20140227

O mediach i stereotypach - cz. 2

Dzień dobry.



Wystarczy wpisać w Google "kobiety rozróżnianie kolorów", by przekonać się, że nawet chcące uchodzić za naukowe portale powielają ten stereotyp - bez uprzedniego sprawdzenia.

W dzisiejszym odcinku skupmy się na polskich gazetkach.


ŚLEPOTA BARW

W polskim wydaniu Scientific American, 2012-08-09, w artykule pod tytułem "Czy kobiety lepiej widzą kolory niż mężczyźni?" jest napisane:

"
Wielu wybitnych malarzy czy projektantów mody to mężczyźni – i oni zapewne doskonale rozpoznają kolory. Statystyki są jednak bezlitosne. Problemy z rozróżnianiem barw ma aż 8% panów i tylko 0.5% pań. Wynika to przede wszystkim z budowy i położenia genów determinujących widzenie barwne. U mężczyzn ich mutacje są co najwyżej nieszkodliwe, a u kobiet – zwykle obojętne lub nawet korzystne.

"
w Internetowym artykule nie ma żadnych źródeł. Dalej:

"
W przypadku genów kodujących opsyny M i L niektóre mutacje nie prowadzą do ich inaktywacji, lecz skutkują przesunięciem maksimum wrażliwości na barwy nawet o 15–20 nm. Ponieważ kobiety mają dwa chromosomy X, umożliwia to występowanie w ich siatkówce czterech podrodzajów czopków M/L o nieco odmiennej wrażliwości w zakresie zieleni i czerwieni. Teoretycznie kobiety takie mogłyby widzieć świat tetra- lub pentachromatycznie – o ile poradzi sobie z tym układ wzrokowy, a zwłaszcza kora wzrokowa. Badania prowadzone przez Jordan i Mollon na University of Cambridge w latach dziewięćdziesiątych potwierdziły, że na pewno tak się dzieje w przypadku czterech rodzajów czopków.

Lepsze widzenie kolorów przez płeć piękną nie jest unikatową cechą ludzi. U większości gatunków małp Nowego Świata wszystkie samce są dwuchromatami (widzą dwubarwnie), ponieważ u tych zwierząt na chromosomie X znajduje się tylko jeden gen opsyny. Natomiast samice, mające dwa chromosomy X, zyskują szansę odziedziczenia dwóch nieco się różniących wariantów tego genu i wtedy widzą trójbarwnie.

"
Wow, te małpy też sprawdzę. Zainteresowały mnie z kolei liczby dotyczące występowania ślepoty barw. Na polskiej wiki jest napisane coś innego:

„ 

Ślepota barw jest zazwyczaj wadą wrodzoną, uwarunkowaną genetycznie, dziedziczoną recesywnie w sprzężeniu z chromosomem X. Z tego też powodu znacznie częściej dotyczy mężczyzn (ok. 1,5%) niż kobiet (ok. 0,5%). Ponieważ mężczyźni nie przekazują swojego chromosomu X swoim męskim potomkom, zatem mężczyzna ze ślepotą barw nie przekaże jej swojemu synowi. Kobieta, mając dwa chromosomy X może być nosicielką genu ślepoty barw nawet o tym nie wiedząc. Jeżeli po stronie rodziny matki jest mężczyzna, który ma ślepotę barw, to jest duża szansa, że jej dziecko odziedziczy jego gen. Przyczyni się to do ślepoty barw zazwyczaj w przypadku, gdy dziecko będzie płci męskiej. W bardzo rzadkich przypadkach matka sama będzie miała tę wadę. Oznaczać to będzie, że posiada dwa „ślepe na barwy” chromosomy X. Fakt, że gen ślepoty barw jest w chromosomie X, jest przyczyną, że prawdopodobieństwo wystąpienia tej choroby u mężczyzn jest od 10 do 20 razy większe niż u kobiet. 

Zatrzymajmy się w tym momencie, myślę, że tekst jest warty przeanalizowania – a przynajmniej dla osoby, która nigdy nie pałała miłością do genetyki. Jest pewna rozbieżność w liczbach, ponieważ u góry jest napisane, że kobiety chorują trzy razy rzadziej, a ostatnie zdanie mówi o średnio kilkanaście razy większym prawdopodobieństwie wystąpienia choroby u mężczyzn. Z kontekstu wynika, że jest to spowodowane tym, że kobieta posiada dwa chromosomy X, a mężczyzna jeden. Kobieta może być nosicielką, a mężczyzna nie. Kobieta może pozwolić sobie na komfort posiadania jednego wadliwego genu, ponieważ ma drugi zapasowy na drugim chromosomie X. Mężczyzna nie ma takiego komfortu.

Niestety trochę nie po polsku napisali. Nie wiadomo, o co im chodzi.



Angielska Wikipedia zdaje się potwierdzać dane z artykułu:

"

In individuals with Northern European ancestry, as many as 8 percent of men and 0.5 percent of women experience the common form of red-green color blindness
"

I potem, powoływane na inne źródło:

"

About 8 percent of males, but only 0.5 percent of females, are color blind in some way or another, whether it is one color, a color combination, or another mutation.
"
Kolejne:


One of the common color vision defects is the red-green deficiency which is present in about 8 percent of males and 0.5 percent of females of Northern European ancestry.

"

Generalnie kilka razy pojawia się odniesienie do płci i wydaje się, że jest niezły burdel w tym artykule.

Polska wikipedia podaje, że prawdopodobieństwo wystąpienia ślepoty barw jest 10-20 razy większe u mężczyzn (fenotyp). Stosunek ilości mężczyzn:kobiet wg angielskiej wikipedi wynosi 16:1. Nie zmienia to faktu, że polska wikipedia podaje liczbę 1,5%, jako procent mężczyzn chorych. Skąd ta liczba?
Proszę zwrócić również na pewną rozbieżność: Pierwszy cytat mówi o daltonizmie, odmianie ślepoty barw, a drugi twierdzi, posługując się tymi samymi liczbami, że kobiety i mężczyźni chorują na jakąkolwiek odmianę ślepoty barw. Jak to w końcu jest?

Jak to możliwe, że 1,5% ma taki genotyp, ale 8% choruje na to?

A no tak, że są różne rodzaje ślepoty barw. Zależny od płci jest tylko daltonizm, natomiast Tritanopia, czyli niewidzenie barw zółtej i niebieskiej nie jest zależne od płci.

"
Those with tritanopia and tritanomaly have difficulty discriminating between bluish and greenish hues, as well as yellowish and reddish hues.
Color blindness involving the inactivation of the short-wavelength sensitive cone system (whose absorption spectrum peaks in the bluish-violet) is called tritanopia or, loosely, blue–yellow color blindness. The tritanopes neutral point occurs near a yellowish 570 nm; green is perceived at shorter wavelengths and red at longer wavelengths. Mutation of the short-wavelength sensitive cones is called tritanomaly. Tritanopia is equally distributed among males and females. Jeremy H. Nathans (with the Howard Hughes Medical Institute) demonstrated that the gene coding for the blue receptor lies on chromosome 7, which is shared equally by males and females. Therefore it is not sex-linked. This gene does not have any neighbor whose DNA sequence is similar. Blue color blindness is caused by a simple mutation in this gene.

"

Najpierw zrewidujmy polską Wikipedię. Nasza Wikipedia powołuje się na... na nic. Nie ma żadnej bilbiografii, odniesień do badań. 

To by było na tyle, jeśli chodzi o polską wiki. Jeśli chodzi o Wikipedię angielską, to tutaj są aż dwa różne badania, ponieważ ta sama informacja pojawia się dwa razy. Do pierwszego cytatu hiperłącze prowadzi do:

Wong, Bang. "Color blindness." Nature Methods 8.6 (2011): 441. Academic OneFile. Web. 7 Mar. 2013.

Do drugiego źródła:

Sharpe, LT; Stockman A, Jägle H, Nathans J (1999). "Opsin genes, cone photopigments, color vision and color blindness". In Gegenfurtner KR, Sharpe LT. Color Vision: From Genes to Perception. Cambridge University Press. ISBN 978-0-521-00439-8.

Trzecie:

Albrecht, Mario (2010). "Color blindness". Nature Methods 7 (10): 775–775. doi:10.1038/nmeth1010-775a. ISSN 1548-7091

Oczywiście nie ma linku do badań Wonga, dlatego, że bardzo trudno je znaleźć. Znalazłam je, ale żeby mieć do nich dostęp, trzeba zapłacić. Przejdźmy na razie do kolejnych.

Kolejnym źródłem jest ta książka. Nie jestem w stanie teraz sobie wziąć tej książki i przeczytać. Znajduję jednak badanie naukowe (które podmieniłam w linku drugim, bo na wikipedii angielskiej prowadzi to właśnie do książki), które ma taką samą nazwę i autorów. W żadnym momencie nie pada słowo female, women, woman, raz, czy dwa male, no i man, bo naukowiec ma w nazwisko man. Fajnie. Żeby się upewnić, zaglądam do abstraktu. Nic.



Czy przy trzecim będę miała lepsze szczęście? Szukam, czując się niczym skazaniec. Artykuł niedostępny. Zaczynam się zastanawiać, czy specjalnie ci ludzie umieszczają artykuły niedostępne, żeby utrudnić sprawdzenie źródła? 

Umieram. Uznaję, że żadne źródło z Wikipedii nie pełniło moich oczekiwań. Oszukali mnie banda...

Przeglądam Wikipedię angielską jeszcze raz. Są teksty w tym temacie, całe akapity, ba! Jest cała tabelka, w której dokładnie pokazane jest, co ile, jaka płeć, co, jak, gdzie, kiedy, po co, dlaczego choruje. Nie ma żadnych źródeł oczywiście.

I teraz pytanie:

SKAD SIĘ WZIĘŁY TE LICZBY 8% i 0,5% ?

Szukam innych badań. Nieprzerwanie. Nie poddaję się, bo biorę przykład z Jezusa. Będę niosła swój krzyż godnie.

Te same liczby znajduję:
1. http://wearecolorblind.com/article/a-quick-introduction-to-color-blindness/
2. http://www.colourblindawareness.org/
3. http://www.color-blindness.com/2006/04/28/colorblind-population/
Myślicie, że jakakolwiek z tych stron podaje źródło tej liczby? Ależ oczywiście, że nie.
Zdaje się, że moja wędrówka nie ma końca.

ALE. Są poszlaki. Pamiętacie, jak wspominałam o badaniu, którego link na wikipedii nie prowadzi do badania, ale do książki. Jedna z tych stron powołuje się na nią.

Taka rozkmina: To 8% dorasta w mózgach ludzi do tego, że twierdzą, że kobiety i mężczyźni dosłownie widzą świat inaczej (co z tego, że ponad 90% mężczyzn i kobiet widzi świat tak samo, pomińmy to), ale to, że mężczyźni są narażeni ze względu na swoją genetyczną słabość bardziej narażeni na wiele innych chorób, to z tego się nie żartuje jakoś. Chociaż w tych "wybornych" żartach nikt nie wspomina o daltonizmie, więc pewnie im chodzi pewnie nie o wady genetyczne, ale średnio lepsze rozróżnianie kolorów przez kobiety.

"McWhorter used a Sexual Experiences Survey tool that has been in use for more than 20 years. Of her 1146 participants, 144, or 13%, admitted an attempted or completed rape — substantially higher than Lisak & Miller. But in another respect, her work very much matched theirs: 71% of the men who admitted an attempted or completed rape admitted more than one, very close to Lisak & Miller’s 63%. The 96 men who admitted multiple attempted of completed rapes in McWhorter’s survey averaged 6.36 assaults each. This is not far from Lisak & Miller’s average of 5.8 assaults per recidivist. Looked at another way, of the 865 total attempted or completed rapes these men admitted to, a staggering 95% were committed by 96 men, or just 8.4% of the sample." - ale jak się napiszę/powie/zasugeruje, że się boi mężczyzn, bo nie wiadomo, któryz  nich jest gwałcicielem to wielkie oburzenie: pewnie cię ktoś skrzywdził, ale nie wszyscy tacy są, a kobiety też gwałcą! No, ale wspaniałe, pełne przydatnych informacji stronki podające 8% mężczyzn ze ślepotą barw twierdzą, że 8% to bardzo duża liczba i na pewno, ale to na pewno spotkaliśmy jakiegoś daltonistę! Ale na pewno! Myślę, że bierze się to z tego, że mimo iż daltonizm jest oczywistą wadą i dysfunkcją, mężczyźni sa w pewien sposób z tego "dumni" - w końcu to głupie baby rozróżniają dobrze kolory i pedałki. Prawdziwie menskie jest rozróżnianie tylko trzech kolorów: pedalski, męski i jakiś tam. W przypadku gwałtów, a szczególnie jeśli chodzi o statystyki dotyczące gwałcicieli, no cóż, kontekst jest inny. Oczy wszystkich zwrócone są na męskie wady, na zło, na krzywdę jaką wyrządzają. Nie daj boże, ktoś by im jeszcze kazał być odpowiedzialnymi!!!

Wróćmy do tematu.
W ogóle te 3 linki powyżej podają różne dziwne liczby, które się nie zgadzają z Wikipedią, ale dobra (na przykład to, że mężczyźni są 100 razy bardziej narażeni na ślepote barw).

"Color Vision: from genes to perception" podaje takie coś:
Proszę zauważyć, że powołują się oni na badania, które z kolei powołują się na inne badania... To się robi coraz gorsze...


Niestety ciężko znaleźć te badania, a jak sa to nie ma do nich otwartego dostępu.

