20141231

Zespół doktora Strangelove

Wyobraźcie sobie, że pytacie się swojego kolegi, jak zamierza spędzić Sylwestra. Ten odpowiada Wam, że z jego lewą ręką - Zosią, po czym obdarza Was jednoznacznym uśmiechem... Co ciekawe, wcale może mu nie chodzić o to, co myślicie.

Każdy z nas ma lepsze lub gorsze poczucie własnego ciała. Co się dzieje jednak w momencie, gdy kończynę naszego ciała uważamy za część świata zewnętrznego i dana kończyna faktycznie się tak zachowuje?

Zespół obcej ręki polega na niekontrolowanych ruchach ręki (zazwyczaj niedominującej) bez świadomości i zgody gospodarza. Ręka danej osoby może do tego stopnia być "samodzielna", że gospodarz może próbować powstrzymywać i szarpać się z własną, "obcą" ręką! Taka ręka może  "z własnej woli" sięgać po różne rzeczy, przeszkadzać "normalnej" ręce, bić gospodarza i innych, a nawet dusić. Nie wspominam o obmacywaniu innych ludzi w miejscach publicznych...

"Obca" ręka powstaje zazwyczaj w wyniku wypadku lub urazu mózgu (wylew, guz mózgu, tętniak), jednak może też pojawić się po kalozotomii (przecięcie spoidła wielkiego mózgu).

Pierwszy przypadek został zanotowany w roku 1908. Praworęczna kobieta przeżyła udar w prawej półkuli mózgu. Rehabilitacja przeszła pomyślnie oprócz jednego: jej lewa ręka miała jakby swój "umysł"... Na przykład, gdy lewa ręka łapała coś, kobieta nie mogła tego puścić. Na początku jej lekarz, neuro-psychiatra Kurt Goldstein zakwalifikował ją, jako osobę cierpiącą na paranoję. Co kolejnych objawów można było dołączyć brak "czucia" ręki (nie mogła wskazać, gdzie jest). Jej ręka co jakiś czas z własnej "woli" wycierała kobiecie twarz i tarła oczy. W końcu doktor dał za wygraną i nie zwracał się do swojej pacjentki, jak do osoby chorej psychicznie.

Żeby sobie jakoś radzić, pacjenci z zespołem obcej ręki często nazywają swojego "towarzysza", zazwyczaj negatywnie nacechowanymi przezwiskami.

Konkretnie odpowiedzialne obszary za tę niefortunną "chorobę" należą do części mózgu, które kontrolują planowanie ruchu i ostateczny jego wynik. Są to płat czołowy i spoidło wielkie mózgu (ogólnie to ujmując). W zależności od rodzaju uszkodzenia tych obszarów, zespół obcej ręki może dawać różne objawy.

Niestety, nie ma lekarstwa na to schorzenie. Można jedynie opanować "rękę obcego" dając jej tymczasowe zajęcie, na przykład, przedmiot do trzymania...




20141012

Kłaczek



Cierpicie na trichofagię? No, cóż, jeżeli nie chodzicie jeszcze do psychiatry, to liczcie się z tym, że prędzej, czy później będziecie musieli iść do... chirurga.

Zdjęcie przedstawia usunięcie trichobezoara... z brzucha rzecz jasna.

20141011

Rak podstawnokomórkowy skóry...



Wiecie, raka kiedyś nie było. Rak to wymysł współczesnych korporacji i one już dawno mają lek na raka.

Na zdjęciu powyżej (tym pierwszym) widzimy kobietę, która ma rodzaj raka podstawnokomórkowego skóry - od 12 lat. Niżej widzimy kobietę mającą tego raka od 16 lat. Rak charakteryzuje się tym, że niszczy tkanki, nie jest zazwyczaj śmiertelny i rozwija się wolno, rzadko ma przerzuty.

Na szczęście w naszej części świata rzadko widzimy ludzi z tak zdeformowaną twarzą, mimo, że aż u 30% ludzi dojdzie do rozwoju tego rodzaju raka. Czemu? Na szczęście, z pomocą przychodzi nam współczesna medycyna, która z tym rodzajem raka radzi sobie doskonale poprzez, między innymi, krioterapię, albo chirurgiczne usunięcie chorej tkanki.

20141010

Zgorzel Fourniera



Nietypowa infekcja spowodowana zazwyczaj jednocześnie bakteriami tlenowymi i beztlenowymi. Śmiertelność wynosi 40%, albo 78%, jeśli pojawia się sepsa.

20140928

Pigułka antykoncepcyjna to nie pigułka gwałtu.



Natknęłam się dzisiaj na ten oto obrazek. Jest w nim tak wiele kłamstw i ignorancji, że postanowiłam sprostować te kłamstwa i ignorancję.

Pierwsza pułapka czeka na nas już w tytule: "Weź pigułkę! Będziesz dostępna, jak piwo z lodówki, po które sięga facet". Oczywistym jest, że sama pigułka nie sprawia, że kobieta ma ochotę na seks, bo żeby ten seks był kobieta musi wyrazić zgodę (facet oczywiście też). Ten napis sugeruje, że zgody kobiety być nie musi. Nawiązanie do bycia dostępną, jak piwo z lodówki wskazuje na to, że autorzy tego tekstu stawiają znak równości pomiędzy seksem, a gwałtem - facet sięga po piwo do lodówki, kiedy chce, a piwo jest przedmiotem dostępne na wyciągnięcie ręki (do lodówki). Piwo, jako przedmiot, jako napój służy do konsumpcji i zużycia i nie może mieć własnego zdania, bo nie jest podmiotem. Autorzy więc uważają kobietę za przedmiot, a środki antykoncepcyjne, jako środek do zwiększenia swojej dostępności, jako przedmiotu. Kobiety nie uprawiają seksu, kiedy chcą, tylko wtedy, kiedy chce facet. I dzieje się to nagle w momencie, gdy bierze się pigułki antykoncepcyjne. Wcześniej jakoś kobieta nie była dostępna na zawołanie faceta. Wtedy kobieta była twierdzą i kobieta bez pigułki antykoncepcyjnej nie chce uprawiać seksu w ogóle... Jak dla mnie to brzmi bardziej, jak przestroga przed pigułkami gwałtu, a nie przed środkami antykoncepcyjnymi...

Poza tym to chyba oczywiste, dlaczego część kobiet lepiej się czuje podczas brania tabletek? Podpowiedź: to co ich hamuje, to strach przed ciążą.

Nie liczy się tutaj fakt, że kobieta chce brać tabsy, bo chce uprawiać bezpieczny seks. Nie. To nawet nie jest brane pod uwagę. Bo kobieta jest rzeczą, którą się konsumuje, a jak zostanie zgwałcona to jej wina, bo bierze tabletki anty.

Tak więc co można wyczytać z tego tekstu? Skoro bierzesz tabletki antykoncepcyjne, to będziesz gwałcona częściej. Jest to oczywista nieprawda, bo nie ma żadnej korelacji pomiędzy ofiarami gwałtów, które biorą tabletki i które ich nie biorą. To nie ma nic do rzeczy! Widzicie, tak to jest, jak się bezmyślnie pisze seksistowskie teksty. A miało być tak niewinnie, przecież miała być przestroga dla dziewczynek! No, trochę nie wyszło. Wyszło trochę strasznie.

Dalej czytamy: "Dziewczyny biorą i bez stosunku". Tak, bo tabletki antykoncepcyjne trzeba brać regularnie, codziennie, bez względu na to, czy się akurat tego dnia współżyło, czy nie. Tak one działają. To nie są tabletki "po", które owszem, działają doraźnie i nie należy ich brać regularnie.

Dalej: "Dziewice, żeby się nie wyróżniać też łykają". Tak, bo może chcą rozpocząć współżycie. Poza tym tabletki antykoncepcyjne nie tylko pomagają kobiecie kontrolować swoją rozrodczość. Tabletki pomagają na/leczą:

1. Trądzik.
2. Bardzo obwite krwawienia miesięczne, a co za tym zapobiegają anemii (Menorrhagia, co z kolei spowodowane jest:  podśluzówkowymi mięśniakami, polipami, przerostami błony śluzowej macicy, zmianami zapalnymi, zaburzeniami krzepliwości krwi).
3. Zmniejszają bardzo silne bóle w czasie miesiączki (Dysmenorrhoea).
4. Zmniejszenie nabrzmienia piersi (zazwyczaj przed miesiączką).
5. Zmniejszają ryzyko endometriozy.
6. Leczą objawy syndromu policystycznych jajników
7. Leczą hirsutyzm.

