowiedniej wiedzy. I co teraz zrobić: widzisz, że arogancja i słoma z butów wychodzą u Twojego przeciwnika, więc pozostaje Ci tylko jedno w przypadku posiadania większej wiedzy, niż rozmówca: musisz się zniżyć do jego poziomu. Musisz zacząć mu wyjaśniać pewne zjawiska, które dla Ciebie są jasne, jak słońce i od dawna poznane, ale dla Twojego rozmówcy (przekonanego o swojej racji) nie. Strata czasu i nerwów.

4. Buta i arogancja, czyli brak szacunku do rozmówcy. Roszczeniowa postawa i pretensje do całego świata. Opiszę teraz skrajny przypadek: facet na swoim osobistym profilu zadał pytanie na jakiś kontrowersyjny temat i oczekiwał na specjalistów, którzy do niego przyjdą i mu to rozwiążą. Brak odpowiedzi z ich strony kwitował: "Widzicie? Nikt nie jest w stanie mi odpowiedzieć, to znaczy, że mam rację!". Oczywiście, jak na Prawdziwego Menszczyznę przystało w opisie miał "Jestem racjonalny i logicznie omawiam otaczająca mnie rzeczywistość". Zwyczajny oszust.

Co robi normalny człowiek, gdy się chce czegoś dowiedzieć? Zamiast czekać, aż mu manna spadnie z nieba, sam poszukuje odpowiedzi.

Jak wyjaśnić zachowanie danego osobnika? Albo po prostu tępy i głupi, albo czuł, że może przegrać prawdziwa dyskusję (a więc unikał konfrontacji). 

5. "To je walka - czyli wszystkie chwyty dozwolone" - manipulacja, kontrola tłumu, wyrywanie z kontekstu, durne porównania , uogólnienia, przeinaczenia i stosowanie przeróżnych zabiegów erystycznych. Nie. Po prostu nie. Jest to zaprzeczenie racjonalnego rozumowania. 

6. "W dupie mam prawdę - tu chodzi o ego i o moje emocje, bo tylko ja się liczę, ja ja ja ja ja ja!!!" -brak dobrych chęci ze strony rywala. Widać od początku, że nie chce poznać prawdy, że nie chce poznać Twojego punktu widzenia, a jesteś jedynie środkiem do utwierdzenia się w jego racji. Cokolwiek zrobisz, cokolwiek powiesz, zadziałają tutaj mechanizmy obronne i Twój rozmówca zawsze sobie i wszystko wyjaśni, każde niedopatrzenie z jego strony, każde zaprzeczenie, każdą nieścisłość. Dopasowywanie faktów do teorii chroni zdrowie psychiczne ludzkości przed zagładą od początków jej powstania...

Moje cele dyskusji są rozbieżne z celami dyskusji wielu innych ludzi. Ja chcę ciastko, a oni dają mi homara. Aby dwoje chciało na raz, to coś tam ambaras. Nie da się.

Tak naprawdę to wszystko, co napisałam w powyższych punktach można by wyjaśnić krótko błędami poznawczymi i bugami mózgu, bo z własnej obserwacji, jak i czytelnictwa różnych lektur wynika jedno: ludzie są nikim ważnym i nie warto marnować czasu na chwilowy, marny i trywialny wzrost ego. 

20150507

Smoki, elfy, kosmici, inteligentna maź - spoko, to futuryzm, fantazja; równość płci - przecież to nierealne!!!

Pamiętam, że na pewnym blogu autorka pisała o Lemie i o tym, jak bardzo mało opisał on w swoich książkach dobrych kobiecych postaci. Zarzut nie dotyczył tylko nijakości tych kobiet, ale ogólnie słabej reprezentacji kobiet w jego dziełach.

Obrońcy Lema, jak zwykle w podobnych przypadkach mieli niezawodny argument: "ale on żył w innych czasach". I to mnie szczerze bawi.

Lem był futurystą. Futurystą. Jego rolą było wybieganie w przyszłość. 



Opisywał on wiele różnych możliwych scenariuszy rozwoju ludzkości. Odpowiedzcie sobie szczerze, czy naprawdę inteligentny mężczyzna, jak Lem, był w stanie wyobrazić sobie życie w formie świadomej planety, ale idea równości płci już przerasta jego możliwości intelektualne...? "Bo żył w innych czasach"? Wow. Szczerze wprawia mnie w osłupienie ten "argument". Tak na marginesie... on żył w czasach, w których feminizm się rozwijał. On nie mieszkał w jaskini.