Ta statystyka dotyczy tylko daltonizmu, a nie ślepoty barw ogólnie. Należy zaznaczyć, że daltonizm jest najpowszechniejszą tego typu wadą, a są takie, które nie zależą od płci.

Jak widać daltonizm zależy nie tylko od płci, ale i od rasy. Biali mężczyźni są najbardziej wadliwi pod tym względem. Azjatów jest przecież więcej, niż białych, więc, jak już dostosowywać jakąś liczbę do ogółu mężczyzn, to lepiej podawać tą. Nie rozumiem jednak, czemu powielany jest ten schemat: biały mężczyzna=każdy mężczyzna na planecie. No, dobra. Wiem czemu.

Gdyby podliczyć zawartość tabelki pod względem płci i pominąć rasę, wyszłoby, że generalnie wśród mężczyzn daltonizm występuje u 5,4% mężczyzn.

5,4% to wciąż stosunkowo dużo. Powielanie liczby 8%, mimo, że dotyczy to tylko białych mężczyzn, nie jest prawidłowe. Wciąż, należy pamiętać, że ponad 90% mężczyzn widzi normalnie. Ciężko tu mówić o jakiejkowliek średniej, ogólnej różnicy między płciami, czy generalnej różnicy w obrębie populacji ogólnej.

Oczywiście, daltonizm jest dziedziczony płciowo. Nie twierdzę, że nie. Należy pamiętać, że nie tylko płeć (szczególnie płeć męska) jest tutaj wskaźnikiem, ale także rasa i wciąż ponad 90% kobiet i mężczyzn widzi NORMALNIE.

Jest różnica pomiędzy upośledzeniem i niemożnością widzenie pewnego spektrum kolorów  W OGÓLE, które utrudnia codzienne życia i funkcjonowanie - zakupy samodzielne odpadają, tak samo nie wie taka osoba, co zjeść, bo nie rozróżnia owoców dojrzałych od niedojrzałych - potrzebuje do tego osoby z zewnątrz. Nie może prowadzić samochodu. Taka prozaiczna i przyjemna czynność, jak granie w gry komputerowe może być frustrująca i wręcz niemożliwa do wykonania - zielone i czerwone kolory są często wykorzystywane do informowania graczy, czy mogą coś zrobić, lub nie (na przykład postawić budynek, strzelić). Mężczyzna =/= daltonista. Świat ludzi ze ślepotą kolorów jest dosłownie ubogi i sprowadza się do tego, że nie tylko sa ślepi na kolory, ale na wiele informacji, które ten kolor "wysyła". Nieprawidłowe jest twierdzenie, że skoro jest więcej mężczyzn dotkniętych ślepota barw, to mężczyźni generalnie gorzej się na "kolorach" znają - gdyby tak było, tylko garstka mężczyzn mogłaby prowadzić auto. Albo inaczej: gdyby faktycznie wśród białych mężczyzn daltonizm był zauważalny i był ważną częścią ich życia, oni tak dostosowaliby społeczeństwo pod siebie, że światła na drodze na pewno nie miałyby koloru czerwonego i zielonego. Wiemy jednak, że tak nie jest.

Mimo, że jest wiele niedomówień (nie ma rozdziału na rase w wielu źródłach i jest tylko informowanie procentów występowania u białej rasy), a co za tym idzie przekłamań w ilości chorych na ślepotę barw, mimo to liczba 8%, nie jest do końca "prawdziwa", udało nam się znaleźć (co prawda większość badań jest niedostępna na życzenie, szczególnie te najstarsze) źródło, które zdaje się skupiać wszystkie inne badania w tym zakresie. Nie jesteśmy w stanie zweryfikowac głebiej, skąd wzięły się liczby i czy czasem nie jest tak, że wszystko wzięło się z badania na 20-40 osobach i od tego czasu wszyscy siebie nawzajem cytują (a to jest możliwe, wierzcie mi).



CZTERY CZOPKI



Inną wadą genetyczną, która sprawia, że ma się jeden dodatkowy rodzaj czopków:

Wiele kobiet posiada dodatkowy rodzaj receptora koloru, ponieważ kobiety mają inne allele genu kodującego opsynę typu L na każdym chromosomie X. Inaktywacja chromosomu X oznacza, że następuje ekspresja tylko jednej opsyny w każdym czopku, dlatego też niektóre kobiety wykazują stopień widzenia tetrachromatycznego. Wariacje w genie OPN1MW kodującym opsynę, której ekspresja następuje w czopkach typu M, wydają się rzadkie, a zaobserwowane odmiany nie wywierają żadnego efektu na czułość spektralną.

Tekst wyżej jest cytatem z polskiej Wikipedii, hasło „widzenie barw”. Weszłam w źródło, na które powołuje się autor danego wpisu. Nie rozumiem też, czemu w encyklopedii używa się określenia „WIELE”. Co to znaczy „wiele kobiet”? Ile dokładnie? Po przejrzeniu źródła nie spotykam żadnych konkretnych danych również, a jedynie odniesienia do kolejnych, paru badań naukowych. Rozczarowana wchodzę na angielską Wikipedię. Tutaj w artykule odnośnie kobiet, które mają dodatkowy czopek w oczach, napisano „very small percentage of women”. Wchodzę w źródło, które zdaje się traktować konkretnie o temacie kobiet, które mają (teoretycznie) większy zakres kolorów. Pragnę jedynie podkreślić, że większy zakres kolorów nie znaczy, lepsze odróżnianie kolorów.

Angielskie źródło prowadzi prosto do Pittsbugh Post-Gazettenie zadowala mnie to źródło, mimo to czytam dalej, może znajdę odnośniki do konkretniejszych badań, w końcu:


That may be why Mrs. Hogan can look out the windows of her Mount Washington home and tell the relative depths and silting of the three rivers at the Point by discerning the subtle differences in their shades.
"I have a very hard time even giving names to colors because I see so many other colors inside them," she said.

Dr. Neitz, who conducts his research with his wife Maureen, said only women have the potential for super color vision.

That's because the genes for the pigments in green and red cones lie on the X chromosome, and only women have two X chromosomes, creating the opportunity for one type of red cone to be activated on one X chromosome and the other type of red cone on the other one. In a few cases, women may have two distinct green cones on either X chromosome.

But it's unlikely, Dr. Neitz said, that all of the women with four types of color cones will have the potential for superior color vision, because for many, their two red cones will be so close to each other in the wavelengths they detect that they won't see things much differently than a three-color person does.

He estimated that 2 percent to 3 percent of the world's women may have the kind of fourth cone that lies smack between the standard red and green cones, which could give them a colossal range.

Finding tetrachromats through genetic screening is one thing. Proving they can see tens of millions of additional colors is another.

One research group that believes it has identified a true tetrachromat is headed by Gabriele Jordan of Newcastle University in Great Britain. 



Jak widać zaledwie 2-3% kobiet ma w ogóle czwarty czopek, a i podkreślają, że nie wszystkie kobiety będą widziały super-kolorystycznie (ciężko mi sobie wyobrazić, jakby to miało wyglądać, że rzeczy mają w sobie bardziej zróżnicowane kolory, czy w ogóle taka osoba widzi inne, dodatkowe kolory) - „Finding tetrachromats through genetic screening is one thing. Proving they can see tens of millions of additional colors is another.
Nie pozostaje nic innego, jak poprawić polską Wikipedię.

Jak widać bardzo mały procent kobiet jest w stanie widzieć większy zakres kolorów. Równie mały procent mężczyzn jest upośledzona „kolorystycznie”. Ciężko mówić o jakimkolwiek uśrednieniu i generalizacji: „kobiety lepiej rozróżniają kolory”, albo „kobiety widzą więcej kolorów”. Nie tylko te dwie rzeczy się różnią, ale zdecydowana większość kobiet i mężczyzn widzi ten sam zakres kolorów oraz nie ma biologicznych predyspozycji do widzenia więcej/mniej. Co z kolei z ich rozróżnianiem kolorów? Co z resztą, 95% populacji?

Neitz na swojej stronie internetowej połowuje się na badania. Badania maja mała próbę, jednak nie ma nic lepszego, jak na razie. Wg nich 1/31 kobiet,  z jakąkolwiek wadą w widzeniu kolorów to tetrachromaty. Bardzo mały procent. Ale podkreślam, że próbka była mała i potrzebne sa dalsze badania. Gdyby to przeliczyć to pewnie wyszłoby jeszcze mniej, niż 2-3%... w sumie zgadza się, biorąc pod uwagę to, że Neitz podkreśla, że mały procent kobiet, które mają czwarty czopek widzi faktycznie więcej.
To, że grupa facetów nie może rozrózniać niektórych kolorów, a jeszcze mniej kobiet rozróżnia jakieś dodatkowe barwy nie oznacza, że reszta przeciętniaków jest tak samo poróżniona. Nie można mówić o takim "trendzie" wśród płci, skoro stosunkowo mały procent ma jakąś ślepotę barw, bądź widzenie tetrachromatyczne.


ROZRÓŻNIANIE KOLORÓW I...



Zanim przejdziemy konkretnie o tematu, należy wspomnieć o Benjamin Lee Whorf, który jest twórca ciekawej hipotezy. Ten lingiwsta/językoznawca twierdził (wraz z jego kolegą Sapirem), że używany język wpływa w mniejszym lub większym stopniu na sposób myślenia. Teoria ta nazywa sie hipotezą Sapira-Whorfa. Już zapoznaliśmy się z tą hipotezą, co prawda nie nazwaną, ale mechanizm ten sam.

Na polskiej Wikipedii można przeczytać:

„ 

Słaba postać tej hipotezy, mówiąca, że język wpływa na myślenie, może być łatwo sprawdzona. Najbardziej znany test, polegający na pokazywaniu użytkownikom różnych języków trzech kolorowych karteczek i pytaniu ich, które dwa kolory są bardziej podobne, pokazał, że wyniki silnie zależą od tego, czy kolory mają tę samą, czy inną nazwę w danym języku (np. japońskie aoi oznacza zarówno niebieski jak i zielony). Eksperyment ten został przeprowadzony przez Browna i Lenneberga w 1954 r.
Szczególnie trudny do zbadania jest wpływ kategorii gramatycznych takich jak czas czy liczba, który może być znacznie ważniejszy niż wpływ słownictwa. Silniejsza postać tej hipotezy, mówiąca, że język "determinuje" myślenie, jest znacznie trudniejsza do sprawdzenia. Nie ma na nią też silnych dowodów pośrednich i wszystko wskazuje na to, że myślenie, przynajmniej częściowo, jest niezależne od języka. W strukturze języka zapisane są często reguły i poglądy społeczne. Różnie jest rozwiązana też kwestia konstrukcji związanych z płcią.”
Tak, będziemy jeszcze nawiązywać do tej hipotezy, właśnie ze względu na tożsamość płciową – okazuje się, że konstrukcja językowa wpływa na budzenie się tożsamości płciowej u dzieci. My jednak nie o tym będziemy teraz prawić. Dalej w artykule o tej hipotezie jest napisane:
„Obaj badacze spotkali się podczas Międzynarodowego Kongresu Amerykanistów w roku 1928, a 3 lata później Whorf zapisał się do Sapira na kurs dotyczący języków Indian. Benjamin Lee Whorf prowadził badania głównie języków Majów i Hopi. W tekście Model uniwersum Indian, jaki napisał najprawdopodobniej w roku 1936 zawarł tezę, że system używania czasowników w języku hopi wpływa na pojmowanie przez Indian czasu i przestrzeni. Zaprzeczał on przede wszystkim, że istnieje jedno uniwersalne pojmowanie czasu i przestrzeni. Język hopi określał jako "język pozbawiony czasu" i przeciwstawiał go językom "temporalnym".
Czasowniki w tym języku nie odnoszą się do teraźniejszości, przeszłości i przyszłości, nie ma w tym języku tych trzech określeń, a odnoszą się do intencji sądów nadawcy w relacjach:
  • zdarzenia
  • przewidywania
  • uogólniania
Natomiast zjawiska, które w innych językach traktowane są jako rzeczowniki, trwające bardzo krótko (płomień, fala) jawiące się jako formy przestrzenne, dla Hopi są czasownikami.


I dalej, w podsekcji „języki programowania”:



 Pewnym powiązanym zagadnieniem są znaczne różnice w sposobie widzenia problemów przez programistów używających różnych języków programowania. Nie wiadomo w jakim stopniu ma to związek z hipotezą Sapira-Whorfa. Zwykle radzi się programistom naukę przynajmniej podstaw wielu różnych języków, szczególnie takich jak Lisp, Haskell, OCaml czy Prolog, dzięki czemu będą mogli widzieć zagadnienie z różnych stron.

 ”

Ok, mamy dosyć szczegółowy przegląd tego, w jaki sposób język może wpływać na postrzeganie rzeczywistości, ale czy to nas zadowala? Wchodzę po więcej informacji na angielską Wikipedię – artykuł chyba z kilka razy pojemniejszy, niż artykuł na polskiej Wikipedii. Przy okazji - zachęcam do samodzielnego zgłębienia tematu, jako, że jest całkiem pouczający.

Znajduję fragment, który mnie zainteresował:
„ 

Since Brown and Lenneberg believed that the objective reality denoted by language was the same for speakers of all languages, they decided to test how different languages codified the same message differently and whether differences in codification could be proven to affect behavior.
They designed a number of experiments involving the codification of colors. In their first experiment, they investigated whether it was easier for speakers of English to remember color shades for which they had a specific name than to remember colors that were not as easily definable by words. This allowed them to correlate the linguistic categorization directly to a non-linguistic task, that of recognizing and remembering colors. In a later experiment, speakers of two languages that categorize colors differently (English and Zuni) were asked to perform tasks of color recognition. In this way, it could be determined whether the differing color categories of the two speakers would determine their ability to recognize nuances within color categories. Brown and Lenneberg in fact found that Zuñi speakers who classify green and blue together as a single category did have trouble recognizing and remembering nuances within the green/blue category. Brown and Lenneberg's study became the beginning of a tradition of investigation of the linguistic relativity through color terminology (see below). 