Dalej: opisywane są dziewczynki, które masowo biorą te tabletki i tak dalej. Nie wiem, czy naprawdę tak jest, czy nie, w każdym bądź razie: dlatego tak ważna jest edukacja seksualna. Dzięki edukacji seksualnej dziewczynki i chłopcy będą mieć odpowiednią wiedzę, by używać antykoncepcji prawidłowo i wyśmiać w twarz takie "kampanie", jak ta. A pierwsze osoby, które zostałyby wysłane na edukację seksualną przeze mnie byliby autorzy tego obrazka.


20140915

Najbardziej wkurzające postacie ze universum Star Treka...

Zacznijmy z grubej rury:

7. Chakotay.



Za wkurzający uśmiech w sytuacjach, które nie były zabawne. I za tatuaż na twarzy.

6. Riker.



Za bycie kompletnym idiotą. Nawet nie jestem wymienić konkretnych sytuacji, które mnie wkurzały - tyle ich było. Darcie twarzy bez przyczyny? Podejmowanie irracjonalnych decyzji? Co z tego, że doradca kapitana mówi ci, że trzeba się wycofać. Pff! Ja jestem Riker i mam to w dupie i zrobię tak, jak chcę!

5. Wiesław Miażdżyciel



Nie ma nic bardziej wkurzającego od pseudocudownego-dziecka, który w sumie jest przeciętny, ale wszystkim dookoła się wydaje, że jest wspaniały. Scenarzystom wydał się wspaniały do tego stopnia, że na temat jego wspaniałości zrobili parę odcinków.....

4. Picard...



Tak. Picard był... uh. Jak można lubić fanatyka moralnego? Jak można lubić kogoś oderwanego od rzeczywistości? Jak można lubić kogoś, kto uważa, że epik spiczem uda mu się osiągnąć wszystko? I co gorsza, udaje mu się to - bo scenarzyści uznali, że to wiarygodne. Jak można być tak wielkim radykałem, by pozwolić narażać życie miliardów ludzi, tylko dlatego, że ich morderca jest "formą życia"... Zapatrzony w siebie, rozpieszczony, oderwany od rzeczywistości, arogancki, zaślepiony.

3. Q.



Najbardziej wkurzające był jego wtrącanie się w życie załogi w taki sposób, że nie mieli wyjścia i byli zmuszeni do tego, by uczestniczyć w cyrku, który odprawiał - często przy tym narażając życie. A jego metody "wychowawcze" było po prostu obrzydliwe. Arogancki, zakochany w sobie, nie posiadający szacunku do innych. Wystarczająco, żeby go nienawidzić.

2. Worf.



Bezmyślny troglodyta. Ciągle nawiązuje do jakichś durnych, Klingońskich rytuałów, które tylko przeszkadzały i zawadzały w normalnym obrocie spraw. W ogóle cała Klingońska kultura jest irytująca i to pewnie dlatego Worf był taki wkurzający.

1. Quark.



Mam wrażenie, że gdyby nie on, to DS 9 byłby lepszym serialem. Niemoralny manipulant, nie widzi nic złego w niewolnictwie i wyzysku, z drugiej strony kompletny debil, którym bardzo łatwo pokierować i urobić, jak plastelinę... Najgorsza postać ze Star Treka. Do tego brzydka, jak noc listopadowa.

20140914

Człowiek używa 10% mózgu - mit, czy prawda?

Zacznijmy od pewnych faktów:

1. Można zwiększyć skuteczność uczenia się poprzez pisanie ręczne. Czyli nie tylko czytać, ale też jednocześnie pisać. Dzieje się tak dlatego, że uruchamia się więcej obszarów mózgu (odpowiedzialnych za ruch ręki i pisanie, a nie tylko za uczenie się poszczególnych umiejętności). Można więc zwiększyć % używanego w  danym momencie mózgu zwiększając jednocześnie jego wydajność i możliwości intelektualne (nie wnikam, czy efekt jest chwilowy, czy trwa dłużej).

2. Osoby, które są taksówkarzami lub umieją żonglować mają powiększony (fizycznie) hipokamp - obszar odpowiedzialny za uczenie się (pamięć) i orientację przestrzenną. Oznacza to, że można powiększyć określone obszary mózgu, co z kolei prowadzi do zwiększania aktywnego % mózgu w trakcie danej aktywności (którą w drodze ćwiczeń wykonuje się coraz lepiej). Jest to trochę bardziej skomplikowane, więc zachęcam do odwiedzenia linków.

3. Osoby używające mnemotechnik używają podczas uczenia się więcej obszarów mózgu, niż osoby, które ich nie używają - aktywność mózgu się zwiększa. Czyli jest możliwe zwiększenie możliwości intelektualnych swojego mózgu.

4. Istnieje obszar mózgu, który jest odpowiedzialny za nic (albo przynajmniej nie zostało to jeszcze odkryte). Niestety badanie nie zostało opublikowane. Jego wyniki zostały ogłoszone na spotkaniu Society for Neuroscience. No i jak się okazuje mogły być wynikiem błędu. Także ogólnie podchodziłabym do tego sceptycznie, ale myślę, że jest to warte wzmianki, zwłaszcza w temacie o używaniu 10% mózgu.

5.Sport zwiększa potencjał umysłowy i u starszych ludzi powoduje spowolnienie demencji starczej.

6. Żucie gumy zwiększa zdolność uczenia się, szybkość reakcji i zapamiętywanie.

7. IQ testy dają różne wyniki w zależności od środowiska i okoliczności - akurat tutaj jest tyle dowodów, że aż nie wiadomo, co zalinkować. Na wynik testu mogą mieć wpływ takie czynniki, jak to, czy na ścianach w pokoju, w którym robi się test powieszone są jakieś obrazki, albo od tego, czy prowadzący wspomina płeć, lub rasę. W niektórych warunkach można mieć większe IQ nawet o kilka punktów bez uprzednich ćwiczeń.

8. Neuroplastyka. Pod wpływem odpowiedniego pobudzenia danych obszarów w mózgu, dany obszar się zmienia - zwiększa, albo zmniejsza (na przykład). Oznacza to, że wszystko, co robimy, przeżywamy ma wpływ na budowę anatomiczną naszego mózgu. Osoby chore na depresję mają inny mózg, baletnice mają inny mózg, matematyczki mają inne. Każdy człowiek może się czegoś uczyć, mózg nie jest taki sam przez całe życie - dzięki temu możemy być coraz lepsi w danych fachu i dzięki temu mamy różne osobowości. Oznacza to, że wraz z treningiem zmienia się wielkość obszaru mózgu, który jest odpowiedzialny za daną czynność/pracę/cokolwiek. Gdyby neuroplastyki nie było, to bylibyśmy tacy sami przez całe życie. Różne zdarzenia życiowe nie powodowałyby u nas żadnej reakcji w postaci depresji, nerwicy, szczęścia, stresu pourazowego. Natomiast jeśli ktoś miałby depresję, albo inną chorobę psychiczną, bądź zaburzenie, to niemożliwym byłoby wyleczenie takiej osoby. Dzięki neuroplastyce, czyli poprzez modyfikację własnego zachowania, przyzwyczajeń możemy zmienić budowę naszego mózgu, zwiększyć, lub pomniejszyć odpowiednie obszary. Gdyby nie ona, nie moglibyśmy się niczego nigdy nauczyć, nie moglibyśmy przyswoić wiedzy. Każdego dnia bylibyśmy tacy sami. Gdyby nie ona, być może każdy człowiek byłby inny, ale pozostawałby taki sam do końca życia. Kwestią sporną pozostaje od kiedy taki człowiek miałby być niezmienny. Jak wiemy człowiek rodzi się, jako noworodek, potem jest niemowlakiem, potem dzieckiem, potem nastolatkiem, potem dorosłym. Czy w momencie, jak kończy 20 lat, jej/jego mózg przestaje się rozwijać? Nie, i dobrze o tym wiemy.

Ofiary wylewów mają najwięcej do powiedzenia w tym temacie. Długa i mozolna rehabilitacja pozwala zdrowej tkance mózgowej przejęcie ról martwych obszarów mózgu. Warto wspomnieć, że zazwyczaj upośledzone są czynności motoryczne (chory nie wie, jak się ubrać, posługiwać widelcem), a nie intelektualne (ale jest to również możliwe).