Powiedzmy to wprost: Lem świadomie wybrał umniejszenie roli kobiet w swoich książkach i zahamowanie rozwoju feminizmu w swoich wizjach przyszłości. Świadomie wybrał bierność i nie poruszanie tego tematu. Chyba jednak ten stary dziad taki inteligentny nie był...

20150503

Zadufane w sobie mentalne dziady, czyli: młodzi, nie przejmujcie się swoją ignorancją

Świat obiegła wiadomość, że dzieci nie znają daty wybuchu drugiej wojny światowej. A ja się pytam i co z tego? Nie znają też bardzo wiele innych rzeczy i bardzo wiele innych dat. Tyle narzekają w Internetach, że jakichś niepotrzebnych rzeczy ich każą się uczyć, że mitochondria, że głupia historia, że głupie lektury na polskim i tak dalej... więc o co chodzi...? Gdzie tu konsekwencja? Tak samo osoby wypominające młodym, jacy to oni rozpieszczeni i ignoranccy. Po co komuś wiedza dla wiedzy? Żeby sobie fapać do lustra: "O JAKI JESTEM MONDRY, NIE MAM NIC INNEGO DO ZAOFEROWANIA ŚWIATU, ALE JESTEM ENCYKLOPEDIĄ DAT I TYLKO TO SIĘ LICZY, TYLKO JAJAJAJA, JA JESTEM NAJMONDRZEJSZY", a może, żeby "zwyciężyć" w kolejnej, bezcelowej Internetowej dyskusji i podnieść swoje poczucie wartości?

Moim zdaniem młode pokolenie wygrało jedno: naukę na błędach starych dziadów. Tak, Waszych błędach.

Z resztą, co ja gadam, przecież zawsze tak było. Na dzisiejszych starych dziadów niegdyś narzekały stare dziady sprzed 100 lat i tak to się kręci. Po prostu niektóre osoby nie nadążają za rozwojem cywilizacji. Różnica pomiędzy pokoleniami nie polega bowiem na zmianie niektórych cech liniowo, czyli młodzi są bardziej pewni siebie, starzy bardziej coś tam i tak dalej. W dzisiejszych czasach świat tak szybko się zmienia, że można już mówić o różnicach pomiędzy 30-latkami i 20-latkami, a co dopiero mają mówić osoby starsze? To nie jest intensyfikacja jakichś pojedynczych cech, to nie jest coś, co można zmierzyć liniowo, to jest kompletnie inna mentalność, odmienny stan psychiczny.

Oburzenie na ignorancję młodziaków miałby jeszcze sens, gdyby ta wiedza mogłaby nam dostarczyć realną ewolucję rasy ludzkiej. Niestety nie ma to żadnego znaczenia, bo i ciężko wyciągnąć jakieś logiczne i racjonalne wnioski z wiedzy, która młodym z pokolenia na pokolenia wciskają starzy na siłę z oburzoną gębą: BO JAK TY MOŻESZ TEGO NIE WIEDZIEĆ. Normalnie. Tak, jak Ty nie wiesz, jak sformatować Windowsa, albo zainstalować Linuxa.

Tak, yhm, jak będziecie się tak zwracać do innych na pewno zyskać szacunek. Jak będziecie z pretensjami i roszczeniami wyskakiwać do innych ludzi. Na pewno. Nie wiem, może tak było za PRL, ale teraz szacunek nie zyskuje się strachem, ani wymuszeniem. My, młodzi i młode widzieliśmy, jak nasi rodzice są zaślepieni bezsensowną pracą dla pracy i jak ulegają autorytetom i po prostu mamy tego dosyć.

Młodzi nie są Wam nic winni. Chyba, że im zazdrościcie i też chcecie im zatruć życie, tak, jak Wam zatruwali. Droga wolna.

Odwalcie się od nas. Ja wiem, że boicie się przemijającego czasu, że widzicie w młodych utracone Wasze szanse i jakie Wasze życia sa nie takie, jakbyście chcieli, żeby były. Tylko droga do naprawienia swojego życia nie wiedzie poprzez trucie innym. I to własnie przekazujecie młodym swoją postawą. Niezbyt mądrze, prawda?