W skrócie: badanie polegało na znalezieniu korelacji pomiędzy dokładnym nazywaniem kolorów po imieniu, a ich rozpoznawaniem. Pozwoliło to na połączenie zdolności językowych ze zdolnościami niejęzykowymi i ewentualne znalezienie powiązań. Przedstawiciele dwóch różnych języków (angielski i Zuni – język plemienia Zuni, Indian) mieli za zadanie rozpoznawanie kolorów. Należy wspomnieć, że te dwa języki inaczej klasyfikują kolory – Zuni klasyfikuje zielony i niebieski jedna nazwą. Okazało się, że osoby posługujące się właśnie tym językiem miały problem z rozróżnieniem niuansów w obrębie niebieskiego i zielonego.

W badaniu pod tytułem „Gender based alteration in color perception.” (Jaint N, Verma P, Mittal S, Mittal S, Singh AK, Munjal S, 2010 Oct-Dec;54(4):366-70), a konkretniej w abstrakcie, jest napisane:



Human beings are able to perceive hundreds of shades of color which depends on the three types of cone system and various ratios of stimulation in response to different wavelengths. Perceptually and cognitively, men and women may experience appearance of color differently. Therefore, this study was planned to assess and compare color vision in male and female subjects. This study was carried out in the department of Physiology, SGRRIM&HS, Dehradun on 60 ocular healthy subjects (equal number of males and females) of 17-22 years of age group. The task was to match 22 test color strips with 2 shade charts of different colors. Total number of correct answers and total time taken in matching all the test color strips with the shade charts was recorded in both the sexes and analyzed. The results of this study showed that overall, females gave more correct responses (P < 0.001) and also took less time (P < 0.01) than males. Color wise also, females gave more correct responses especially for red (P < .001) and green color (P < 0.01). The conclusion states that the females can see more shades of colors than males.



 - 30 kobiet i 30 mężczyzn w wieku od 17-22 lat poddano 22 testom. Mieli oni za zadanie rozróżnianie kolorów. Okazało się, że kobiety dawały bardziej dokładne odpowiedzi oraz generalnie odpowiadały szybciej, zwłaszcza jeśli chodzi o kolory czerwony i zielony.

Znalazłam ten sam artykuł na kilku portalach internetowych. Pod każdym z nich podpisany/a był inny auto/ka. NIE WIEM, kto naprawdę to napisał. Posłużę się tylko jedną próbką.

„ 

What we see and interact with is in color and this includes both natural and built environments. About 80% of the information which we assimilate through the sense, is visual. However, color does more than just give us objective information about our world-it affects how we feel. The presence of color become more important in interior environment, since most people spend more time inside than outside.

Is there a gender difference in response to color? Although findings are ambiguous, many investigations have indicated that there are differences between gender in preferences for colors. Early investigations done by by Guilford (1934) on the harmony of color combinations found that a person is likely to see balance in colors that are closely related or the opposite. Guilford also found some evidence that more pleasing results were obtained from either very small or very large differences in hue rather than medium differences, with this tendency more frequent in women than men.
A review of color studies done by Eysenck in early 1940's notes the following results to the relationship between gender and color. Dorcus (1926) found yellow had a higher affective value for the men than women and St. George (1938) maintained that blue for men stands out far more than for women. An even earlier study by Jastrow (1897) found men preferred blue to red and women red to blue. Eysenck's study, however, found only one gender difference with yellow being preferred to orange by women and orange to yellow by men. This finding was reiforced later by Birren (1952) who found men preferred orange to yellow; while women placed orange at the bottom of the list.
Guilford and Smith (1959) found men were generally more tolerant toward achromatic colors than women. Thus, Guilford and Smith proposed that women might be more color-concious and their color tastes more flexible and diverse. Likewise, McInnis and Shearer (1964) found that blue green was more favored among women than men, and women preferred tints more than shades. They also found 56% of men and 76% of women preferred cool colors, and 51% men and 45% women chose bright colors. In a similar study, Plater (1967) found men had a tendency to prefer stronger chromas than women.


Proszę zauważyć, że przy różnicach między płciami w zakresie "widzenia", tudzież ogólnie "kolorów" zahaczamy tutaj nie tylko o rozróżnianie, ale także... preferencje - co może na przykład zależeć... od mody. Ale nie. To poważne badania. Nie należy się śmiać.



Znalazłam to badanie, o którym mowa w tekście. Badanie okazało się nieważne (Guilforda,1934), ponieważ grupa badawcza składała się z 10 osób.


Eysenck (idąc dalej wraz „z tekstem”) miał podobne wyniki w wczesnych latach '40. No, ja już widzę te „wyniki”. Nie tracę jednak nadziei i szukam ich w czeluściach Internetu...
Nie myliłam się, a Internety mnie nie zawiodły. Moje mordercze poszukiwania doprowadziły mnie do pierwszej strony (nie mam dostępu do reszty, bo tylko studenci mogą się zalogować) badania „A critical and experimental study of colour preferences. ” H. J. Eysenck'a (musicie się zarejestrować). Udało mi się zalogować i uzyskałam dostęp do całego badania. Sukces. 

Ok, co możemy przeczytać? Już na pierwszej stronie autor powołuje się i wymienia inne, różne badania naukowe, które potwierdziły, albo zaprzeczyły istnieniu różnic pomiędzy płciami. Nie omieszkam się ich odszukać i sprawdzić. Mam nadzieję, że data jednego z nich (1894) nie będzie stanowiła problemu. Do nich przejdziemy jednak później, sprawdźmy wiarygodność badania Eysenck'a i przeanalizujmy je.
Autor słusznie zauważa, że zdania są podzielone, co do niektórych kwestii i że jego badanie ma rozstrzygnąć, kto ma rację. Ta niezgodność w opiniach odnosi się do trzech punktów:
1. Ogólna preferencja: Cohn (1894) doszedł do wniosku, że nie ma jakiegoś schematu, co do preferencji kolorów i zależy to od jednostki oraz jest cechą indywidualną. R. M. Dorcus idzie dalej i twierdzi, że coś takiego jak preferencja kolorów nie istnieje. Von Allesch stwierdził, że każdy kolor może być tak samo przyjemny dla oka, jak i nieprzyjemny. Wspomina badaniu Gulforda, innego Guilforda (nagle się okazuje, że byli dwaj badacze o tym samym nazwisku - świetnie)i Waltona, które miało być rzekomo przeprowadzone na ponad 1200 studentach i które mówi co innego (1933). Także jeden z Guilfordów zrobił badanie w 1934 roku, na które się powołuje pierwotny artykuł, którego możemy znaleźć na różnych portalach, z różnymi autorami.
2. Współczynnik nasycenia: bardziej nasycone kolory są częściej preferowane wg profesora Cohna. Walton i Morrison odkryli, że nasycone kolory były bardziej preferowane. Podobne rezultaty uzyskali Jastrow, Luckiesch, Bradford i Minora. Washburn i mieli inne wyniki i nie potwierdziły one wyników Cohna. Titchener stwierdził, że są dwa rodzaje ludzi: ci którzy wolą nasycone kolory i ci, którzy wolą nienasycone kolory.
3. Różnice płciowe: autor twierdzi, że istnieje wiele badań, które potwierdzają, że są różnice między płciami, w obrębie preferencji kolorów. Dorcus stwierdził, że mężczyźni wolą żółty. St. George stwierdził, że jeśli chodzi o niebieski, to mężczyźni go preferują. Jastrow odkrył, że mężczyźni wolą kolor niebieski od czerwonego, a kobiety czerwony od niebieskiego. Von Allesch nie zaobserwował takich różnic. Garth, który zbadał tysiące spraw/przypadków odkrył, że nie ma różnic pomiędzy płciami w tym zakresie.
Dobrze, sprawdźmy w takim razie, do jakich konkluzji doszedł Eysenck.
Eysenck przeprowadził badania na 30 osobach. 30 osób jest to absolutne minimum ustalone dla statystycznej istotności, i to tylko i wyłącznie dlatego jest to tak niska liczba, żeby ułatwić pracę studentom. Także zaznaczam, że oficjalnie jest to wystarczająca liczba prób, ale nie można zapomnieć, że im więcej osób bierze udział, tym lepiej. Tutaj trzeba powiedzieć, że badanie będzie raczej mało satysfakcjonujące.

Sprawdźmy zatem, do jakich fascynującyh wniosków doszedł Eysenck.


Okazało się, że mężczyźni i kobiety lubili te same kolory w tym samym stopniu z jedną różnicą: żółty był delikatnie bardziej preferowany u kobiet.

Abstrakt:

Wiecie co? Mam wrażenie, że jakiś koleś, który się nudził postanowił dla jajec zbadać coś tam, byle co, dziesiątki lat temu. Ktoś ileś razy to powtórzył potem, że niby wazne badania itp., i sie tak naukoffcy cytują i podniecają RÓZNICE MIĘDZY PŁCIAMI i potem powstają takie artykuły, które krążą po sieci bez nadawcy.

Wiecie co? Nie będę dalej sprawdzała badań odnośnie preferencji kolorów i nie dziwię się, że są one tak różne i mają różne wyniki. Czemu? Bo w sumie nie wiadomo o co chodzi, jak ktoś się pyta nas o kolor (ulubiony? najładniejszy? taki, który najlepiej pasuje do mojego koloru skóry? taki, który pasuje do wyścigowego auta? a może do eleganckiego...?) i... można takiej badanej osobie zasugerować wybór bardzo latwo. To po prostu nie ma sensu.

Dalej:

"

Rikard Kuller (1976) conducted a study on the effects of color in two opposite environments. Six men and six women were asked to stay in two rooms, one room was colorful and complex; while the other was gray and sterile. Electroencephalogram (EEG) and pulse rates were recorded throughout the period, as well as the individuals' subjective emotional feelings. The results showed heart rates were faster in the gray room than in the colorful room. Moreover, men were found to have stress reactions more than women. Men also became more bored than did the women in the gray room. Kuller also postulated that men could not achieve the same degree of mental relaxation as women.
Thomas, Curtis, and Bolton (1978) interviewed 72 Nepalese and asked them to list the names all the colors they could think of. There was a significant difference between men and women. Although, the women consistently listed more color names than men did, the cultural context of this study must be noted since Nepalese women traditionally wear more colorful clothing than men do. A similar study by Greene (1995) examined the color identification and vocabulary skills of college students. They were asked to identify the colors of 21 color chips. The results showed that women recognized significantly more elaborate colors than did the men. Findings also indicated that gender different responses in color identification may be attributed to a difference in the socialization of men and women.
Another study examined the appropriateness of colors used on the walls of a simulated domestic interior furnished in one of three styles; Georgian, Art Nouveau and Modern. Whitfield (1984) reported that internal consistency among women is higher than for men. When the study was broadened to include marital status, married women achieve significantly more internal consistency in each condition of the three styles than did the men.
More recently, Radeloff (1990) has found that women were more likely than men to have a favorite color. In expressing the preferences for light versus dark colors, there was no significant differences between men and women; however, in expressing the preference for bright and soft colors, there was a difference, with women preferring soft colors and men preferring bright ones. 

” 

- tytuł artykułu brzmi „The Meaning of Color for Gender”, a autorką jest Natalia Khouw. 
Szczerze mówiąc nie uważam, że jest sens szukania na temat PREFERENCJI płciowej. Przecież to jest już takie naciąganie tematu - i to na takiej małej próbie! To po prostu nie ma sensu. Albo rozróżniają kolory inaczej, albo nie.Jak wyjdzie, że nie, to nie szukajcie tematów badań na siłę i nie podciągajcie pod rozróżnianie kolorów ze względu na płeć takie rzeczy, jak na przykład PREFERENCJA. Przecież to zależy od tylu czynników. Mi samej "ulubiony" kolor zmieniał się wiele razy w życiu. Wystarczyło, że zobaczyłam coś ładnego w jakimś kolorze i już miałam "zajawkę" na ten kolor. To były jednak krótkie momenty i przez większość czasu nie miałam i teraz tez nie mam, ulubionego koloru. 

Na siłę szukacie różnic tam, gdzie ich nie ma. Aż normalnie chce się rzec: czym wy sie ludzie zajmujecie? Co wy macie w głowie?!

Przejrzałam badanie Radeloffa szybko. Jest kompletnie bez sensu, a wczytywanie się w nie jest stratą czasu.

Znajduję badanie Boltona i jego ziomków. Jestem w szoku. Wszystko się zgadza!



Badanie Greena jest nawet spoko, oto abstrakt:

"
 This study examined the color identification and vocabulary skills of 101 female and 52 male college students. Femininity scores, color-related hobbies, and academic aptitude scores were also examined for their influence on color identification. The women identified significantly more elaborate colors than did the men. Color identification was significantly correlated with vocabulary but not with scores on femininity. Academic aptitude scores and having a color-related hobby also predicted color identification under some conditions.

"
Co do Whitfield (1984) znajduję miliard innych rzeczy, ale nie to, co chcę.