Fakt istnienia neuroplastyki ma daleko idące konsekwencje. Oznacza to bowiem, że nie tylko geny mają wpływ na budowę naszego mózgu, ale i środowisko ma ogromny na to wpływ. To ogromne pole do popisu dla wszelkich naukowców, badaczy, między innymi socjologów, feministek, nadzieja dla dyskryminowanych kobiet, mniejszości i osób czarnych. Oznacza to, że jeśli chcą ich życie należy tylko do nich i nie są oni ograniczeni swoją płcią, rasą, seksualnością, bądź inną szufladką.

9. Podczas wakacji możesz stracić nawet 20 punktów IQ. Oznacza to, że Twoje zdolności intelektualne osłabiają się (z różnych przyczyn).

10. Są ludzie, którzy mają mniej, niż 100% mózgu i żyją. Nie potrzeba zatem posiadać 100% mózgu, żeby żyć, funkcjonować w społeczeństwie i być produktywną jednostką.

a) Facet z mózgiem mniejszym o 50%-75%. Co prawda miał IQ na poziomie 75, ale nie był uważany za niedorozwiniętego - nie miał taki objawów po prostu! Naukowcy komentują to tak, że mózg jest niesamowicie plastyczny i z czasem funkcji części uszkodzonej/usuniętej mózgu zostają przejęte przez resztę zdrowej tkanki.

b) Dziewczynka, która żyje z połową mózgu:



Nie bez skutków ubocznych:

"Of course, the operation has its downside: "You can walk, run—some dance or skip—but you lose use of the hand opposite of the hemisphere that was removed. You have little function in that arm and vision on that side is lost," Freeman says.
Remarkably, few other impacts are seen. If the left side of the brain is taken out, "most people have problems with their speech, but it used to be thought that if you took that side out after age two, you'd never talk again, and we've proven that untrue," Freeman says. "The younger a person is when they undergo hemispherectomy, the less disability you have in talking. Where on the right side of the brain speech is transferred to and what it displaces is something nobody has really worked out."

Mózg jest najbardziej plastyczny w najmłodszych latach, dlatego najłatwiej mają osoby urodzone z defektami mózgu (znaczy wiadomo - najlepiej jest urodzić się bez żadnego defektu!). Jednak są znane przypadki osób po wylewie (czyli mają praktycznie martwą jakąś część mózgu), które po rehabilitacji (która może trwać zaledwie parę tygodni, jak jest intensywna) odzyskują wszystkie utracone funkcje i zdolności. To jest możliwe.

c) Kobieta posiadająca... 10-15% mózgu. Warto wspomnieć w takich przypadkach, że jest obalany tutaj mit o tym, że to wielkość mózgu odpowiada za inteligencję (chociaż są przesłanki ku temu, że wielkość pewnego obszaru w korze przedczołowej jest skorelowana z inteligencją). Ta kobieta posiadając tak mały mózg powinna być kompletną idiotką, lub wręcz rośliną. Ten przypadek jest o tyle niesamowity, że miała ona IQ 113 - czyli IQ większe od przeciętnego człowieka posiadającego 100% mózgu!!! Myślę, że można śmiało powiedzieć, że ona używała tylko 10% mózgu...

d) Kobieta bez móżdżka. Co prawda rozwijała się, jako dziecko, trochę później, niż inne dzieci, ale nie należy się temu dziwić - w końcu jej mózg musiał się całkiem inaczej rozwinąć...

Ok. Pewne fakty mamy za sobą. Jak widać można zwiększyć oraz zmniejszyć potencjał intelektualny swojego mózgu, często dzieje się to poprzez zwiększenie (lub zmniejszenie) odpowiednich obszarów mózgu, a co za tym idzie zwiększa się % używanego mózgu w czasie treningu/ćwiczenia (ogólnie używania mózgu podczas tej czynności). Oznacza to, że jeśli nie weźmiemy twierdzenia o 10% mózgu zbyt dosłownie, okazuje się, że jest on prawdą, nie mitem. Trzeba oczywiście zaznaczyć, że nie jest on w swojej naturze ścisły, bo można się spotkać z jego wieloma wersjami (a to, że człowiek używa 15% mózgu, 27% i tak dalej). Można więc przyjąć, że chodzi ogólnie tutaj o to, że człowiek ma jakiś niewykorzystany potencjał intelektualny i można swój potencjał zwiększyć. I jest to prawda.

Dlatego bardzo mnie dziwił ostatni wysyp artykułów, albo raczej ich treść. Artykułów nawiązujących do filmu o Lucy, która używa więcej, niż 10% mózgu i która ma niesamowite zdolności intelektualne (filmu nie oglądałam, więc dokładnie nie wiem), artykułów, które twierdziły, że jest to nieprawda i że to mit, że używamy tylko 10% mózgu. Autorzy tłumaczyli to między innymi tym, że mózg cały czas działa i jest żywa tkanką i przez to zużywa bardzo wiele energii i w związku z tym byłoby to nieefektywne z ewolucyjnego punktu widzenia, by używać tylko 10% mózgu. Wychodzi więc na to, że te osoby zrozumiały to twierdzenie inaczej, niż ja - nie, jako stwierdzenie, że nie wykorzystujemy całego potencjału mózgu, tylko twierdzenie, że większość naszego mózgu w ogóle nie pracuje, a więc jest martwa. Albo, że pracuje, tylko kompletnie nic nie robi i za nic nie jest odpowiedzialna, a energię na przeżycie sobie pobiera. Nie wiem skąd te osoby wysnuły taki wniosek, skoro nawet domniemani twórcy (znalazłam parę teorii na temat tego, skąd ten mit się wziął...) nie mieli tego na myśli, a właśnie chodziło im o skrywany potencjał intelektualny w ludzkim mózgu...



Te osoby również twierdziły, że używamy non-stop całego swojego mózgu (i znowu nawiązywały do ewolucji) i owszem, podkreślały, że są obszary, które się uaktywniają w momencie pewnych czynności i tak dalej. Czyli stwierdziły: "To twierdzenie to mit, używamy ciągle 100% mózgu, bo ewolucja! Ale w sumie podczas każdej czynności masz tylko część mózgu aktywną.". To naprawdę zagadkowe, zaprawdę powiadam Wam.

Ale serio... zastanówmy się teraz nad pewną hipotetyczną sytuacją. Załóżmy, że człowiek faktycznie ma 90% mózgu nieaktywne - absolutnie nigdy on nie jest aktywny i nie mają te obszary absolutnie żadnej funkcji, one po prostu są i pobierają energię. Niedawno, w 2014 roku, stworzyli nowe obrazowanie mózgu i właśnie wyszedł ten wstrząsający fakt - przypominam, że jesteśmy dalej takimi samymi ludźmi i tak dalej. Wcześniejsze obrazowania były wadliwe, głupie, w ogóle bezsensu. To fakt: człowiek ma 90% mózgu bezużyteczne. I teraz pytanie: czy ewolucja mogłaby do czegoś takiego dopuścić?

Uważam, że absolutnie tak. Człowiek nie ma żadnych wrogów, nawet wcześniej w prehistorii spokojnie działalność człowieka powodowała wymieranie gatunków. Ewolucja nie ma sensu. Ewolucja nie jest ukierunkowana. Nie wszystko w ewolucji ma uzasadnienie. Wystarczyłoby, że nie byłoby presji - nie mamy naturalnych wrogów (oprócz siebie), środowisko przekształcamy, jak chcemy. Wystarczy, że 10% mózgu wystarcza - a skoro starcza i daje radę, to po co ma się to zmieniać? Nie umierają osobniki o energochłonnych i bezużytecznych mózgach i wszystkie durnie żyją sobie szczęśliwie. Z resztą punkt 10 mojego wywodu wyraźnie pokazuje, że można mieć naprawdę mały mózg i wciąż w miarę normalnie funkcjonować.

20140911

Polskie posłanki i posłowie popierają znęcanie się i bicie innych ludzi przez mężczyzn - dopóki ich ofiarami są członkowie rodziny - czyli patologia w Polskim sejmie.

Polscy politycy sympatyzują z kulturą Islamską i robią wszystko, by prawnie dać zielone światło dla "ciapatych". Nie, no, dobra. Żartuję. Wszyscy wiemy, że polscy mężczyźni Islamistów nienawidzą, albo inaczej - boją się ich. Bo są ich rywalami. O władzę nad kobietami, rzecz jasna. Ile to razy słyszałam/czytałam faceta, wielce zatroskanego (oczywiście) tym, że polskie kobiety mają czelność wychodzić za mąż za Islamistę. Oczywiście nie przeszkadza im to wychwalać kobiety Japonki, albo Tajlandki. Albo oglądać porno z 12-latką, która najpewniej na nagraniu jest gwałcona. Albo jeszcze lepiej - wyjeżdżać na seks-wakacje do Tajlandii i uprawiać seks z chorymi na HIV porwanymi dziewczynkami.