Wiedza dla wiedzy to głupota i strata czasu. Koniec i kropka.

Syndrom poaborcyjny formą terroryzmu chrześcijan?! - cz.3

Oficjalnie nie ma czegoś takiego w medycynie, nie ma wyodrębnionej jednostki chorobowej zwanej "syndromem poaborcyjnym".

Nie ma syndromu "poślubnego", a już w ogóle kompletnym tabu jest nienawiść do własnych dzieci i żałowanie posiadania ich. Chociaż jest coś takiego, jak depresja poporodowa, która ponoć może się ciągnąć nawet latami. Czy w takim wypadku jest to naprawdę ta depresja poporodowa, czy już zwykła nienawiść do dzieci, męża i swojego życia?

Każdy człowiek ma prawo do żałowania podjęcia jakichś decyzji. Są ludzie, którzy żałują wyjścia za mąż. Są ludzie, którzy żałują posiadania dzieci. Są ludzie, którzy żałują przeprowadzenia na sobie aborcji. Podejmowanie decyzji i ewentualny żal jest naturalną koleją rzeczy. Nie ma co rozdrabniać tematu i dramatyzować. Popełniamy błędy, bo żyjemy, czyli wszystko jest ok.

Jednak z jakiegoś niewyjaśnionego powodu, nie każdy może się z tą naturalną koleją rzeczy pogodzić. Skutkiem tego jest między innymi istnienie w społecznej świadomości takiego czegoś, jak "syndrom poaborcyjny". Myślę, że nie trzeba tłumaczyć dlaczego.

Nauki, w tym medyczne, od zawsze były upolitycznione... sam proces społecznych zmian i ewolucji świadomości jest niezwykle ciekawy i oczywiście, jak już wspomniałam, w tym przypadku dotyczy syndromu poaborcyjnego, ale nie należy zapominać, że dynamika tego procesu dotyczy właściwie wszystkiego - całej nauki, całej polityki, całego społeczeństwa.

Przeglądając różne materiały na temat odmiennych poglądów, życie socjalne homo sapiens, gody, zbierając informacje na temat świata, polityki, gospodarki i społeczeństwa i analizując argumenty przeciwnych z założenia partii, przychodzi w końcu do człowieka taka myśl, że to wszystko nie ma sensu i te wszystkie argumenty nie mają sensu i są kretyńskie. Wiele z nich jest całkowicie sprzecznych ze sobą. Wiele z nich nie ma pokrycia w rzeczywistości. A przede wszystkim wiele z nich jest polana taką dozą nienawiści i irracjonalności, że głowa boli. Czy widzieliście kiedyś racjonalnego mizogina, który chciał banować kobiet wstęp na studia i argumentował to tym, że kobiety są głupsze (i to podobno kobiety przesadzają)? Przecież to nie ma sensu: jeśli kobiety faktycznie byłyby głupsze, to nie trzeba byłoby im banować studiowania. I tak, posłużyłam się tutaj przykładem feministycznym, ukazujący menską głupotę w czystej postaci, ale moim skromnym zdaniem jest to jedna z rzeczy, która jednocześnie jest tak irracjonalna i ma ogromny wręcz wpływ na życie miliardów ludzi. Nie sposób więc jej pominąć, gdy mówimy o podejmowaniu decyzji i formowaniu się poglądów.

Nie będziemy tutaj omawiać w żadnym wypadku całego gendera. Zmierzam do tego, że...

...można wręcz zadać sobie pytanie, czy jakiekolwiek idee wywodzą się z racjonalnego, zimnego rozumowania, czy po prostu z emocji, tudzież psychiki. Czy wszystko jest tylko i wyłącznie racjonalizacją, a u źródłach naszych decyzji i poglądów stoją "zwykłe" uczucia i instynkty? A te wszystkie filozofie, edukacja, nauka, pseudointelektualne dyskusje są jedynie przykrywką i swoistym oszustwem, sztucznie odgradzającym nas od "świata zwierząt" i stawiający nas na piedestale? Czy wszystko, co mówimy ma drugie dno? Czy nasze poglądy są wypadkową naszej budowy mózgu i społecznych norm?