Na całe szczęście naukowcy biorą pod uwagę kontekst kulturowy rozróżniania kolorów. Kobiety w naszej kulturze malują twarze i interesowanie się modą jest uważane za kobiece – a jak wiadomo, trzeba mieć odpowiednią wiedzę, by tak się pomalować, by nie było widać makijażu (który zresztą powinien pasować do urody itp.., ale nie musi i zazwyczaj nie pasuje). Sam makijaż zresztą pełni różnorakie funkcje, nie tylko upiększające – na przykład, „wyrażenie” siebie, forma sztuki. Makijaż nie zawsze podkreśla urodę, często jest harmonijny nie tyle, co z urodą, co charakterem posiadaczki/posiadacza. Naturalnie, nie należy się w to zagłębiać zbyt mocno – po prostu raz kobieta chce wyglądać bardziej „ostro”, innym razem bardziej naturalnie, jeszcze innym „szalenie” itp., mimo to, nie należy wyciągać pochopnych wniosków i pisać życiorys na podstawie makijażu danej osoby. Tak naprawdę, sam makijaż mówi bardziej o... „makijażowych” upodobaniach i chyba tylko wprawiona kobieta może więcej powiedzieć na temat danej osoby na podstawie rodzaju szpachli na twarzy (i to też nic dokładnego, przecież...). Przestrzegam przeciętnych mężczyzn przed ocenianiem kobiet na podstawie ich makijażu – po prostu nie macie na ten temat zielonego pojęcia.
Kobiety chcąc wymienić informacje między sobą na temat makijażu, tudzież mody, muszą operować dokładnym i precyzyjnym językiem. Przez to, że „siedzą” w temacie dłużej i „głębiej”, są w stanie rozpoznawać różne niuanse w kolorach i nie tylko lepiej je nazywać, ale także poznać, czy jest bardziej zimny, czy ciepły. Jest to szczególne przydatne, gdy chce się dobrać odpowiedni kolor podkładu, różu i szminki. Dodatkowo przydaje się wiedza z dermatologii i najnowszych badań w tym zakresie, szczególnie jeśli chodzi o starzenie się organizmu (niestety, zauważyłam, że ogólnie, jeśli chodzi o starzenie się ludzi interesuje tylko wygląd, rzadko kiedy stawiają nacisk na zapobieganiu Alzheimerowi, demencji – wygląd jest ważniejszy, co wiele mówi o naszej kulturze).
Wiedząc po sobie, że odkąd zaczęłam malować obrazy zaczęłam lepiej rozróżniać kolory i to nie tylko, osobno, bez towarzystwa innych kolorów, ale właśnie w kontekście innych. To jest o wiele trudniejsze, ponieważ ten sam kolor wygląda inaczej, niż w towarzystwie innych kolorów, dlatego, na przykład, do cieni należy użyć kolorów innych, niż nam się wydaje. Idąc tym tropem zaczęłam szukać badań na temat rozpoznawania kolorów przez malarzy, czy różnią się oni pod tym względem od innych śmiertelników.

Ja nigdy nie interesowałam się za bardzo ani makijażem, ani modą. Nie potrafiłam rozróżnić koloru zimnego od ciepłego, ani tym bardziej odcienia. I wiecie co? Dalej nie mam z tym trudności, mimo, że idzie mi coraz lepiej. Do tej pory zresztą ciężko mi rozróżnić koloru żółty od zielonego, jeśli te są do siebie zbliżone.

Postanowiłam iść tym tropem i poszukać badań na temat malarzy i rozpoznawania przez nich kolorów. Niestety takich badań nie znalazłam. Znalazłam za to inne, równie ciekawe i, oczywiście, nawiązujące do naszego tematu:

a) „Unconscious effects of language-specific terminology on preattentive color perception”, autorzy: Guillaume Thierry, Panos Athanasopoulos, Alison Wiggett, Benjamin Dering and Jan-Rouke Kuipers, Guillaume Thierry,  4567–4570, doi: 10.1073/pnas.0811155106, 2009

Abstrakt:



It is now established that native language affects one's perception of the world. However, it is unknown whether this effect is merely driven by conscious, language-based evaluation of the environment or whether it reflects fundamental differences in perceptual processing between individuals speaking different languages. Using brain potentials, we demonstrate that the existence in Greek of 2 color terms—ghalazio and ble—distinguishing light and dark blue leads to greater and faster perceptual discrimination of these colors in native speakers of Greek than in native speakers of English. The visual mismatch negativity, an index of automatic and preattentive change detection, was similar for blue and green deviant stimuli during a color oddball detection task in English participants, but it was significantly larger for blue than green deviant stimuli in native speakers of Greek. These findings establish an implicit effect of language-specific terminology on human color perception.


b) „Language, Learning, and Color Perception”, Emre Özgen, Psychology Department, University of Surrey, Guildford, Surrey, GU2 7XH, United Kingdom - http://www.pnas.org/content/106/11/4567.short

Abstrakt:


People perceive colors categorically. But what is the role of the environment (or nurture)—specifically, language—in color perception? The effects of language on the way people categorize and perceive colors have been considered to be minimal, but recent evidence suggests that language may indeed change color perception. Speakers of languages with different color-name repertoires show differences in the way they perceive color. Research shows that categorical effects on color perception can be induced through laboratory training and suggests language can similarly change color perception through the mechanism of perceptual learning. 


Jak widać jest wiele badań, które badając sposób postrzegania kolorów, jasno pokazują, że język ma ogromny wpływ na ich postrzeganie, jak i kontekst kulturowy. Jeśli kobiety średnio faktycznie lepiej rozróżniają kolory, to nie dlatego, że biologia je do tego przystosowała, ale dlatego, że kultura tego od nich po prostu, w pewien sposób, wymaga.

Dochodzimy do momentu, w którym powinniśmy trochę porozmawiać na temat metodologii naukowej. Na początek opowiem anegdotkę – dowcip:

Rosyjscy naukowcy odkryli połączenie nerwowe pomiędzy okiem, a dupą! Gdy wbijają igłę w oko, obiekt sra, a gdy wbije się mu igłe w dupę, w oku pojawiają się łzy.

Inna „anegdotka” z cyklu „wyborne żarty”:

Rosyjscy naukowcy przeprowadzają eksperyment. Wzięli muchę, wyrwali jej jedną nóżkę:
- Mucha idi! - mucha idzie.
W raporcie piszą "po wyrwaniu jednej nogi mucha chodzi". Wyrwali jej drugą nogę:
- Mucha idi! - mucha idzie. W raporcie piszą "po wyrwaniu drugiej nogi mucha nadal chodzi". Wyrwali jej trzecią nogę:
- Mucha idi! - mucha idzie. W raporcie piszą "po wyrwaniu trzeciej nogi mucha chodzi". Wyrwali jej ostatnią nogę:
- Mucha idi! - mucha stoi.
- Mucha idi!!! - mucha dalej stoi. W raporcie piszą "po wyrwaniu wszystkich nóg mucha ogłuchła".

Chce podkreślić, że badania naukowe i wyniki to jedno, ale interpretacja...! To dopiero orzech do zgryzienia! Oczywiście sposób, w jaki rosyjscy naukowcy zinterpretowali dany wynik badania jest błędny, ponieważ wiemy, że dupa nie jest połączona z okiem, mimo że pomiędzy bólem/strachem, a niekontrolowanym oddawaniem stolca/moczu, może występować korelacja, co nie znaczy, że pomiędzy źródłem bólu, a dupą istnieje nerwowe, bezpośrednie połączenie. Jeśli jesteście ciekawe, na jakiej zasadzie się to odbywa, zachęcam do lektury i poznawania powiązań pomiędzy psychiką, a perystaltyką jelit – http://www.adventure-journal.com/2013/02/can-you-really-poop-your-pants-because-of-fear/.

Kiedy bierzemy się za interpretowanie wyników naszych badań, musimy wziąć pod uwagę najnowsze odkrycia w danej dziecinie. Oczywiście, najlepiej, jakbyśmy wiedzieli, jak najwięcej, byśmy mogli w kontekście tych odkryć odpowiednio te wyniki zinterpretować. Niestety nie każdy chce się za to wziąć, a wśród naukowcy jest wiele partaczy. Naukowcy to tacy sami ludzie, jak przeciętni ludzie, stąd takie kwiatki, jak psychologia ewolucyjna. Ta „idea” (bo nauką tego nazwać nie można) jest sprzeczna z odkryciami naukowymi, jednak wciąż ma swoich sprzymierzeńców nie tylko w pop pseudo-psychologicznej i pop pseudo-neurologicznej literaturze i mediach, ale także wśród (chcących być uważanym za poważnych) naukowców, którzy zdają się jedynie podsycać społeczne uprzedzenia. Mark Liberman pisze wprost w jednym ze swoich postów, że dlatego te wszystkie seksistowskie mity na temat kobiet i mężczyzn są tak łatwo „wchłaniane” przez ogólną publikę, rozgłaśniane i szybko stają się memami, ponieważ nasze społeczeństwo jest seksistowskie i w pewien sposób takie myślenie jest akceptowane. Można powiedzieć, że błędy poznawcze nie tyko działają na poziomie jednostkowym, ale także na poziomie o wiele większym, bo masowym

Krótko mówiąc: są dowody na to, że postrzeganie kolorów wynika języka, a konkretniej słownictwa. Biorąc pod uwagę to i kontekst naszej patriarchalnej kultury, można wysnuć wniosek, że jeśli kobiety rozróżniają więcej kolorów, to jest to spowodowane tym, że ich aktywności zawierają w sobie elementy rozróżniania kolorów. I to się zgadza: kobiety częściej, niż mężczyźni malują się i interesują się modą oraz urodą.

Nie ma dowodów na to, że rozróżnianie kolorów jest spowodowane genetyką i, że zależy od płci. Jakoś nigdy nie słyszałam stereotypów powtarzanych ciągle na temat Greków, że ci postrzegają lepiej kolory i tak dalej.

Piszę „JEŚLI” kobiety rozróżniają lepiej kolory, bo nie ma dowodów na to, że lepiej je rozróżniają. Także, nawet, jakby założyć i jeszcze błędnie potwierdzić hipotezę stawianą w tym punkcie, to i tak wyszłoby na to, że kobiety dlatego lepiej rozróżniają kolory, bo znają więcej nazw kolorów.

Co dziwne, znalazłam inteligentny komentarz na demotywatorach.


O to on:

"
Tu nie chodzi o genetykę i to, że faceci odróżniają tylko 16 kolorów. Tu chodzi o to, że facet widzi, że czerwony, bordowy i jakiś tam inny rubin to są inne odcienie czerwonego, ale on powie na to czerwony bo nie zna jakichś wymyślnych nazw tych kolorów bo jest mu to nie potrzebne. Tak jak dla wielu kobiet Honda Accord i Honda Civic to jest po prostu Honda i widząc ją na ulicy to wie, że one się różnią ale nie wie która jest która. Czy to znaczy, że one nie odróżniają kształtów?? Nie, po prostu nie znają nazw tych samochodów.

"

Nie wiedziałam, że szukanie głupoty ludzkiej i wynajdywanie najciemniejszych zakątków Internetów będzie takie męczące. Nie bójcie się jednak. Wrócę późno, ale ze zdwojoną mocą.


20140224

O mediach i stereotypach - cz.1

Ciężko powiedzieć, kto tu jest odpowiedzialny i kto jest "winny" - nie ukrywajmy, że to i tak nie ma sensu. Z jednej strony media nie powinny oszukiwać ludzi i jest to z pewnością, niemoralne i naganne - kłamstwo, to kłamstwo i tyle. Nie ma żadnej filozofii, bez względu na to, czy okłamie Cię przyjaciel, czy dziennikarz. Oczywiście od mediów oczekujemy wiarygodności, prawdy. Generalnie im bardziej jesteśmy związani emocjonalnie z daną osobą, tym bardziej odczuwamy stratę z powodu oszustwa z jej strony. Jeśli chodzi o dziennikarzy, to nie darzymy ich emocjami, miłością, przyjaźnią.

Wiele razy spotkałam się z z tekstem, że TVN jest "lewacki" (a wg mojej skromnej opinii nie ma "lewackich" odchyleń, jest po prostu gunwianą telewizją, która robi programy dla pieniędzy - nie ma się co dziwić temu) i równie często spotykam się z opiniami, że ogólnie "Polskie media sa zmanipulowane i lewackie i że ja..." - tak, do mnie sa kierowane te słowa - " jestem lewacką kurwą, która jest zmanipulowana przez lewackie TVN" - ale telewizji nie oglądam i jak przez parę minut miałam nieprzyjemność słuchac wypocin dziennikarzyn z TVN to przez pół dnia chodziłam wkurwiona z powodu ich głupoty. Równie dobrze można temat tej notki sprowadzić do przypisywania wygodnych etykietek innym ludziom i lenistwie mózgu i generalnie niechęci ludzi do samodzielnego myślenia, ale to nie o tym. Chociaż pośrednio na pewno ten temat omówimy.Jak więc widać, to czy dana osoba uzna cos za manipulację nie zależy od faktów i obiektywizmu danej stacji telewizyjnej.

Dla takiej osoby wszystko będzie kłamstwem w TV - będzie pomijała seksistowskie wstawki, jak i rasistowskie, które sa przecież "prawicowe" (i jednocześnie przeczą opinii o lewackości danej TV), a rozdmuchowala do rangi tragedii narodowej momenty, w których mówi się o kobietach inżynier(k)ach (upadek cywilizacji, szok i niedowierzanie i takie tam).