No i poza tym, nie ma się czemu dziwić - sami Polacy przecież biją swoje żony i dzieci, polscy mężczyźni zazdroszczą islamskim mężczyznom. Władzy nad kobietami rzecz jasna, bo o to w tym wszystkim chodzi. Ten, kto włada kobietami, ten ma władzę nad społeczeństwem - samymi konserwatywnymi mężczyznami bardzo łatwo przecież manipulować, jak są mizoginami. Niewolnica + idiota =  zysk dla pingwina. Nie bez powodu konserwy rzuciły się na edukację seksualną i przeciwdziałanie przemocy wobec kobiet. Brak edukacji seksualnej uderzy głównie w dziewczynki, a więc w ich status socjalny i ekonomiczny. Brak edukacji seksualnej po prostu obniży status społeczny kobiet, a wprowadzenie tego zakazu jest pierwszym krokiem do odebrania praw kobietom.

Dziewczynki w krajach Islamskich często nie wiedzą, jak się robi dzieci, dopiero im mąż tłumaczy - to nie jest przypadek, że w krajach o największej dyskryminacji kobiet edukacja seksualna delikatnie mówiąc "ssie". Wiele kobiet nie wie, że nie sika pochwą, tylko cewką moczową - i to nawet w krajach "zachodnich". To nie są sporadyczne przypadki. Rzadko się przecież rozmawia na te tematy, więc skąd ludzie mają wiedzieć? Usuwając edukację seksualną, ba! KARZĄC ludzi za mówienie o antykoncepcji, seksie i budowie narządów płciowych zbliżymy się mentalnością do krajów Islamskich i damy KK podstawy i zielone światło do dalszego, bardziej fundamentalistycznego działania.

Polscy mężczyźni biją swoje żony i dzieci. TO FAKT. Pff, żeby bicie było największym problemem! Wielu mężczyzn stosuje takie sztuczki manipulacyjne i są tak perfidni, że gwarantuje Wam - jak zaczniecie się coraz bardziej w tę tematykę wgłębiać nie będziecie mogły uwierzyć, że takie potwory chodzą po tej ziemi i normalnie żyją. Wielu doświadczonych pracowników i pracownic pomocy społecznej nie potrafi rozpoznać tyrana domowego...

Dlatego bawi mnie (przez łzy), gdy Polacy przestrzegają kobiety przed Islamistami. Serio? Naprawdę? Czy można być bardziej bezczelnym?

To nie jest przypadek, że to mężczyźni głównie histeryzują krzycząc o islamizacji.

I wiecie co?

PIERDOLCIE SIĘ. PRZEMOC NIE JEST DOBRA. PRZEMOC NIE JEST AKCEPTOWALNA. PRZEMOC NIE JEST ODPOWIEDZIĄ. PRZEMOC NIE JEST PRAWEM, ANI PRZYWILEJEM. PRZEMOC DZIEJE SIĘ NAPRAWDĘ - JEST CZĘŚCIĄ RZECZYWISTOŚCI WIELU LUDZI I ŹRÓDŁEM OGROMNEGO CIERPIENIA, KTÓRE RZUTUJE NA CAŁE ŻYCIE. PRZEMOC W POLSCE JEST POWSZECHNA, NAGMINNA I AKCEPTOWALNA SPOŁECZNIE. WIELU RODZICÓW NIENAWIDZI SWOICH DZIECI (ukrywając to), BIJĄ JE, BIJĄ SWOJE ŻONY, ŻONY BIJĄ DZIECI. POLSKA PRZEMOCĄ STOI I ZAKRYWANIE SIĘ ZA TRADYCJĄ JEST OSTATNIM SKURWYSYŃSTWEM. I MI TU KURWA NAWET NIE PIERDOLCIE, ŻE RODZINA JEST DLA WAS NAJWIĘKSZĄ WARTOŚCIĄ, BO PRAWDA JEST TAKA, ŻE SWOICH RODZIN NIENAWIDZICIE, NIENAWIDZICIE SIEBIE, NIENAWIDZICIE SWOJEJ MATKI I OJCA, WASZE POTOMSTWO WAS WKURWIA. TRAKTUJECIE DZIECI, JAK LALKI, ZABAWKI. WASZE ŻONY, KTÓRE SA "KURAMI DOMOWYMI" WYŚMIEWACIE I WYZYWACIE WŚRÓD KOLEGÓW OD IDIOTEK I DEBILEK, KTÓRE NA NICZYM SIĘ ZNAJĄ. NARZEKACIE NA TO, ŻE NIE PRACUJĄ, ALE JAK TYLKO ONA WYRAZI CHĘĆ PRACY TO JESTEŚCIE PRZERAŻENI TYM, ŻE WASZA OFIARA SIĘ USAMODZIELNI. STAJECIE SIĘ MILSI I PRZESTAJECIE SIĘ ZNĘCAĆ. WASZA OFIARA USYPIA SIĘ, A WY ZNOWU ATAKUJECIE. WIECIE, ŻE MOŻECIE SOBIE NA TO POZWOLIĆ. SPIRALA PRZEMOCY ZATOCZYŁA KÓŁKO I ZACZYNA SIĘ OD NOWA.
JESTEŚCIE ŹLI DO SZPIKU KOŚCI I UWIELBIACIE SPRAWIAĆ KOBIETOM BÓL. UWIELBIACIE PATRZEĆ, JAK WASZA PARTNERKA CIERPI, PŁACZE, KRZYCZY, WIJE SIĘ W BÓLU. UWIELBIACIE JEJ PONIŻENIE, JEJ STRACH W OCZACH, JEJ NIEPEWNOŚĆ, JEJ NISKIE POCZUCIE WŁASNEJ WARTOŚCI, JEJ SMUTEK. TO WAM SPRAWIA PRZYJEMNOŚĆ. TO WAS CIESZY. TO WAS NAPĘDZA, A WASZE IMIĘ TO : MĘŻCZYZNA.

Czy ktoś W KOŃCU może pierdolnąć tych posłów w łeb i im to powiedzieć?

Ilu z nich bije swoje żony? Ilu z nich zlało do krwi pasem swoje dzieci? Jakim, kurwa, prawem taka patologia nami rządzi? Ilu z nich wyśmiewa smutek i płacz swojej chorej psychicznie żony? Ilu z nich terroryzuje swoje rodziny? Ilu z nich wpada w histerię z byle powodu i robi awanturę rodzinie?

Są tylko dwie możliwości: albo KK zapłacił łapówkę tych zgredom, albo oni sami biją ludzi i uważają, że to jest zajebista rozrywka.

Pośle, posłanko! Wy, którzy jesteście przeciwko konwencji przeciwko przemocy wobec kobiet!
Życzę Wam takiej sraczki, żebyście wysrali swoje jelita, które ożyją i w ramach pokuty będą wolontariuszami, którzy edukują mężczyzn i kobiety na temat seksizmu i przemocy. Życzę Wam, żeby jelita, które wyszły z Waszych (martwych już) ciał głosiły naukę o gender, żeby udzielały się społecznie ZA DARMO. I żeby zostały politykami - i żeby były politykami ZA DARMO.

Wiem, że to głównie psychopaci są u władzy - tak wynika z badań. Ogólnie zawsze interesowałam się strukturami społecznymi i organizacją społeczeństw, ale chyba teraz, jak nigdy rozumiem przeciwników władzy scentralizowanej, ludzkiej - albo przynajmniej takiej władzy, jaka jest teraz. Ja wiem, że to może nie w systemie jest problem, ale w ludziach i ich mentalności. Tylko, jaki dobrać system dla Polaków?

To wszystko wydaje się być absurdem. I owszem - to wszystko jest absurdem i irracjonalnością. Mizoginia nie ma logicznych podstaw, a mężczyźni są niezwykle emocjonalni i niezrównoważeni psychicznie. Nie dziwota, że tak wygląda polski sejm. I nawet nie zaczynajcie na temat kobiet posłanek, które były przeciwko tej konwencji. Wszyscy wiemy, że one i tak nie mają tam realnej władzy .

A tak na marginesie: co z tymi chłopcami, nad którymi znęcają się ci posłowie? Rozumiem, że facet facetowi wilkiem?

20140831

Skąd bank bierze pieniądze na kredyt Twojego sąsiada? Z Twoich pieniędzy.