Można wręcz zadać pytanie, które dotyka jeszcze większych podstaw nie tyle, co rozumowania i ogólnej świadomości społecznej: czy tzw "logiczne" rozumowanie istnieje? Czyżby wytykanie innym ludziom brak logicznego myślenia było jedynie zabiegiem erystycznym? Jedynie manipulacją? Która ma, rzecz jasna, drugie dno?

Czy kiedykolwiek ten świat uszyty z kłamstw da się zburzyć? Czy w ogóle warto? Ponoć kłamstwo ma krótkie nogi, ale jak to jest, że wielu ludzi żyje kłamstwem i ułudami, karmi się tym... mało tego, cieszy się z tego? Jak to jest, że tyle ludzi żyje sobie bezkarnie kłamiąc? Akurat to jest prawda, bo gadanie w stylu "kłamstwo ma krótkie nogi" jest myśleniem życzeniowym, złudzeniem, że świat jest sprawiedliwy i każdego spotyka to, na co zasłużył. Oczywiście pomijam fakt, że tego typu zabiegi często służą manipulacji drugiej jednostki (najczęściej dzieci).

Bardzo ciężko wyobrazić sobie świat, w którym Wszechświat ma nas w dupie i jest całkowicie obojętny na nasze moralne rozterki i że nie ma dobra i zła. Widocznie im bardziej przypadkowe nasze życie, tym bardziej potrzebujemy wierzyć w tego typu rzeczy, co z resztą widać po stopniu religijności państw biednych. Dodać do tego błędy poznawcze i mamy społeczeństwo, których fundamentami są iluzje i kłamstwa.

Więc kiedy czytam na temat osób, które pikietują przed klinikami, a potem same robią sobie aborcję nie mogę wyjść ze zadziwienia. Kiedy czytam na temat osób, które mówią o świętości życia, a potem zabijają lekarzy, nie mogę wyjść ze zdziwienia. Można tutaj przytoczyć jedynie słowa George'a Carlina: "A więc, gdyby ten płód (abortowany - przyp. tłum.) okazał się wyrosnąć na ginekologa, to wtedy można go zabić? (o pro-life)"

Jedyne, co mi się ciśnie na usta to jedno słowo: DLACZEGO?

Czy jest to "zwykła" hipokryzja? Czy istnieje jakiś efekt psychologiczny odpowiedzialny za tego typu irracjonalne zachowanie ludzi?

Inną grupą, która może się pochwalić dwulicowością o podobnym poziomie są homofoby. Było już wiele badań, które wykazały, że są to po prostu kryptogeje, które wypierają ze świadomości swoją homoseksualność. Czy to samo dzieje się z osobami pro-life? Czy ogólnie osoby o poglądach konserwatywnych cechuje większa hipokryzja spowodowana wyparciem? Czy aborcja dla części kobiet pro-life była tak traumatycznym przeżyciem, że te wolą to wyprzeć ze świadomości i w ten sposób przekształcają się w fanatyczki?

Ostatecznie nasze rozważania mogą nie mieć w ogóle sensu i racji bytu. Być może faktycznie część kobiet wypiera aborcję ze świadomości i ich "syndrom poaborcyjny" przybiera postać poglądów pro-life, a w skrajnych przypadkach zamieniają się one w fanatyczne aktywistki. Stety albo niestety musimy pamiętać, że korelacja, to "tylko korelacja". To, że na ogromną liczbę aborcji decydują się kobiety pro-life jest spowodowane tym, że po prostu to kobiety religijne są zazwyczaj przeciwko aborcji z wiadomych względów. Wiadomo też, że religijność jest skorelowana z biedą. A bieda z liczbą aborcji, co chyba nie dziwi żadnej osoby, a zwłaszcza kobiety, która kiedykolwiek rozmyślała nad swoją sytuacją i posiadaniem ewentualnych dzieci.


.....................

Cześć. Poniżej znajduje się materiał, który oficjalnie nie jest w tej notce, ale miał się znaleźć. Notkę pisałam fragmentami w dużych odstępach czasu, dlatego myśli i idee są rozrzucone i trochę chaotyczne. Niektóre z nich nie nadawały się na ostateczną wersję notki, jednak uważam, że nie są kompletnie bezwartościowe. Jako autorka postanowiłam, że te fragmenty tu zamieszczę, jako ciekawostkę, jako impuls do dalszych przemyśleń i/albo dyskusji.