Jest oczywiście coś takiego jak upolitycznienie mediów, nie należy się tym dziwić. Media poprzez swoją siłę są dla wielu władz środkiem do kontrolowania ludzi. Informacja jest WAŻNA i istotna. W naszej kulturze, jak odkryjemy, że media coś ukrywają, czujemy oburzenie - uważamy, że to obowiązek mediów być obiektywnymi, niestronniczymi. Wielu uwielbia Marksa Kolonko na Youtube, ponieważ uważa się za jedyną obiektywną i nie mainstreamową "stację", program, cokolwiek. Należy zauważyć, że ci ludzie mają ogromne roszczenia odnośnie mediów, że powinny spełniać jakąś ideę, nie wiem, powinny być absolutnie "niepoprawne politycznie" (czyli podzielać w każdej kwestii ich zdanie), "obiektywne" (czyli podzielać ich zdanie). Te same osoby są niezwykle leniwe, jeśli chodzi o samodzielne sprawdzanie faktów i szukanie źródeł. Krótko mówiąc, prawaki mają socjalistyczną mentalność - "A MI SIE NALEŻY".

Pragnę zaznaczyć, że nie tylko media moga być narzędziem władz - historia (jako przedmiot) jest ogromnym tego przykładem (a właściwie źródłem wielu przykładów zakłamań) i propaganda w szkołach. Edukacja, media, historia i budowanie tożsamości narodowej od maleńkości - to tylko środki.

Czy ja też uważam, że to obowiązek mediów, byc niestronnicze? NIE. Nie uważam, że media powinny spełniać jakąś misję i nie mam pysznego bólu tyłka, jak jakas telewizja, tudzież stacja jest ukierunkowana politycznie w którąś stronę - czy to prawicowo, czy lewicowo, czy ukośnie, czy centralnie. Po prostu jej nie oglądam. Nie czytam Frondy. Nie wchodzę na ONR-owskie strony pełne strachu i nienawiści.

Przecież takie mają prawo (media). To, co bardziej zwraca moją uwagę, to właśnie to, czy dane media po prostu mówią prawdę i jakich sztuczek manipulacyjnych używają. Tak więc, na merytoryczną część zwraca moją uwagę - czy jest, po prostu, zgodna z prawdą.

Dobrze wiemy przecież, że prawicowcy uważają tylko prawicowe media za "obiektywne". Metaanaliza 200 badań, która przeczy ich opinią sa wg nich "nieprawdziwymi badaniami", a badanie na 10 osobach jest PRAWDZIWYM BADANIEM.

W takim razie pozostaje tutaj kolejny front odnośnie mechanizmu okłamywania ludzi przez media - zwykła łatwowierność, ignorancja i wybiórczość ludzi. Tak, można zwalać wszystko na media i tak dalej. Oczywiście, używają one sztuczek manipulacyjnych.

Media rozpowszechniają mity i stereotypy, a pop-neurologia bardzo to ułatwia. W końcu wszystko brzmi bardziej wiarygodnie, gdy poprze się to odpowiednimi "badaniami"...

Chciałabym rozdzielenia nauki od polityki. Jest to jednak niemożliwe i w dobie rozwijajacej się nauki nawet religianci, którzy naukę uważają za Szatana, posługują się często badaniami naukowymi (albo zmyślają te badania, albo te badania się nieistotne statystycznie, albo mówią zupełnie o czymś innym, o czym się zaraz przekonacie).

Okłamywanie ludzi jest bezczelne i chujowe, należy jednak pamiętać, że pewne memy lepiej się rozprzestrzeniają od innych, ze względu na nasza strukturę społeczną. Mniejszy impakt emocjonalny ma tytuł artykułu: "Mężczyźni i kobiety sie nie różnią", niż "Kobiety mają inne móżgi od mężczyzn - która płeć ma przewagę?".

O jakie mity mi chodzi? Spójrzmy na ten obrazek wyprodukowany i rozpowszechniany przez portale, których większość użytkowników posiada konserwatywne poglądy (co za tym idzie, administracja też).

Mam nadzieję, że siedzicie wygodnie, ponieważ wybieramy się na baaardzo długą podróż...



Bardzo możliwe, że widzieliście spolszczoną wersję tego obrazka.

Na dole, pod komiksem widnieje napis:

"Śmieszny fakt: 90% rozmów telefonicznych kobiet kończy się dopiero wtedy, gdy wyczerpie jej się bateria w telefonie, albo kobieta umrze.

Pozostałe 10% kończy się wtedy, gdy osobie* po drugiej stronie telefonu wybucha mózg.

*większość z nich to mężczyźni"

Można stwierdzić, że przesadzam, bo to przecież śmieszny żart itp.. Nie należy tego brać poważnie? Nie! Moim zdaniem jednak, należy się jednak zastanowić, czemu ten żart śmieszy nas. Czemu akurat taki żart, który wyśmiewa gadatliwość kobiet? Co by sie stało, gdybyśmy trochę zmienili ten żart? Czy też byśmy się śmiali?

Nie zgadzam się. Często poprzez żarty trywializujemy różne zdarzenia, a nawet cierpienie innych ludzi (rasitowskie żarty, żarty o Auschwitz, żarty w gwałtów). Nie będę się rozwodzić na temat tego, czym jest humor i śmiech. Powiem tyle, że jest to sposób komunikacji społecznej. Śmiejąc się informujemy innych, że jesteśmy "wtajemniczeni", a nie wykluczeni, że znamy odpowiedni kontekst społeczny i kulturowy (nie jesteśmy więc dziwakami, odludkami) - oczywiście nie jesteśmy tego świadomy, nasz mózg reaguje automatycznie. Dlatego śmiejemy się z żartów osób, które w klasie, na przykład, są liderami, a ten sam żart opowiedziany przez klasowego odlutka spotka się przynajmniej z ignorowaniem, jeśli nie z wyśmianiem! Odludki klasowe i milczki wiedzą o czym mówię.

Co by się stało, gdybyśmy zmienili osobę po prawej z kobiety na... telemarketera, albo "typowego", sprzedawcę? Co, gdybyśmy lewą stronę uzupełnili informatykiem/inżynierem, a prawą "zwykłym człowiekiem"? Czy tak samo byśmy się śmiali z tego obrazka? Dowcip zrozumiałaby raczej mała grupa ludzi, a dla większości nie ma aż tak wielkiego impaktu emocjonalnego jakiś telemarketer, a tym bardziej informatyk/inżynier (taki dowcip byłby zrozumiały tylko dla ludzi z danej branży, a dla reszty nie miałby takiego impaktu emocjonalnego). Owszem wiele z nas miało nieprzyjemność odebrać telefon i słyszeć słowotok ostentacyjnej reklamy, ale nie dzieje się to codziennie, te chwila trwają kilka minut, jak ktoś pozwoli jej/mu gadać to więcej. Natomiast w kobietami mężczyźni mają do czynienia na co dzień (kobiety tak samo) i często nie cierpią, gdy te kobiety się odzywają, gdy się o to je nie prosi (najlepiej, żeby w ogóle się zamknęły) - ale nie o tym notka. Śmiejąc się z "gadatliwości" kobiet informujemy innych, że rozumiemy dowcip, że "też znamy to uczucie", też się zetknęliśmy z podobnym zachowaniem. Taki dowcip po prostu odzwierciedla rzeczywistość. Nie byłby on śmieszny, gdyby ludzie nie uważali go za "trochę" prawdziwy.
Dlatego nie uważam, że to tylko śmieszny obrazek i że nie należy go traktować poważnie.
Będę posługiwała się w wątku o gadatliwości kobiet blogiem "Language Log", który jest prowadzony przez profesora Mike Libermana - głównie cytatami z gazet, do których ciężko o dostęp.

Gdyby nie podatny grunt w postaci mizogini i seksizmu, takie memy w ogóle nie wchodziły by w obieg, a takie książki, jak "Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus" nie stałyby się popularne, kto wie, może by nawet zostały potępione. Autorzy takich wypocin nie byliby zapraszani, ani ubóstwiani, jako autorytety. Oznaki takiej mizogini i niechęci wobec odzywania się kobiet można dostrzec w... przysłowiach.

Zgodnie z tym artykułem jest ich parę:

"

Do women talk more than men? Proverbs and sayings in many languages express the view that women are always talking:

Women’s tongues are like lambs’ tails – they are never still. –English
The North Sea will sooner be found wanting in water than a woman at a loss for words. –Jutlandic
The woman with active hands and feet, marry her, but the woman with overactive mouth, leave well alone. –Maori
Some suggest that while women talk, men are silent patient listeners.

When both husband and wife wear pants it is not difficult to tell them apart – he is the one who is listening. –American Nothing is so unnatural as a talkative man or a quiet woman. –Scottish
Others indicate that women’s talk is not valued but is rather considered noisy, irritating prattle:

Where there are women and geese, there’s noise. –Japanese.
Indeed, there is a Japanese character which consists of three instances of the character for the concept ‘woman’ and which translates as ‘noisy’! My favourite proverb, because it attributes not noise but rather power to the woman speaker is this Chinese one:

The tongue is the sword of a woman and she never lets it become rusty.

"
Znamy przecież i polskie przysłowia: "Gdzie diabeł nie może, tam babę poślę", co jasno sugeruje, domniemane, wrodzone zło w kobiecie.


No dobra, ludzie od dawna byli zacofani. To wiemy. Skąd jednak wzięła się ta pseudo-naukowa paplanina i niesamowitych różnicach między płciami w kwestii porozumiewania się i komunikacji? O różnicach w mózgach? O różnicach w komunikacji?

BRIZENDINE

W dalszej części artykułu pojawia się, bardzo często wspominane nazwisko w tej notce, Louann Brizendine, wg której kobiety mają 11% więcej w ośrodku mowy od mężczyzn, zwłaszcza w rejonie odpowiedzialnym za uczucia i pamięć. Dziennikarzy piszą, że naukowcy odkryli czemu mężczyźni nie słuchają kobiet: "Ze względu na strony głosowe i krtań, głosy kobiet są bardziej złożone i melodyjne, niż męskie głosy" - twierdzi Michael Hunter. Mózg mężczyzn jest bardzo zestresowany przez te różnorodne dźwięki, bo to wymaga koncentracji i uwagi - męczy to mężczyzn po prostu (mniej więcej tłumaczenie z Language Log fragmentu artykułu z gazety). Czyli sa po prostu za tępi?

Mark Liberman komentuje to tak:

"

Right. The "11% more nerve cells" part is bogus, though again I'm not sure exactly where it comes from. For a discussion of some of the parts of Louann Brizendine's book about the language-related areas of the brain, see here and here. (Dr. Brizendine hasn't done any research of her own on this topic.) None of Michael Hunter's research, as far as I'm aware, establishes anything about degrees of concentration or men getting tired or (in fact) anything about differences in men's perception vs. women's perception. For a discussion of Michael Hunter's work on (men's) perception of different sorts of voices, see here and here.
The Die Welt article ends with familiar stuff about how women express feelings, and men express facts, and that's all because of the paleolithic division of labor, in which men were responsible for hunting bison and "Frauen waren eher für Kinder, Küche, Kirche... oops I mean Hege, Pflege und Gefühle" ("women were instead for nurturing, care and feelings").
I think of Die Welt as a serious, reponsible publication. Wikipedia calls it "the flagship publication, within the so-called quality newspaper market, of the Axel Springer empire". It's disconcerting to see such a paper spreading apparently fabricated numbers without any serious attempt at attribution or any fact-checking at all.

"
- pojawia się tutaj wzmianka o gazecie Die Welt. Tak, ponieważ ta gazeta wspomniała właśnie tą różnicę pomiędzy nmózgami kobiet i mężczyzn i powołała się na Brizendine.

Louann Brizendine napisała książkę pod tytułem „Mózg kobiety”, która swoją drogą zebrała bardzo dużo krytyki – negatywnej, rzecz jasna. Czemu? Ponieważ „fakty”, które umieściła w niej ta osoba, są zupełnie niepoparte żadnymi badaniami. Słyszeliście o tym. Chyba każdy o tym micie słyszał: kobiety w ciągu dnia wypowiadają 20 000 słów, mężczyźni 7 tysięcy. - tym liczbom poświęciłam całą osobną część, nie martwcie się.

Autorka „Mózgu kobiety”, stwierdziła również, że kobiety mówią z szybkością 250 słów na minutę, a mężczyźni wypowiadają 125 słów na minutę.

Zgodnie z Language Log Mike Libermana:


With respect to the speech rate claim, I've just run a script on a corpus of  5,202 transcribed and time-aligned telephone conversations, involving native speakers of American English with a wide variety of ages, regions and backgrounds. The average speech rate for the males was 174.3 wpm, and the average speech rate for the females 172.6 wpm. I assume that Brizendine didn't just concoct her figures about male vs. female speech rates out of thin air -- she must have gotten them from a study that someone did somewhere, sometime, or at least from some other author plugging another work in the flourishing genre of pop gender studies -- but let's say, at least, that it ain't necessarily so. I'll post something more about Brizendine's striking speaking-rate and words-per-day claims as soon as I can figure out what evidence she based them on.

” - źródło

I dalej (śmiesznie):
„ 

          I've come up empty. Worse than empty: the paper that she cites as the source for the claim contains no relevant information at all, and the rest of the literature on speaking rate not only fails to support her assertion, but also includes results that contradict it.  

- czyli krótko mówiąc, nie ma żadnych badań i kobiecina oszukała miliony osób na świecie.

Niby koniec i powinniśmy zaprzestać grzebania w temacie, ale żeby było jeszcze bardziej śmiesznie, pójdźmy trochę dalej.