Myślisz sobie: kurczę, ale jak to jest możliwe? Przecież jakbym miała tyle kasy na auto to bym sobie kupiła (załóżmy, że auto sąsiada kosztuje 120 tysięcy), a mam na koncie w banku tylko 50 tysięcy. Niemożliwym jest, żeby bank pokrył koszt kredytu mojego sąsiada z moich pieniędzy...

I w tym właśnie jest kot pogrzebany: niemożliwym jest to, żeby bank pokrył pieniądze z Twoich pieniędzy! Nie może więc ich pożyczyć. Co więc robi? Zmyśla je. Jest to tak zwany pieniądz fiducjarny - pieniądz "na wiarę", zmyślony, nie mający pokrycia w żadnych dobrach materialnych. Ale jak to działa? Jak to możliwe? To w ogóle jest legalne?

Akurat w tym momencie bank mając w depozycie Twoje 50 tysięcy i dwóch innych ludzi w sumie 200 tysięcy, spokojnie jest w stanie pokryć koszta kredytu, prawda (jeszcze mu zostanie)? Co jednak w momencie, gdy pożyczki są większe, niż depozyty? Bank nie wypłaca wtedy kredytów? Spokojna głowa - każdy bank ma swoje rezerwy. Skąd je bierze? Z funduszy założycieli, na przykład. Są one swoistym zabezpieczeniem przed mniejszymi kryzysami. Co jednak się stanie, gdy ludzie w panice zaczną wypłacać wszystkie swoje oszczędności i wszystkie rezerwy się wyczerpią?

Ale po kolei.

Załóżmy, że udało się się w ciągu roku zebrać na koncie 60 tysięcy złotych. Oznacza to, że depozycie w banku masz 60 tysięcy złotych. Przychodzi teraz Twoja sąsiadka do banku i mówi: "Kurde, nie starczy mi na remont mieszkania, dajcie 50 tysięcy!". Bank daje jej 50 tysięcy. Ale zaraz, przecież dał jej z TWOICH pieniędzy! Nie ma innych, więc użył Twoich rezerw, prawda? Nie do końca: cały czas przecież masz umowę z bankiem, że masz u nich w depozycie 60 tysięcy. A więc te pieniądze masz. Problem polega na tym, że jak przyjdziesz po te swoje 60 tysięcy, to bank nie będzie mógł Ci ich wydać... bo ich mieć nie będzie miał. No, ale jak to, nie powinny być jakieś ograniczenia dla banków? Przecież bank powinien ciągle mieć moje pieniądze w banku, w razie, jakbym chciała je wypłacić! I masz rację, powinny być - i są! Tylko nie takie, jak myślisz. W czasach, gdy pieniądz był oparty na złocie bank za bardzo nie mógł wypłacać więcej, niż miał. No, dobrze, ale co to znaczy, że jest coś oparte na złocie? Oznacza to tyle, że, na przykład, 30 osób założyło konta w banku. Łączna suma pieniędzy z tych kont wynosi milion złotych. Oznacza to, że bank musi mieć w depozycie tyle złota, którego suma wartości pokryłaby sumę depozytów. Czyli musiałby mieć złota, którego wartość wynosiłaby milion złotych. Tak było kiedyś. No, ale bankierzy szybko się zorientowali, że taki system nie daje im dużo zysków - wszystkie transakcje, pożyczki i depozyty w tym banku są ograniczone poprzez ilość złota w danym banku. Gdy mówię zyski mam na myśli procenty z pożyczek, które bank udziela.

Zatrzymajmy się teraz na chwilę.

W takim systemie, w którym pieniądz musi być oparty na dobrach materialnych (nie musi być na złocie) widać wyraźnie, że pieniądz jest środkiem do celu, nie celem samym w sobie. Pieniądz reprezentuje pewną wartość wyrażoną w dobrach materialnych. Jak poszłabyś do banku w czasach, gdy pieniądz oparty był na złocie wiedziałabyś, że pieniądz reprezentuje pewną wartość złota, którą masz w depozycie w banku. Pieniądz nie jest wartością samą w sobie w takim wypadku. Banknoty stanowiły dowód zawarcia umowy z bankiem. W naszych czasach jest na odwrót: pieniądz jest celem w samym sobie, a jego wartość jest umowna. Jesteście sobie w stanie wyobrazić świat bez inflacji? A tak kiedyś było! Znaczy, gospodarki wciąż wpadały w niewielkie recesje - ale były one niczym w porównaniu z Wielkim Kryzysem z 1927 roku, który był skutkiem dodrukowywania pieniędzy, które nie miały pokrycia w złocie.

Wróćmy teraz do naszych bankierów.
Bankier sobie myśli: "Kurde, co by tu zrobić, żeby zarobić więcej, hmmm.". Dużym ograniczeniem dla jego zarobków było to, że pieniądze mają pokrycie w złocie. Jak to ominąć? Myśli sobie: "Ludzie, jak wkładają pieniądze do banku, to swoje oszczędności wkładają na później i będą u mnie długo - nie będą więc ich wypłacać. Oznacza to, że nie muszę przez długi czas mieć wystarczająco złota w depozycie.". I ma całkowitą rację. W normalnych warunkach ludzie nie wypłacają całego swojego dorobku życiowego z banku. Zazwyczaj wygląda to tak, że ciułają i ciułają, wypłacają na bieżące potrzeby, ale zawsze te pieniądze tam są. Bank o tym wie. Proszę zauważyć, że użyłam sformułowania "warunki normalne" - jest ono tutaj kluczowe. Pragnę również podkreślić, że sami obywatele pragnęli nieograniczonych pożyczek - wydawało im się, że będzie to "receptą" na jakiekolwiek recesje byłoby właśnie takie drukowanie pieniędzy. W ten sposób w 1913 roku powstała w USA Rezerwa Federalna. Ludziom przyszło zapłacić za swoją głupotę wyżej wspomnianym Wielkim Kryzysem, który prawie zniszczył ówczesną gospodarkę światową (ogólnie wtedy jeszcze było złoto w bankach i niby oficjalnie pieniądz był oparty na złocie, ale i tak nie pokrywały one posiadanego złota).

Kiedy taki system może upaść? Jak już wiemy przez takie drukowanie pieniędzy powstał Wielki Kryzys. Co jednak do niego doprowadziło? Ogólnie w naszym obecnym systemie bankowym przyczyny wszelkich kryzysów są niezwykle jasne i klarowne, jako, że ten system posiada on wielką wadę.

Napisałam, że bankier założył w swoim chytrym planie, że ludzie nie wypłacają masowo swoich pieniędzy z dnia na dzień. To są warunki normalne. A co się stanie, gdy ludzie zaczną masowo wypłacać pieniądze z banków? Co może coś takiego spowodować? Co może sprawić, by ludzie zaczęli masowo wypłacać swój dorobek życiowy z banków?

Żeby odpowiedzieć sobie na te pytania wystarczy odpowiedzieć sobie na pytanie ostatnie. Można by je lepiej ująć: "Co, by się musiało stać, żebyś Ty wypłaciła wszystkie swoje oszczędności?". Wystarczyłoby, że parę banków by padło, a ludzie w panice chcieliby wypłacić wszystkie pieniądze z banków (i nagle by się okazało, że większość z nich nie ma złota na pokrycie swoich bezwartościowych banknotów). Albo nastąpiłaby deflacja i ludzie woleliby trzymać pieniądze w skarpecie, a nie na lokacie - w tym momencie nie tylko ludzie by wypłacali pieniądze, ale też w ogóle nie chcieliby ich wpłacać. Do kryzysu mogłoby również doprowadzić nadmierna fala pieniędzy na rynku, która spowodowałaby lawinę ryzykownych i idiotycznych inwestycji (bo nagle dostali zastrzyk wielkiej gotówki), które po czasie zbankrutowały jednocześnie zwalniając setki, tysiące pracowników... co z kolei spowodowałoby ogromny spadek konsumpcji, co z kolei znowu spowodowałby zwalnianie ludzi (bo nikt nie kupuje produktów) i tak dalej. Przyczyn kryzysu może być wiele, ale źródło jest ich jedno - brak rzeczywistej wartości pieniądza.

Jak już udało Wam się to wszystko przetrawić, zastanawiacie się, czy to groźne. No, ma ten system wadę, no ale co z tego? Inne systemy też na pewno mają wady.