Często uważamy się za prawych, sprawiedliwych, wspaniałych, a jakby tego było mało: za lepszych od innych. Oczywiście mądrzejszych. Bardziej "moralnych". Szczególnie konserwatyści, którzy mają złośliwy nawyk nierozwiązywania problemów, a bezmyślnego osądzania. Oni chcą, żeby było "prawo", a nie, żeby było dobrze. Znamy jednak siebie na tyle, na ile nas sprawdzono. Wygodnie prawić morały siedząc w ciepłym domu z dostępem do wody pitnej w kraju, gdzie są przestrzegane prawa człowieka (ekhm, powiedzmy). Tak więc powstają dziwne ruchy anty-szczepionkowców (którzy przy zachorowaniu dziecka oczywiście jadą do szpitala z dostępem do nowoczesnej medycyny), pro-life (bo jestem na tyle bogata, żeby sobie w podziemiu zrobić aborcję, ale siebie za to nienawidzę i żałuję tego, bo myślałam, że jestem "lepszą" osobą, więc chce zakazać tego innym, na złość, bo przecież nie będę siebie nienawidzić), starzy vs młodzi "bo kiedyś było lepiej" (też chlaliśmy i paliliśmy papierosy, ale zazdrościmy młodym niezmarnowanego życia i nowych szans, bo sami nie spełniliśmy swoich marzeń i nie mamy nic ciekawego do przekazania nowym pokoleniom).

Wszystko, co robimy, nawet decyzje, które nazwalibyśmy racjonalne wywodzą się z emocji. To nasze uczucia są paliwem dla naszych działań. Co więc kieruje konserwatystami? Na pewno nie "logiczne" rozważania, ani nie "zdrowy rozsądek".

Czy można terroryzm chrześcijan, w postaci narzucania swojej woli (która objawiać również poprzez typowe zamachy terrorystyczne, a nie tylko "niewinne" pikietowanie przed kliniką) jest niczym innym, jak wściekłością i nienawiścią do samych siebie? Mechanizmem obronnym? Wyparciem? Ignorancją? Wymieszaniem tego wszystkiego po trochu?

Fanatyzm religijny jest jednym z nich.

Przeglądając materiały na temat chrześcijańskiego  terroryzmu, dociekając psychologicznych aspektów bycia aktywistą/ką pro-life umyka nam jeden bardzo ważny aspekt, który był już raz wspomniany na początku notki i który trafia w sedno, tak naprawdę, w sedno tego zagadnienia. Nie pisałabym tej notki, gdyby nie... polityka.

Mimo, że działania przestępcze chrześcijan mają ten sam charakter, co na przykład działania przestępcze islamskich ekstremistów nie zobaczyliście narodowych debat na temat bezpieczeństwa narodowego po terrorystycznym wyskoku Breivika, który w imię chrześcijańskiej religii napadł i zamordował 60 dzieci. Gdybyśmy chcieli być konsekwentni musielibyśmy nazwać Brevika chrześcijańskim terrorystą. Zaskoczeni?

Podczas, gdy aborcje i pikietowanie przed klinikami są głównie przeprowadzane przez osoby, które posiadają zdrową macicę, jajniki i pochwę identyfikujące się z płcią "kobiecą", tak najgorsze akty terroryzmu (morderstwa, bombardowania) są sprawką osób posiadających penisy i identyfikujące się z płcią "męską". Nie zajmiemy się tutaj omawianiem różnic genderowych, bo i nie o to tu chodzi. Mężczyźni nie tylko w terroryzmie "królują", ale ogólnie częściej i bardziej są agresywni, czyli po prostu dopuszczają się gorszych w skutkach aktów agresji. Głównie kobiety przeprowadzają aborcje i to one jednocześnie czasem są pro-life (na tym zjawisku się skupimy), zaznaczając, że i mężczyzna może być pro-life i na przykład namawiać córkę/żonę/partnerkę do aborcji.

Mimo, że mężczyźni nie mogą sobie zrobić aborcji, omawiane przez nas zjawisko w gruncie rzeczy ich dotyczy, bo rozszerza się ono na wiele innych aspektów życia, a podstawy, źródło jego pochodzenia leży w ludzkiej psychice. Niełatwo jest bowiem dostrzec, że nie tylko kobiety

Mechanizm kierujący kobietami pro-life, które robią sobie aborcję i są aktywnymi fanatyczkami można przenieść na każdą inną dziedzinę życia.