Pani B. pisząc o 250 "kobiecych" słowach na minutę i 150 "męskich" słowach powołała się na badanie Bruce P. Ryana pod tytułem "Speaking rate, conversational speech acts, interruption, and linguistic complexity of 20 pre-school stuttering and non-stuttering children and their mothers", Clinical Linguistics & Phonetics, 14(1), pp. 25-51 (2000).

W abstrakcie możemy przeczytać:

 "

This is the second in a series of reports concerning stuttering pre-school children enrolled in a longitudinal study; the first was Ryan (1992). Conversational samples of 20 stuttering and 20 non-stuttering pre-school children and their mothers were analysed for speaking rate, conversational speech acts, interruption, and linguistic complexity. Between-group analyses revealed few differences between either the two children or two mother groups. Within-group analyses indicated differences that involved conversational speech acts and linguistic complexity. Most stuttering occurred on statements (M = 32.3% stuttered) and questions (M = 20.9% stuttered). Stuttered and disfluent sentences had higher Developmental Sentence Scoring (DSS) (Lee, 1974) scores (M = 10.9, 12.9, respectively) than fluent sentences (M = 7.6). Multiple correlation analyses indicated that speaking rate of mothers (0.561) and normal disfluency of children (0.396) were major predictor variables

"

Jak widać badanie mówi o czymś kompletnie innym. Badanie zależności pomiędzy jąkającymi się matkami, a nie jąkającymi się matkami, oraz jąkającymi się dziećmi, a nie jąkajacymi się dziećmi "raczej" nie powinno służyć do argumentowania różnic między płciami (delikatna nutka sarkazmu). No dobrze, może jednak chociaż liczby są prawidłowe? Może pojawia się gdzieś liczba 250 słów, 150 słów? Jak myślicie?




No, można powiedzieć, że owszem, padają. WOW. No, naciągnijmy to, żeby Brizendine nie była tak pogrążona i smutna. Badanie i tak jest przez autorkę książki źle użyte, bo nie ma określonej płci dzieci, ale co tam. Nie, wiek też nie ma znaczenia! Najlepiej porównujmy  dziadków i niemowlaków. Nie śmiejcie się, istnieje facet, który uważa, że dziewczynki i chłopcy powinni uczyć się w oddzielnych szkołach, ponieważ, chłopcy mają mniej wrażliwy słuch. Skąd wniosek? Z dupy! Żartuję. Anegdotycznie opowiada o tym, jak jakiś ojciec do niego przyszedł i powiedział, że jego córka skarży się, że on na nią ciągle wrzeszczy i żeby przestał. Ojciec miał ponad 40 lat. Możliwe, że pracował w miejscu, gdzie był hałas i niedosłyszał. Może faktycznie wrzeszczał na swoją córkę, może się nawet nad nią znęcał? Nie! Dla pseudo-naukowca to dowód na biologiczne róznice między płciami w wrażliwości słuchu na hałas!!! Tak bardzo naukowiec! Nauka! Szacuneczek! Poważnie, on nawet napisał o tym książkę. Myśleliście, że jak strolujecie kogoś na facebooku, to jesteście mega trolle? Dopóki nie strolujecie całych narodów, nie zasłużyliście na to zaszczytne miano! Bierzcie przykład z najlepszych. Serio.

Oczywiście, inne badania, na których opiera się teza Brizendine (dziewczyny gadają tak szybko, jakby je szatan opętanał) w ogóle nie analizują szybkości mówienia pod względem płci, ponadto żadne z nich nie podaje liczb 250 i 150. Można przyjąć, że Pani B. się pomyliła. Wiecie, czasem możemy wybrać badanie, które jest niereprezentatywne, nieistotne statystycznie, itp.. Biorąc jednak pod uwagę, z jak dużą częstotliwością, powoływane badania Brandezine są po prostu bez sensu (zaraz się o tym przekonacie). Wygląda to tak, jakby ona specjalnie machała trudnymi tytułami badań, nadinterpretowała, albo w ogóle całkowicie błędnie interpretowała poszczególne artykuły.

Louann Brizendine twierdzi w swojej książce („Female Brain”), że kobiety wypowiadają prawie 3 razy więcej słów, niż mężczyźni, ze względu na różnice biologiczne, które zaczynają się odznaczać już w ósmym tygodniu życia płodowego:

A huge testosterone surge beginning in the eighth week will turn this unisex [fetal] brain male by killing off some cells in the communication centers and growing more cells in the sex and aggression centers. If the testosterone surge doesn't happen, the female brain continues to grow unperturbed. The fetal girl's brain cells sprout more connections in the communications centers and areas that process emotion. How does this fetal fork in the road affect us? For one thing, because of her larger communication center, this girl will grow up to be more talkative than her brother. Men use about seven thousand words per day. Women use about twenty thousand. For another, it defines our innate biological destiny, coloring the lens through which each of us views and engages the world.  


Wg niej w 8 tygodniu życia płodowego, testosteron zalewa bezpłciowy mózg płodu (w rzeczywistości jest to żeński płód) i zabija komórki nerwowe w ośrodkach mowy, a powoduje rozrost neuronów w ośrodkach agresji i seksualności (seksu). Jeśli testosteron nie zaleje płodu, mózg dalej pozostanie „kobiecy”. Mózg płodu żeńskiego tworzy więcej połączeń nerwowych w ośrodkach mowy i w tych, które odpowiedzialne są za emocje. Z tego powodu ta dziewczynka wyrośnie na kogoś, kto więcej mówi.

Jeśli chcecie zobaczyć więcej na temat Brezendine, zapraszam.

Ja zwracam tutaj uwagę na mowę, na język płci i mity związane z nim. Pragnę jednak zauważyć, że tak naprawdę chodzi tutaj o coś znacznie większego kalibru. Ze względu na to, że autorzy tych hipotez (oni uważają to za prawdę objawioną, no chyba, że bezczelnie kłamią) piszą o "oczywistych" różnicach w komunikacji między płciami, bo sa przeświadczeni, albo o różnej budowie mózgów, albo o prawdziwości psychologii ewolucyjnej, albo o tym, że mężczyzna i kobieta istnieją po coś innego i różnią się we wszystkim. Tu nie toczy się tylko walka o rozebranie mitu na kilka części - tu właściwie chodzi o całą kosnerwatywną ideologię, a konkretniej o jej pseudonaukowe podstawy. Analizująć i pokazując kłamstwa tych ludzi, nie tylko odsłaniam prawdę na temat gadadliwości kobiet i mężczyzn. Pokazuję jednocześnie, że mężczyźni i kobiety nie różnią się, aż tak i różnice są spowodowane róznym wychowywaniem, a nie biologią.

MEDIA ROZPOWSZECHNIAJĄCE MITY

W Internecie, czy też prasie można natknąć się na podobne mity, które są „niby” poparte badaniami. Jeden z przykładów: mężczyźni rozmawiają od 2000-25000 słów na dzień, a kobiety od 7000-50000 słów. Nie można znaleźć żadnych badań, które by popierały tą tezę. Padają różne wersje, różne liczby (rzadko kiedy poparte odpowiednimi badania, z bardzo prostego powodu - ich nie ma).
Oczywiście najsłynniejszy przykład, to przykład wcześniej już wspomniany -20 000/7000, rozpowszechniony przez Panią B. Usuneła ona w późniejszych wydaniach tę informację. Mem się jednak rozprzestrzenił i można spotkać jego różne wersje, zmienione, z różnymi liczbami, a także ich stosunkami. Jedno pozostaje niezmienne - te liczby służą po to, by pokazać niezaprzeczalne różnice między płciami - kobiety mówią więcej, sa emocjonalne, skupiają się interakcji z innymi, a mężczyźni są zupełnie "odwrotni".

Te liczby pojawiają się w innych artykułach/badaniach:

a) W 2004 roku w artykule napisanym przez Harę Estroff Marano z „Psychology Today”, "Secrets of Married Men", która cytuje" psychiatrę z Rhode Island, Scott Haltzman:

"

The average woman uses 7,000 words a day and five tones of speech, he points out. The average man uses 2,000 words and three tones. "Men are talk-impaired, relatively speaking," he says.” - nie tylko twierdzi, że kobiety używają 7000 słów, a faceci 2000, ale mówi, że różnie polegają również na zwiększonej liczbie „tonu mówienia” (cokolwiek to jest), na korzyść kobiet.

"

Scott Haltzman napisał książkę, która podkreśla różnice między płciami, ale jeśli użył w niej jakichkolwiek odniesień do badań naukowych, to Google Scholar nie odnajduje ich.

b) Ta sama liczba (7000:2000) pokazuje się również w programie Kevina Burke'a „Defending The Caveman” („Broniąc jaskiniowca”), idąc zgodnie z przeglądem Adrienne'y Broaddus:

"

Czy wiedzieliście, że mężczyźni wymawiają około 2000 słów dziennie, a kobiety 7000? Mężczyźni, Burke wyjaśnia, solidaryzują się i komunikują poprzez dzielenie długich momentów milczenia/cichy i okazjonalne wyzwiska, podczas gdy kobiety socjalizują się poprzez plotkowanie, przetwarzanie różnych informacji oraz dzielenia się swoimi przeżyciami. To wyjasnia, dlaczego mężczyźni nie są nigdy w stanie powiedzieć kobiecie o szczegółach na temat ich nocnych wypadów z kolegami – oni nie rozmawiają.



c) W 2004 roku CBS News zacytowało Kate White, edytorkę Cosmopolitan:


Popełniamy błąd, jako kobiety, myśląc, że skoro mężczyźni są inni, to jest to coś złego. Przeciętny facet mówi od 2000-4000 słów dziennie, a przeciętna kobieta 6000-8000. Jesteśµy więc inni, ale to nie znaczy, że coś złego się dzieje w naszym związku


Nie ma żadnych odniesień, żadnych badań.

d) Artykuł (napisany niewiadomo kiedy) Debbie Waitkus na stronie internetowej magazynu „Ladies Golf Journey”, pod tytułem „Mówić, czy nie mówić, o to jest pytanie”, mówi nam:

"

Kobiety, w zdecydowanej większości, uwielbiają mówić. Kobiety wypowiadają średnio 30000 słów dziennie. Porównajcie to do 12000 słów wypowiadanych przez mężczyzn. Kobiety mogą rozmawiać o wszystkim i o niczym, wszędzie, kiedykolwiek – wliczając w to kurs golfa.

"

e) W 1999 artykule The Nationalist:

"
Badania pokazują, że kobiety wypowiadają 20000 – 25000 słów dziennie, a mężczyźni 7000-10000. 

"
Żadnego źródła, jednakże artykuł wspomina o...

f) ...książce Allana i Barbary Pease „Czemu mężczyźni nie słuchają, a kobiety nie umieją czytać map”, w której występuje podobny „mem”, ale oczywiście wspomina inne liczby:



Kobieta może bez problemu mówić 6000-8000 słów dziennie. Używa dodatkowych „dźwięków wokalnych”, to komunikacji, dodatkowo 8000-10000 różnych wyrazów twarzy oraz języka niewerbalnego. To daje kobiecie ponad 20000 rodzajów komunikacji. To wyjaśnia, dlaczego ostatnio British Medical Association stwierdziło, że kobiety są cztery razy bardziej narażone na problemy ze szczęką. Porównajmy to z mężczyzną – wypowiada 2000-4000 słów dziennie i 1000-2000 dźwięków wokalnych i używa średnio 2000-3000 sygnałów mowy ciała. Średnie ilość komunikatu, jak z siebie wypowiada to 7000 „słów” - 1/3 tego, co mówią kobiety.



Nawiązania do „dźwięków wokalnych” oraz „język niewerbalny”, „sygnały mowy ciała” są niejasne. Nie jest to ściśle określone. W sposób, w jaki oni to liczyli jest równie niejasny.

g) Kolejne nawiązanie do tych liczb znajduje się w książce Dona Bova'a z „Redbook”:


Dlaczego on nie chce mówić o tym, co go spotkało w pracy, kiedy wróci do domu?
„Ja po prostu chce zostawić wszystko, co mnie denerwowało danego dnia za mną i po prostu nie myśleć o niczym przez jakiś czas:, mówi Jim, 31, ojciec dwóch dzieci, Nowy York. Pod koniec dnia mężczyźni są zmęczeni myśleniem, a tym bardziej są zbyt zmęczeni, by mówić. „Badania pokazują, że kobiety używają 8000-9000 słów dziennie. Mężczyźni wypowiadają za to zaledwie 2000-4000 słów dziennie” - wyjaśnia ekspert od komunikacji Allan Pease. „Kiedy przychodzą do domu, oni zużyli już swoją pulę słów, a kobietom zostało jeszcze 5000

h) Kolejny wkład autorów: Allana i Barbary Pease, znajduje się transkrypcie wywiadu CNN z 2004 roku na temat ich książki „Dlaczego mężczyźni nie maja pojęcia i czemu kobiety zawsze potrzebują więcej butów”:


MCINTYRE: W porządku, pomóż nam. Pomóż nam, mężczyznom, którzy nie mają zielonego pojęcia, o co chodzi. Jak rozgryźć „kod”?”

A.PEASE: No cóż, po pierwsze należy zrozumieć, że skany mózgu, o którym mówimy w naszej książce pokazuje bardzo jasno, że mężczyźni i kobiety się różnią. Teraz, wiem, że to poprawne politycznie, by twierdzić, że kobiety i mężczyźni są tacy sami. Prawda jest taka, że nie są. I każdy o tym wie. Jesteśmy naukowo różni. I po pierwsze, należy to zaakceptować. Po drugie, należy zrozumieć, że kobieta może wypowiedzieć w ciągu dnia 20000 – 24000 słów, a mężczyzna co najwyżej 7000-10000. Różnicę widać wczesnym wieczorem, kiedy większość mężczyzn wypowiedziała swoje 10000. Ona wciąż ma do wypowiedzenia swoje 15000 i ktoś musi je wysłuchać.