Zauważcie jedną rzecz: jeśli pieniądze są ciągle wpłacane i zaciągane na kredyt w banku, to na rynku jest coraz więcej pieniędzy. Gdy ktoś zarobił pieniądze, ktoś ma tej samej wartości dług. Żeby pokryć dług z jednego roku trzeba wyprodukować przynajmniej tyle samo pieniędzy, żeby pokryć odsetki (z kredytów) z wcześniejszego roku. Wymusza to na zaciąganie pożyczek (jeszcze większej ilości, z większymi odsetkami) i tak dalej. Także z każdym rokiem do swojego kredytu musicie dołożyć większą ilość pieniędzy, ze względu na to, że po prostu taki jest system - bo jest coraz więcej pieniędzy "wszędzie". Wiecie, bank nie pozwoli na to, żeby nie zarabiał...Po prostu w momencie, gdy przestałoby być więcej pieniędzy następnego roku, oznacza to, że nie ma pieniędzy na spłacenie długów, a gdy nie ma pieniędzy na spłacenie długów, to system pada. Wymusza to ogólnie coraz większa gospodarkę.

Oznacza to, że jeśli nasz system gospodarczy ma przetrwać, musi mieć wzrost wykładniczy.

Na początku zadałam pytanie: czy to legalne. Tak, jak najbardziej. Jest to regulowane przez Państwo. Polska nakazuje bankom (stopa rezerw obowiązkowych) zatrzymanie w banku 3,5% depozytu, czyli cała resztę może pożyczać. Ze 100 złotych może policzyć 96,5 złotych, potem może znowu pożyczyć 93,1 (jeśli pieniądze wrócą do banku) i tak dalej...

Nie dziwota więc, że banki chętnie udzielają kredytów na konsumpcję (mieszkanie, auto, remont). Wszystko się "kręci", tak, jak powinno, ale czy to aby na pewno dobrze? Czy w świecie o ograniczonych zasobach i załamującym się środowisku mądrze jest konsumować wykładniczo?


20140706

Róg Gabriela - geometryczny połamaniec, czyli czy matematyka robi nas w jajo?

Nie o religii będziemy dziś prawić, a o matematyce. Czym jest zatem róg Gabriela?



Róg Gabriela to trójwymiarowa figura geometryczna. Ma niezwykłą właściwość: posiada nieskończoną powierzchnię, ale skończoną objętość. Wydaje się to być niezłym paradoksem, czyż nie? Oznacza to, że istnieje ilość farby, która wypełniłaby dany kielich (tudzież trąbkę), ale nie ma skończonej ilości farby, która pokryłaby całą powierzchnię kielicha (tudzież trąbki). Fajnie, nie? Tylko dlaczego? Czyż nie przeczy to zdrowemu rozsądkowi? Otóż nie. Tak jest naprawdę.
 
(Oczywiście pomijając drobny fakt, że w pewnym momencie cząsteczki farby byłyby za duże, by zmieścić się w coraz mniejszym otworze. Załóżmy, że tego problemu nie ma, w końcu nikt naprawdę nie stworzy nieskończonej trąbki i nie będzie nam dane zmierzyć się z tym problemem.)

W istocie ów paradoks ujawnia nam naturę nieskończoności.

Skąd nazwa "Róg Gabriela"? Sąd Ostateczny i te sprawy. Wiecie, Gabriel przyjdzie i dmuchnie w swój róg, który w swojej naturze jest łącznikiem pomiędzy boskością (nieskończoność), a szarą rzeczywistością (skończoność). W sumie, jakby sobie na serio wyobrazić jakiegoś kolesia, który gra na rogu nieskończenie długim... no cóż. Zastanawiam się tylko, czy wszystko tam w niebie jest nieskończone?

Cechy i właściwości tej figury geometrycznej zostały zbadane przez Evangelistę Torricelli. Ten fizyk i matematyk rozpoczął dyskusję nad naturą nieskończoności. Mamy puszkę farby (skończoną ilość) i nie możemy danego kształtu pomalować, bo potrzebujemy nieskończonej ilości farby, ale za to możemy dany kształt wypełnić... I pamiętajcie, że przy wypełnianiu objętości, tak czy siak pokryjemy powierzchnię całej bryły. Na "chłopski" rozum, zamalowując całą powierzchnię powinno nam zostać jeszcze trochę farby, by ją wlać do naszej trąbki. Tak się jednak nie dzieje. Sam Torricelli nie mógł w to uwierzyć - pamiętajcie, że to był XVII wiek. Dla współczesnych matematyków Róg Gabriela jest w 100% logiczny. i my sobie wytłumaczymy czemu. Droga jednak będzie kręta i wyboista.

Zacznijmy od tego, że Róg Gabriela jest powierzchnią obrotową, czyli taką, którą tworzy się poprzez obrócenie wokół osi dwuwymiarowej krzywej. Do figur w ten sposób wytworzonych można zaliczyć jabłko, stożek, sferoidę, pseudosferę, cytrynę.

Konkretniej: Róg Gabriela jest powierzchnią (bryłą) obrotową funkcji hiperbolicznej y=1/x, gdzie x \in1;\infty(czyli x>=1; są to granice całkowania, dzięki rozpoczęciu od 1 unikniemy asymptoty w 0*) dookoła osi x.

*

Tak wygląda funkcja y=1/x. Proszę zauważyć, że poszczególne "końce" funkcji zmierzają, dążą, chcą się zbiec do odpowiednio osi y (obie strony, dodatnia i ujemna) i jednocześnie do osi x (obie strony), przy czym nigdy, ale to nigdy nie przetną tych osi - będą w nieskończoność dążyły, żeby, jak najbliżej się złączyć, ale nigdy nie złączą. To się nazywa asymptotą - prosta do której zmierza funkcja. Są trzy rodzaje asymptot: pionowa, pozioma i ukośna, dodatkowo pośród nich można wyróżnić lewo-, prawostronną oraz obustronną. Funkcja y=1/x posiada dwie asymptoty y=0 i x=0, są one obustronne. Tworząc Róg Gabriela odcinamy całą część wykresu, która jest mniejsza od x=1, obracamy tę krzywą, dzięki temu tworzy nam się figura o kształcie rogu.

Jak to możliwe, że wlewając farbę do tego stożka jesteśmy w stanie pokryć jego wewnętrzną powierzchnię, a nie możemy pokryć zewnętrznej warstwy malując super-ultra-hiper cienką warstwą farby? Oczywiście farba jest tylko tutaj narzędziem: nie bierzmy tej gimnastyki myślowej tak dosłownie: jak już wspominałam, w końcu tak, czy siak pojedyncze cząsteczki farby nie będą mogły wejść w wąską średnicę naszej zwężającej się tuby.

Zacznijmy od ... Euklidesa. Geometria Euklidesowa, opisana przez faceta o tym samym imieniu (Euklides się zwał - przypadek, nie sądzę) i napisana dawno, bardzo dawno, bardzo dawno temu. III wiek przed urodzeniem tego lewaka, Chrystusa. Czasy rozkwitu cywilizacji śmierci, jaką z pewnością reprezentowała starożytna Grecja (Jezus jeszcze nie umarł za ich grzechy) były jednocześnie czasami rozwoju nauki i sztuki. Euklid również przyczynił się do tego, wynajdując nowy sposób myślenia, który można określić, jako metodę hipotetyczno-dedukcyjną (Holme, 2002, strona 68).

Euklid oparł swoją geometrię na 5 aksjomatach (oczywistości, których nie trzeba udowodniać) i 5 postulatach (już trzeba trochę bardziej udowadniać).

Do 5 aksjomatów zaliczamy:
  • Wyrażenia, które są równają się temu samemu wyrażeniowi, są sobie równe.
  • Jeżeli równania dodawane są do równań, wtedy całości są sobie równe. 
  • Jeżeli równania odejmowane są do równań, wtedy całości są sobie równe.
  • Wyrażenia, które się pokrywają, są sobie równe.
  • Całość jest większa od części.
Do 5 postulatów zaliczamy:
  • Dowolne dwa punkty można połączyć odcinkiem.
  • Dowolny odcinek można przedłużyć nieograniczenie (uzyskując prostą).
  • Dla danego odcinka można zaznaczyć okrąg o środku w jednym z jego końcowych punktów i promieniu równym jego długości.
  • Wszystkie kąty proste są przystające.
  • Dwie proste, które przecinają trzecią w taki sposób, że suma kątów wewnętrznych po jednej stronie jest mniejsza od dwóch kątów prostych, przetną się z tej właśnie strony.

Książki Euklidesa opisujące "jego" geometrię były niezwykle poważane przez setki lat do tego stopnia, że tuż po wynalezieniu druku, "Elementy" (jego dzieło opisujące geometrię; składająca się z 13 książek) stały się pierwszą matematyczną wydrukowaną serią. Ogólnie wpływ "Elementów" znacznie wykraczał poza świat naukowców i matematyków. To dzieło dosłownie kształtowało myśli ludzi i miało wpływ na to, jak widzą świat. Zakwestionowanie tego wszystkiego mogło mieć poważne konsekwencje i spotkać się z ogólnym ostracyzmem.