Jak widać wprowadzony został nowy wątek to tematu: skany mózgu. Pease'owie wiele razy powtarzali ten tekst przez lata i możliwe, że to oni są po prostu źródłem tych „badań”.

i) James Dobson napisał w Focusie w kolumnie „O rodzinie”, lipiec, 2004:



Naukowcy twierdzą jasno, że dziewczynki są pobłogosławione lepszą zdolnością językową, niż chłopcy i pozostaje im ten talent na całe życie. Krótko mówiąc, ona mówi więcej, niż on. Jako dorosła osoba, ona potrafi określić swoje myśli i uczucia o wiele lepiej, niż jej mąż i jest przez to często zirytowana na niego. Bóg dał jej 50000 słów na dzień, a jej mężowi tylko 25000. Przychodzi z pracy z użytymi 24 975 słowami i ledwo co przeżywa do wieczora. On pewnie zacznie oglądać piłkę nożną, podczas gdy jego żona będzie umierała chcąc zużyć pozostałe 25000 słów.



Nie... no, to już przesada. Nie wytrzymałam. Zakładając, że kobieta wypowiada, zgodnie z poprzednimi badaniami około 180 słów na minutę (A zawyżyłam ten wynik, specjalnie)... ona by musiała gadać w sumie w ciągu całego dnia prawie 5h. Kto normalny tyle mówi? Nauczyciel/ka, albo wykładowczyni/ca – to pewne. Przecież są fizyczne limity, by tyle mówić. Spróbujcie same tyle gadać. Gardło zacznie Was boleć i dostaniecie chrypkę. Znałam nauczycielki, które musiały specjalne tabletki brać, bo gardło miały „zdarte” przez mówienie (chociaż w sumie to było darcie ryja na te rozwydrzone bachory). Oczywiście autor tych wypocin nie napisał skąd on wziął te liczby, na jakie badania się powołuje, nic. 

j) ALE, podane liczby pokazują się w książce opublikowanej w 1993 roku przez Christianity Today (Chrześcijaństwo dzisiaj):

"

Dr. James Dobson omawia pewien problem w swojej książce, „Miłość na całe życie”. Pisze: 

„Naukowcy twierdzą jasno, że dziewczynki są pobłogosławione lepszą zdolnością językową, niż chłopcy i pozostaje im ten talent na całe życie. Krótko mówiąc ona mówi więcej, niż on”. Dobson sugeruje, że Bóg dał Pani Telefon Komórkowy 50000 słów na dzień, podczas, gdy Pan Komputer dostał 25000 na dzień”

"

Tekst w Focusie został normalnie, legalnie, bezwstydnie zerżnięty z tej chrześcijańskiej książki.
Oczywiście Dobson pisząc książkę dla Chrześcijan nie umieścił żadnych źródeł naukowych. Po co, Bóg nam to dał.

Proszę zauważyć na powtarzający się, ciekawy wątek: każda płeć ma ileś tam słów do wykorzystania na dzień. Sugeruje to, że mózg poszczególnej z płci jest wyposażony w magazynek i musi wykorzystać całą pulę słów całego dnia. Chcesz coś powiedzieć, ale wykorzystałeś swoją pulę? Sorry, musisz poczekać do północy. Wyobrażacie sobie taką sytuację? Koleś w środku zdania przerywa, bo już budżet słów mu się skończył. 
A poza tym, jak miałby być liczony dzień? Od północy, a może chodzi o zegar biologiczny i dopiero rano, jak się człowiek obudzi może znowu gadać?
Jesteś zmęczona po całym dniu pracy i narzekaniu bachorów? Nie chce Ci się gadać i chcesz jedynie chwili spokoju i ciszy? Nic z tego! Musisz jeszcze pierdolić drugie tyle, co powiedziałaś do tej pory!

Jestem ciekawa, czy niewykorzystana pula wyrazów przechodzi na drugi dzień oraz czy się kumulują.

k) Ruth E. Masters napisała w Counseling Criminal Justice Offenders:


Kobiety używają 25000 słów dziennie, a mężczyźni 12000 słów dziennie.

- podaje źródło: Smalley, 1993.


l) To źródło okazuje się być rodzajem broszury rozdawanej przez doradców małżeńskich:

"

Studies show that the average male uses about 12,000 words a day, the entire day, and most of those are spent relating to people while on the job. Remember, most men are aggressive and driven. They will talk at length in the workplace in order to successfully complete an assignment, project, or task.

A woman, on the other hand, averages 25,000 words per day. Now these aren't just any words but words that must connect with people or emotions. In other words, when a woman spends her day iin the workplace, generally there are few opportuntities for her to realy dig in and use her allotment of words.

Here's the problem. At the end of the day -- whether the woman works in an office of in the home -- there is huge difference between the man's word count and the woman's. A man has spent nearly all his words. He comes home tired and drained, looking for a place to recharge for the next day's battle at the office.

A woman, however, is just warming up. She has thousands of words left to speak, and since her husband's word count is depleted, the conversations often wind up sounding like nothing more than question-and-answer sessions.



Tak samo pojawia się mem o puli słów w ciągu dnia. Dochodzi tutaj coś nowego, a mianowicie to, że kobieta nie może użyć „byle jakich” słów, ale MUSZĄ one dotyczyć ludzi lub emocji(!). 

m) W 2006 roku w Die Welt: Von Heike Stüvel (tak, to ta gazeta, wspomniana znaaacznie wyżej), w artykule zatytułowanym "Das Schweigen der Männer" jest napisane:

"

American researchers have discovered: Men speak on average a sixth less than women. The only exceptions are mobile telephone calls.
Women speak on average 30,000 words a day, men 25,000. Only a quarter [of men] disucss their concerns and problems. On the telephone, men become more talkative. They use their mobile phones more than women and make on average 88 calls a week.

"

Odnośnie rozmawiania kobiet przez telefon...

---

Całkiem niedawno tabliody podnieciły się badaniem na temat różnic w mózgach pomiędzy kobietami i mężczyznami. Chciałabym temu poświęcić inną notkę.
ODDZIERANIE Z KŁAMSTW

Na sam początek rozwieję wątpliwości odnośnie jakże zabawnego obrazka wyżej, bo jest niesamowicie zabawny (ten z kobietą, która gada przez 3h przez telefon, a ludzie, którzy z nią gadaja chca się zabić). Czy kobiety dłużej rozmawiają przez telefon komórkowy? Czy kobiety w ogóle rozmawiają więcej? O co tu chodzi?

Przeczytajcie podpunkt m). Dziennikarze powołują się na Amerykańskich naukowców.

Zgodnie z tym Szwajcarskim badaniem, chłopcy faktycznie gadają więcej przez telefon. Nie byłam jednak w stanie znaleźć jakichkolwiek badań AMERYKAŃSKICH naukowców.

---

W roku 1980 roku Dale Spender napisała książkę pod tytułem „Men made language”, co w wolnym tłumaczeniu oznacza: mężczyźni wymyślili język. Wiele ciekawych wniosków autorka wyciągnęła, skupmy się jednak najpierw na temacie. Bardzo duża część notki będzie dotyczyła języka i rozróżnianiu kolorów, bo jak się okaże, te dwie sprawy są ze sobą połączone.

W swoim badaniu użyła nagrywania audio i video po to, by stwierdzić, która płeć mówi więcej w koedukacyjnym klasach/grupach na uniwersytecie (podczas różnych dyskusji, itp.). Okazało się, że bez względu na stosunek kobiet do mężczyzn, bez względu na to, czy prowadząca/y zachęcał kobiety to udzielania się bardziej, mężczyźni zawsze gadali więcej – bez względu na to, czy miernikiem były minuty, czy liczba słów.

"

Present at the discussion, which was a workshop on sexism and education in London, were thirty-two women and five men. Apart from the fact that the tape revealed that the men talked for over 50 per cent of the time, it also revealed that what the men wanted to talk about – and the way in which they wanted to talk – was given precedence. [...]

There is no doubt in my mind that in this context at least (and I do not think it was an atypical one) it was the five males and not the thirty-two females who were defining the parameters of the talk. I suspect that neither the women nor the men were conscious of this. There was no overt hostility displayed towards the females who ‘strayed from the point’, but considerable pressure was applied by the males – and accepted without comment from the females – to confine the discussion to the male definition of the topic.

"


Zdjęcie wzięte stąd. Tak samo, jak cytat.

Zdaję sobie sprawę, że jest to mała próba badawcza. Ogólnie minimum dla badań to 30 prób. I tak jest to zaniżone i liczba została zaniżona specjalnie dla studentów. Można uznać, że takie małe badanie jest nieważne. W związku z tym nie uważam tego badania za ważne. Mimo to, myślę, że jest to dobry początek na poszukiwanie innych badań, o podobnej tematyce. Jak się potem okaże w późniejszych częściach, na przykład o rozróżnianiu kolorów ze względu na płeć, osoby, które stwierdzały, jakąkolwiek różnice, powoływały się na badaniach... 10 osobowych... 30 osobowych...

Wróćmy do omawianego badania.
Mężczyźni nie mieli pojęcia, ile mówili – mieli dosłownie zaburzoną percepcję. Spender spytała się studentów i studentek, kto wg nich rozmawiał więcej - kobiety mniej więcej dobrze odpowiadały. Mężczyźni z kolei nie potrafili trafnie stwierdzić: jako dyskusję „na równi” (czyli wtedy kiedy wg nich mężczyźni i kobiety rozmawiali tyle samo) uznawali 15% udział kobiet w dyskusji (!!!), a dyskusjami, w których wg nich dominowały kobiety, miały być dyskusje, w których w rzeczywistości... kobiety mówiły 30% całej dyskusji.

Konkluzja Spender: mężczyźni uważają, że kobiety mówią za dużo, bo woleliby, żeby w ogóle się nie odzywały. Bierze się to stąd, że oni nie porównują kobiet mówiących do mężczyzn mówiących, ale do kobiet, które NIC nie mówią.

O wiele więcej możecie się dowiedzieć stąd. Polecam. Jest tam wyjaśnione dokładnie, co i jak, a ja nie chcę zapełniać i tak już przydługa notkę.

W same książce autorka (Spender), jak już wspomniałam, zawarła wiele ciekawych spostrzeżeń. Do głównych z nich należy to, że mężczyźni tworzyli język i działa on na ich korzyść. Nie jest nieznane współcześnie nam, że język kształtuje myśli i społeczeństwo -  a także na postrzeganie kolorów.

Na czym miałaby podlegać kontrola językowa mężczyzn? Autorka podaje parę przykładów:

1) „man” w języku angielskim odnosi się nie tylko do mężczyzny, ale też do „ludzi”, jako gatunku człowieka

2) Bóg jest zawsze postrzegany, jako mężczyzna

3) seks jest postrzegany, jako penetracja, mimo że penetrację „robi” tylko mężczyzna (czyli seks postrzegany głównie z męskiego punktu widzenia), mężczyzna to robi, a kobiecie SIĘ TO ROBI.

Mężczyźni, jako, że widzą siebie, jako dominującą (lepszą) płeć, kobiety, które nie ulegają stereotypowi grzecznej, usłużnej, gorszej płci są nazywane w różny sposób, a przymiotniki w stosunku do „zbuntowanych” kobiet są niezwykle rozbudowane. Tak samo, jeśli chodzi o kobiety, które nie dają się zaszufladkować do stereotypu „dziewicy, aż do śmierci, nawet po porodach”. Do określeń kobiet „zbuntowanych” należą:

nienormalna, histeryczna, oziębła, neurotyczna (takie wymienia w książce). Dobrze jednak wiemy, że jest wiele innych określeń... na przykład, ostatnio powstała „feminazistka”...

Co do kobiet, które mają czelność nie ukrywać się z tym, że lubią seks... znalazłam doskonałe zobrazowanie zagadnienia:


Wszystkie wyrazy są po angielsku, ale myślę, że większość moich czytelników jest zaznajomiona z filmami porno, a więc na pewno rozumieją przynajmniej prawą kolumnę.

Wspomniałam, że nie jest nowością hipoteza o tym, że język wpływa na myślenie i społeczeństwo. Nazywa się to prawo relatywizmu językowego. Będzie ten temat bardziej rozbudowany w części drugiej. Polecam zapoznać się, jako wstęp, na angielskiej Wikipedii z danym zagadnieniem, bo polski artykuł jest ubogi.Tutaj troszkę zahaczyliśmy o to zagadnienie omawiając znaczenie języka w opresji kobiet.

Jest o wiele więcej badań, które rozwiewają wątpliwości na temat cichego, silnego mężczyzny oraz trzepoczącej non-stop kobiety. Wiele zależy od statusu społecznego i dobrze jest to opisane w linku, który poleciłam wyżej, przy cytowaniu przysłów: nikt nie lubi, gdy dziecko wśród dorosłych zabiera wiele, lub nawet połowę głosu pośród dorosłych, bo ma niższy status społeczny. To samo tyczy się kobiet, która ma niższy status społeczny, od mężczyzny.