Pierwszą kontrowersje odnośnie geometrii Euklidesa zaczęły się pojawiać w momencie, gdy okazało się, że piąty postulat Euklidesa nie zawsze działa. W tym tekście na stronie 6 jest napisane:

"Indeed, controversy arose when a group of young mathematicians revealed that Euclid’s fifth postulate is not always true or not true at all. This postulate had long been considered to have something that is not quite true. Greeks writers had tried to give a more rational explanation of it but failed (Gray, 2004, p. 20). Also, O’Shea (2007) pointed out that the length of the fifth postulate compared to the four other ones might suggest that even Euclid knew about the ambiguity of that postulate; therefore, he took more time to explain it (p. 57). One needs to know that the fifth postulate is central to Euclid’s Elements; without it, a great part of his logical body of mathematics would not have existed. For example, the parallel postulate is used to demonstrate the Theorem of Pythagoras, which states that the square of the greater side in a right triangle is equal to the sum of the squares of the two other sides; also, the theorem that the sum of the angles in a triangle is exactly two right angles and the construction of similar triangles depend exclusively on the fifth postulate (Gray, 2004, p. 19-20). Those three young mathematicians, Johann Carl Friedrich Gauss (1777-1855), Nikolai Ivanovich Lobachevsky (1792-1856), and Janos Bolyai (1802-60) brought a significant contribution to challenge the fifth postulate (O’Shea, 2007, p. 62). Those brilliant men discovered that other geometries were consistent without the fifth postulate; those geometries, under a generic name of non-Euclidean geometry, are usually called elliptic geometry, spherical geometry, and hyperbolic geometry."

Ten piąty postulat jest istotny i ważny. Z niego, albo raczej z "usunięcia" go, powstaną później podstawy do geometrii innej, niż Euklidesowa. Należy pamiętać, że w geometrii Euklidesowej do stworzenia figur, brył, zależności używa się podstawowych konceptów: punktów, linii, powierzchni. Usunięcie, tudzież zmiana postulatu 5 pozwala nam na tworzenie zupełnie innych figur.

Aby całkowicie wyjaśnić sobie sprawę z geometrią euklidesową zaczerpnijmy trochę wiedzy z polskiej Wikipedii:

"Wyjątkowość piątego postulatu wynikała z tego, że od początku wydał się bardziej skomplikowany od pozostałych[a]. Nasuwało to podejrzenia, że może on być wnioskiem z pozostałych, bowiem zgodnie z ówczesnymi wyobrażeniami każdy postulat powinien być prosty i oczywisty. Ponieważ piąty postulat nie był ani prosty, ani oczywisty, całe pokolenia matematyków próbowały go dowieść na podstawie pierwszych czterech. Wszystkie te próby – choć nie mogły się powieść – walnie przyczyniły się do uściślenia pojęć, wysublimowania metod dowodowych. Było to zagadnienie wytyczające przez wiele wieków kierunki rozwoju geometrii.
Na początku XVIII w. matematycy jak dotąd bezskutecznie zmagający się z problemem piątego postulatu zmienili podejście: zamiast podejmować kolejne próby jego dowodzenia, zaczęli starannie wyodrębniać twierdzenia wynikające z wyłącznie pierwszych czterech postulatów, a dołączając zaprzeczenie piątego postulatu, starali się uzyskać sprzeczność. Nieświadomie stworzyli przy tym podwaliny geometrii absolutnej, czyli geometrii opartej na pierwszych czterech postulatach Euklidesa. Największe zasługi mają tutaj Giovanni Gerolamo Saccheri[b] i Lambert[c].
Przez wiele lat podejmowane nieskuteczne próby znalezienia sprzeczności zrodziły najpierw podejrzenia, a potem przekonanie, że takiej sprzeczności po prostu nie ma, a teoria z zaprzeczonym piątym postulatem jest jak najbardziej poprawna (GaussBolyaiŁobaczewski). Stworzenie przez Kleina modelu dla takiej teorii definitywnie zamknęło problem – aksjomat ten okazał się niezależny od pierwszych czterech.
Współcześnie geometria absolutna jest teorią, która ma dokładnie dwa rozszerzenia do teorii kategorycznej w zależności od tego, czy dołączy się do niej aksjomat Euklidesa o równoległych czy też jego zaprzeczenie. W pierwszym przypadku jest to geometria euklidesowa, w drugim – geometria hiperboliczna."
.
Geometria nie-Euklidesowa (sferyczna, hiperboliczna, eliptyczna - przestrzenie zakrzywione)


Od lewej: geometria euklidesowa, sferyczna i hiperboliczna. Interpretacja powierzchni, punktu, prostej i kąta.



Napisałam wyżej, że geometria Euklidesowa składa się między innymi z prostych. Jak widać na ostatnim obrazku kąt pomiędzy dwiema prostymi jest prosty. Piąty postulat mówi o tym, że jeśli ten kąt będzie mniejszy, niż 90 stopni, to dwie proste przecięte przez trzecią (tę środkowa na obrazku; z którą przynajmniej jedna prosta tworzy kąt mniejszy, niż 90 stopni) w końcu przetną się. Jak widać w geometrii hiperbolicznej i eliptycznej ten postulat nie działa. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: geometria hiperboliczna różni się tym od euklidesowej, że nie ma w niej linii prostych - są za to krzywe. Punkt oznacza to samo w obu geometriach, ale prosta nie. Pamiętacie pewnie, że nazwałam funkcję y=1/x hiperboliczną. Oznacza to, że Róg Gabriela nie wywodzi się z geometrii Euklidesowej i nie wszystkie aksjomaty, tudzież postulaty obowiązują go.
Zakładając hipotetycznie, że postulat 5 jednak działa w rogu Gabriela oznacza to, że...


... dwie funkcje tworzące dany róg (jego granice) w końcu by musiały się spotkać. W związku z tym róg miałby skończoną objętość i powierzchnię, no ale jak wiemy, tak nie jest. Ze względu na to, że w wielu przypadkach objętość i powierzchnia są ze sobą ściśle związane, uczeni myśleli, że skoro powierzchnia jest nieskończona, to objętość też musi być. Tak się jednak nie dzieje.

Zanim przejdziemy dalej, bezpośrednio do rogu Gabriela, zgłębmy się bardziej w geometrię nie-euklidesową. To wyjaśni nam lepiej, czemu Róg Gabriela ma takie, a nie inne właściwości.

Model dysku Paincare



Zwróćcie uwagę na trójkąt po prawej stronie.

Funkcja y=1/x ma ona asymptoty w x=0 i y=0 i nigdy nie osiągną poziomu tych osi - będą w nieskończoność "lecieć", ale nigdy nie przekroczą magicznej granicy 0. To samo dzieje się w tych okręgach - linie wewnątrz nich nigdy nie dosięgną tych granic, choćby nie wiem co! W pewnym sensie granice okręgu są asymptotami. Linie są coraz "mniejsze" im bliżej granicy okręgu się znajdują. Wyobraźcie sobie, że patrzycie w rzeczywistości nie na okrąg, a na figurę 3D, której podstawą jest koło, a której środek jest bardzo blisko Was, a rozchodzi się ona jednocześnie we wszystkie strony (tworząc ów podstawę o kształcie okręgu) w nieskończoną odległość przed Wami. Szczególnie widać to w 1, 2 i ostatnim obrazku.

W gifie widać charakterystyczne "trójkąty", kazałam Wam też zwrócić uwagę na nie na kolorowym obrazku. Są to tak zwane trójkąty asymptotyczne, w przypadku gifa ruchomego jest to trójkąt potrójnie asymptotyczny. Wyobraźcie sobie normalny, zwykły trójkąt, jednak zamiast utworzyć kąty, których suma równa się 180 stopni, dwie proste stają się równoległe i dążą do nieskończoności. Suma kątów w tym trójkącie jest mniejsza, niż 180 stopni.

Trójkąt asymptotyczny. Trójkąt potrójnie asymptotyczny będzie miał wszystkie "rogi" leżące na dolnej linii, zwanej absolutem, bowiem symbolizuje ona nieskończoność.

Te charakterystyczne "półkola" w okręgu mają środek na osi x i "przestrzegają" one wszystkie postulaty Euklidesa oprócz 5. Zobrazowanie ich nazywa się modelem półpłaszczyzny Poincarego.