---

W 1993 roku Deborah James i Janice Drakich napisali pracę „Rozumienie różnic płciowych w ilości mówienia: krytyczny przegląd badań”, Oxford U Press, 281-213 (1993) (abstrakt):

"

It is shown that the widely held belief that women talk more than men is unsupported in the literature. Of the studies reviewed that examined mixed-sex interaction, the majority found either that men talked more than women, or that there was no difference between men & women in amount of talk. Approaches to understanding these findings are explored, with one theory - status characteristics theory - highlighted as most helpful in understanding gender differences in amount of talk. The effect of the research activity on the amount of talk in each study is explored, with studies divided into those that used formal task activities, informal task & nontask activities, & formal nontask activities. Most studies reported either that men talked more than women, either overall or in some circumstances, or that there was no difference between the genders in amount of talk. In each of these contexts, the findings are explored in light of the status characteristics theory. It is concluded that rather than viewing the overwhelming tendency of males to talk more than females as further evidence of domination & exploitation of power over women, the different goals for interaction, to which both men & women are socialized, should be considered in the context of social structure.



---

FECP1 – Fisher English Corpus Part 1 (FECP1), zbiór 5 850 konwersacji przez telefon trwających każda po 10 minut, zarejestrowane w 2003 roku (Źródło). Uczestnicy byli z całych Stanów Zjednoczonych, wśród nich można było spotkać nastolatków, jak i 80-latków. Każdy miał przydzielonego partnera przypadkowo i poproszeni zostali o rozmawianie przez 10 minut na jeden z czterdziestu tematów, na przykład: co jest najważniejsze w partnerce/rze życiowej. Połączenia „szły” przez komputer w Filadelfii, który nagrywał rozmowy.

W rozmowach różnopłciowych, mężczyźni używali 6% słów więcej, niż kobiety. Co więcej 55% z konwersacji mężczyzna mówił więcej, niż kobieta. W homopłciowych konwersacjach, dwaj mężczyźni używali 3,2% więcej słów, niż dwie kobiety.

Analizę tych badań przeprowadził Mark Liberman, pisze on na swoim blogu:


FECP1 includes 1,910 mixed-sex conversations. In 1048 of them (54.9%) the male participant produced more words than the female participant did, while in 862 of them (45.1%) the female participant produced more words than the male participant did. The average number of words produced by a male participant in a mixed-sex conversation was 925.9, while the average number of words produced by a female participant was 866.6, or about 6.4% fewer. In 2,368 FECP1 conversations where two women were talking, each participant on average produced 901.5 words. This is about 4% more than the average number of words produced by women talking with men. In 1,572 conversations where two males were talking, each participant on average produced 930.4 words. This is about half a percent more than the average number of words produced by men talking with women. So there's a small indication that women might be more talkative when talking with women -- and a smaller indication that men talk more with other men -- but the amount of change is not very large. 


 
Należy zauważyć, że więcej kobiet (56,8% konwersacji), niż mężczyzn brało udział w tym badaniu. Ta różnica była spowodowana tym, że uczestnicy musieli w konkretnym czasie być dostępni, by móc zadzwonić na konkretny numer telefonu. W związku z tym osoby, które nie pracują poza domem, albo ci na emeryturze są nadreprezentowani. Właśnie z tego powodu więcej jest kobiet w badaniu.
FECP1 zawierało w sobie 1910 różnopłciowych rozmów. W 1048 (53,9%) z nich to mężczyźni „produkowali” więcej słów, niż kobiety, podczas gdy w 862 (45,1%). W 2368 konwersacjach, gdzie dwie kobiety rozmawiały ze sobą, każda uczestniczek wymawiała 901,5 słów, czyli więcej o 4% niż średnia liczba słów wypowiadanych przez mężczyzn. W 1572 konwersacji, gdzie dwaj mężczyźni gadali ze sobą, każdy z uczestników wypowiedział średnio 930,4 słowa, czyli o połowę procenta więcej, niż w sytuacji, gdy mężczyzna rozmawia z kobietą. Oznacza to, że kobiety delikatnie więcej mówią, gdy rozmawiają z druga kobietą, a u mężczyzn ta różnica jest jeszcze mniejsza.

Różnica na par różnopłciowych w badaniu FECP1 wg współczynnika d Cohena wynosi 0,203. Dla wszystkich konwersacji wynosi 0,128 (o współczynniku d Cohena niżej) - dopiero od 0,2 zaczyna się mała różnica. Liczba 0,128 jest więc nieważna statystycznie.

---

Zgodnie Janet Shibley Hyde i Marcią C. Linn, „Gender Differences in Verbal Ability: A meta-analysis”, „Psychological Bulletin”, 104:1 53-69 (1988):

„ 

Many regard gender differences in verbal ability to be one of the well-established findings in psychology. To reassess this belief, we located 165 studies that reported data on gender differences in verbal ability. The weighted mean effect size (d) was +0.11, indicating a slight female superiority in performance. The difference is so small that we argue that gender differences in verbal ability no longer exist. Analyses of effect sizes for different measures of verbal ability showed almost all to be small in magnitude: for vocabulary, d = 0.02; for analogies, d = −0.16 (slight male superiority in performance); for reading comprehension, d = 0.03; for speech production, d = 0.33 (the largest effect size); for essay writing, d = 0.09; for anagrams, d = 0.22; and for tests of general verbal ability, d = 0.20. For the 1985 administration of the Scholastic Aptitude Test-Verbal, d = −0.11, indicating superior male performance. Analysis of tests requiring different cognitive processes involved in verbal ability yielded no evidence of substantial gender differences in any aspect of processing. Similarly, an analysis by age indicated no striking changes in the magnitude of gender differences at different ages, countering Maccoby and Jacklin's (1974) conclusion that gender differences in verbal ability emerge around age 11. For studies published in 1973 or earlier, d = 0.23 and for studies published after 1973, d = 0.10, indicating a slight decline in the magnitude of the gender difference in recent years. 


---

Dobra, doszłyśmy do połowy alfabetu, jeśli chodzi o wymienianie mediów, czy to książek, czy to gazet. Czy rok 1993 był najwcześniejszym, w którym pojawił się ten krzywdzący mem o gadatliwości kobiet? NIE. Wiele nazwisk pojawiało się: Brezendine, Peace, Dobson i wiele innych. Specjalną perłę zostawiłam na koniec. Nic tak jednak nie miało wpływu na psychologię popularną, jak...

PODSUMOWANIE

n) Pierwszy raz wzmianka o tym, że kobiety mówią więcej pojawił się w książce „Mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus” Johna Graya wydana 1992 roku. Na pewno słyszałyście o tej książce. Miałam problem z zaklasyfikowaniem tej książki, bo nie mam zamiaru cytowac bzdur, jakie sie w niej znajdują.

Pozwolę sobie zacytować książkę „50 wielkich mitów psychologii popularnej” Scotta O. Lilienfelda, Stevena Jay Lynna, Johna Ruscio, Barry'ego L. Beyersteina, która opisuje daną sytuację:


Dla prawdziwej gwiazdy psychologii popularnej, Amerykanina Johna Graya, autora słynnej metafory o mężczyznach z Marsach i kobietach z Wenus, odrębne ziemskie gatunki to za mało – on mówi wręcz o innych planetach”. W swoich niebywale popularnych książkach samopomocowych z cyklu o Marsjanach i Wenusjankach (począwszy od „Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus”(1992), poprzez „Marsjanie i Wenusjanki w sypialni” (1996), „Marsjanie i Wenusjanki na randce” (1999), „Marsjanie i Wenusjanki w miejscu pracy” (2001), aż po „Dlaczego Mars zderza się z Wenus”), Gray zajmuje najbardziej skrajne stanowisko. Twierdzi mianowicie, że mężczyźni i kobiety zupełnie inaczej komunikują swoje potrzeby – tak odmiennie, że w ogóle nie potrafią się zrozumieć. U Graya możemy przeczytać, że „mężczyźni i kobiety inaczej myślą, czują, postrzegają, reagują i kochają, innych rzeczy pragną i inne cenią. Zdaje się czasem, jakby pochodzili z różnych planet, których mieszkańcy mają inne potrzeby i mówią własnymi językami” (1992) - „Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus”. Poważniejsi psycholodzy też czasem uderzają w podobny ton i przekonują, że język kobiet koncentruje się na bliskości i powiązaniach, mężczyzn zaś – na niezależności i rywalizacji, albo że kiedy kobiety są zdenerwowane, wyrażają swoje uczucia, mężczyźni natomiast „wycofują się do jaskini” (Barnett, Rivers, 2004; Dindia, Canary, 2006).

"

Niżej mowa jest o współczynniku d Cohena i jest to dobrze wyjaśnione. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej tutaj jest zagadnienie bardziej rozpracowane.

"
Z grubsza rzecz biorąc, d Cohena równe 0,2 uznaje się za wskaźnik słabego zróżnicowania, równe 0,5 – średniego, a powyżej 0,8 – dużego. Dla porównania d Cohena dla średniej różnicy między mężczyznami a kobietami ze względu na taką cechę osobowości jak troskliwość (kobiety uważa się za bardziej troskliwe) wynosi około 0,18 (Feingold, 1994), dla agresji fizycznej (mężczyźni są bardziej agresywni) około 0,6 (Hyde, 2005); dla wzrostu natomiast (mężczyźni są średnio zdecydowanie wyżsi) około 1,7 (Lippa, 2005).

(...)

1. Czy kobiety mówią więcej, niż mężczyźni? Przekonanie, że kobiety są bardziej gadatliwe od mężczyzn, od dawna uchodzi za pewnik, a pop-psychologia, nawet wysokiego lotu, nie jest tu bez winy. Na przykład psychiatra Louann Brizendine w bestsellerowym „Mózgu kobiety” (2006) przytoczyła twierdzenie, iż kobiety wypowiadają średnio 20 000 słów dziennie, a mężczyźni zaledwie 7000. Media, uznawszy to za potwierdzony fakt, z entuzjazmem zaczęły je powtarzać. Tymczasem po wnikliwej analizie okazało się, że teza ta pochodzi wyłącznie z literatury samopomocowej i innych drugorzędnych źródeł i nie opiera się na żadnych poważnych badaniach (Cameron, 2007; Liberman, 2006). Dr Brizendine usunęła zresztą ten akapit z późniejszego wydania książki. Nieco wcześniej psycholożka Janet Hyde (2005) przeprowadziła metaanalizę wyników 73 badań i wykazała, że dla tak zwanej „gadatliwości” d Cohena wynosi 0,11. Jak widać różnica jest znikoma (zgodnie z przyjętymi standardami nie można jej nawet uznać za małą) i praktycznie niedostrzegalna w codziennym życiu. Bardzo systematyczne badania przeprowadził zespół psychologa Matthiasa Mehla, który poddał szczegółowej analizie codzienne rozmowy ponad czterystu studentów (uczestnicy badań nosili ze sobą małe magnetofony). Rezultaty tego projektu stanowiły kolejny gwóźdź do trumny tezy o większej gadatliwości kobiet, okazało się bowiem, iż młodzi ludzie obojga płci wypowiadają średnio po około 16 000 słów dziennie. Różnic międzypłciowych nie stwierdzono (Mehl, Vazire, Ramirez-Esparza, Slatcher, Pennebacker, 2007).

(...)

3. Czy mężczyźni częściej niż kobiety wchodzą w słowo rozmówcom?
Tak, ale na podstawie metaanalizy 53 badań nad międzypłciowymi różnicami w sposobie prowadzenia rozmowy Hyde (2005) odkryła, że i tym razem różnica jest niewielka – d Cohena wynosi 0,15, a nawet ten wynik można interpretować na różne sposoby. Rezultaty wielu badań wskazują, że częstość przerywania rozmówcy (i zabierania głosu poza kolejnością) zależy w dużym stopniu od statusu społecznego. Kobiety częściej mają niższy status i stąd powyższy rezultat, ale kiedy kobieta ma wyższy status, to ona zwykle przerywa i odbiera głos innym (Aries, 1996; Barnett, Rivers, 2004).

4. Czy kobiety rozpoznają sygnały werbalne lepiej niż mężczyźni?
W tym wypadku odpowiedź jest nieco bardziej jednoznaczna i brzmi „tak”. Z przeprowadzonych przez Judith Hall (1978, 1984) metaanaliz dotyczących zdolności dorosłych do rozpoznawania i/lub rozróżniania emocji (na przykład smutku, radości, złości i strachu) na ludzkich twarzach wynika, że d Cohena wynosi około 0,40, aczkolwiek w przypadków dzieci i nastolatków różnice międzypłciowe są znacznie mniejsze, d Cohena wynosi bowiem zaledwie 0,13 (Erin McClure, 2000).Wygląda więc na to, że mężczyźni i kobiety rzeczywiście komunikują się w nieco odmienny sposób, ale różnice pomiędzy nimi rzadko są na tyle duże, aby miało to jakiekolwiek znaczenie. Z praktycznego punktu widzenia sposoby komunikacji obu płci charakteryzują się znacznie większym podobieństwem, niż zróżnicowaniem. Nie jest też jasne, w jakim stopniu istniejące rozbieżności związane są z wrodzonymi różnicami międzypłciowymi, a nie na przykład statusem, czyli z relacjami podporządkowania (Barnett, Rivers, 2004; Cameron, 2007). Przy tym, jak wynika z badań, rozmiar różnic pomiędzy mężczyznami a kobietami w sferze zachowań komunikacyjnych tylko sporadycznie przekracza taki próg d Cohena, które w nauce uznawany jest za mały (Aries, 1996). Tak więc na przekór nagłośnionym koncepcjom Johna Graya, ani mężczyźni nie są z Marsa, ani kobiety z Wenus. Już znacznie bliższa prawdy była specjalizująca się w problemach komunikacji Kathryn Dindia, stwierdzając, że „mężczyźni są z Dakoty Północnej, a kobiety z Dakoty Południowej” (2006, s.4.).


I tym optymistycznym akcentem kończę.