Dla nas najważniejsze są ów trójkąty. Powierzchnia rogu Gabriela jest dwuwymiarowa, dlatego że możną ją "zaprezentować" dwoma wektorami. Składa się ona z trójkątów asymptotycznych. Myślę, że to całkiem logiczne, jeśli macie cały czas w pamięci, pewien fakt, że Róg Gabriela jest funkcją hiperboliczną y=1/x, która dąży do 0, ale nigdy go nie przekroczy i im dalej x, tym bardziej bliżej samej osi x (bliżej 0; to samo tyczy się oczywiście -x, oraz obu stron y, jednak dla Rogu Gabriela bierzemy pod uwagę tylko x>=1, po to właśnie, żeby uniknąć wielkiego wiru długości nieskończoności, który dotyka powierzchni również nieskończenie wielkich rozmiarów.

Powierzchnią Rogu Gabriela jest suma powierzchni trójkątów asymptotycznych, zatem jest ona nieskończona. Skoro powierzchnia Rogu jest nieskończona, to czemu objętość jest skończona? Tutaj nie ominiemy matematyki, jako, że wynika to ściśle z równań. Jeśli rozumiecie granice, z łatwością zrozumiecie, czemu jest tak, a nie inaczej.

Równanie powierzchni:
V = \pi \int_{1}^{a} {1 \over x^2}\, \mathrm{d}x = \pi \left( 1 - {1 \over a} \right)

Równanie objętości:

A = 2\pi \int_{1}^{a} {1 \over x} \sqrt{1+f'(x)^2}\,\mathrm{d}x > 2\pi \int_{1}^{a} {1 \over x} \,\mathrm{d}x = 2\pi \ln a.

W momencie, gdy a dąży do nieskończoności objętość dąży do pi

\lim_{a \to \infty}V = \lim_{a \to \infty}\pi \left( 1 - {1 \over a} \right) = \pi.

Natomiast jeśli chodzi o powierzchnię, to spójrzmy na jej równanie, w którym jest logarytm naturalny. Nie ma górnej granicy dla tej funkcji.

\lim_{a \to \infty}A > \lim_{a \to \infty}2 \pi \ln a = \infty.

Ktoś może powiedzieć, że Rogu Gabriela nie da się stworzyć w rzeczywistości, ale jest to twierdzenie bezzasadne i niepoparte niczym. Pojęcie nieskończoności po dziś dzień zajmuje matematyków, a Róg Gabriela, albo raczej jego cechy, wykraczają poza nasze intuicyjne rozumowanie, co nie oznacza, że nie mógłby on istnieć. Równie dobrze można powiedzieć to samo o teorie względności, a przecież wiadomo, że jest ona naprawdę i sprawdza się w rzeczywistości. To, co robi matematyka, tudzież fizyka, można porównać z badaniem anomalii medycznych i genetycznych wad: poprzez badanie innych rzeczy, niż nam znane, poprzez zbadanie "innego", mamy odniesienie do naszej komfortowej rzeczywistości. Dzięki temu możemy nie tylko lepiej ją pojąć, ale także nabrać do niej dystansu... a także do siebie samych.

P.S. Będę szczera, jak szukałam wiadomości odnośnie Rogu Gabriela myślałam, że jego natura będzie bardziej skomplikowana. Po odnalezieniu równań (granice), które prowadzą do konkluzji: objętość policzalna, powierzchnia niepoliczalna, myślę sobie NO K^%$# OCZYWIŚCIE. I byłam bardzo, ale to bardzo rozczarowana. Jak mogłam się tak nabrać, że to "nie wiadomo co" jest! Tak bardzo rozczarowana, że aż poczułam obrzydzenie! Nie wiem czemu! Chyba na siebie, że się tym tak podnieciłam!


20140701

Bonus

Od czasu skrytykowania pewnego polskiego filmu słowa kluczowe, które ludzie wpisują w Google, po czym wchodzą na mojego bloga są monotematyczne.



20140628

Edukacja seksualna: co każda osoba powinna wiedzieć, a czego najprawdopodobniej nie wie, czyli czego nie uczą rodzice

Wydaje się, że temat relacji między ludźmi nie jest związany ściśle z seksem, tudzież edukacją seksualną. Ja uważam, że wręcz przeciwnie: unikając kontaktów z osobami, które nas nie szanują, będąc asertywną, lubiąc się i ustalając granice dla innych ludzi możemy stworzyć podstawy dla przyszłych relacji z innymi, które będą źródłem szczęścia i spokoju, a nie, jak to bardzo często bywa, źródłem frustracji, depresji, nerwicy.

Zacznijmy od pewnych prawd, które każda z nas powinna znać:

1. Jeśli ktoś sprawia, że czujesz się przy tej osobie niekomfortowo jest Twoim prawem zerwanie danej znajomości. Nie musisz się z daną osoba zadawać. Nie musisz się nikomu z tego tłumaczyć. Często taka osoba widząc, że nie chcesz mieć z nią nic wspólnego zacznie Cię szantażować emocjonalnie i stosować taktykę pasywno-agresywną. Często sprowadza się to do wywołania poczucia winy, ale nie zawsze. Czasami może dojść do bardziej oczywistych form szantażu: trzaskanie drzwiami, ostentacyjnie wychodzenie. Nie daj się nabrać: zazwyczaj to czysta i wyrachowana zagrywka mająca na celu wymuszenie u Ciebie odpowiednich zachowań służących danej osobie.

2. Nie jesteś nikomu nic winna. Masz prawo do spokoju. Masz prawo do spędzania czasu tak, jak Ci się to podoba. Ludzie często lubią kontrolować innych poprzez wywieranie presji w postaci ostracyzmu społecznego. Pamiętaj: nie jesteś tym, czym Cię określają.

3. Twoje wyznaczanie granic bardzo często będzie się spotykało z oporem innych osób, które będą mniej lub bardziej świadomie chciały mieć prawo do posiadania wpływu odnośnie rozporządzania Twoim czasem, Twoim ciałem (jak się ubierasz, jak jesz, co jesz), Twoimi poglądami. Ludziom nie podoba się egoizm innych osób - ludzie często lubią kontrolować innych, bo to porządkuje ich świat. Nie daj sobie wmówić, że Twoja wolność i godność są mniej istotne od czyichś uczuć.

4. Jeżeli ktoś mówi Ci, że ją/go rozczarowałaś, jeżeli ktoś mówi Ci, że Cię lubi, pamiętaj: bez względu na to, czy uwaga jest pozytywna, czy negatywna w stosunku do Twojej osoby powstała ona tylko i wyłącznie w głowie tej osoby. Tak naprawdę nie jesteś taka, jak Cię ta osoba określa. Ludzie oceniają innych poprzez pryzmat oczekiwań, przydatności, uczuć i wielu innych czynników. To, że dana osoba Cię nie lubi, nie znaczy, że jesteś gorsza. Jeżeli komuś się nie podobasz, albo wywołujesz negatywne uczucia, to jest to problem tej osoby, nie Twój.

5. Z drugiej strony, jeśli odczuwasz silne pragnienie akceptacji - ok. Nie ma w tym niczego złego - w końcu tak nas trenuje społeczeństwo. Nie bądź surowa wobec siebie, jeśli coś Ci się nie uda, jeśli się rozczarujesz - nic się nie stało. Popełnianie błędów jest normalnym procesem - jeśli ich nie robisz, to nie żyjesz, to znaczy, że nic nie robisz. Poczucie winy z powodu porażki, albo nie spełnienia czyichś oczekiwań jest częścią socjalizacji. Nie oceniaj się zbyt surowo. Nie jesteś swoimi porażkami. Nie jesteś czyjąś oceną. To, że nie spełniasz czyichś pragnień i ta osoba zaczyna Cię emocjonalnie szantażować jest dobrym znakiem do zerwania toksycznej znajomości i początkiem nowego życia.

6. Jesteś wartościowym człowiekiem. Nie musisz nikomu nic udowadniać.

7. Zasługujesz na szacunek bez względu na to, czy jesteś społecznie akceptowana, czy nie. Szacunek nie powinien zależeć od tego, czy zrobisz coś akceptowalnego i aprobowanego, albo od humoru innych osób, albo ze względu na Twoją chorobę fizyczną/psychiczną. Nieważne, czy jesteś gruba, czy chuda, nieważne, czy się upijasz, przeklinasz, czy wybrałaś życie zakonnicy, czy uprawiasz seks z kim chcesz każdego dnia - szacunek do Ciebie nie może zależeć od tych czynników. To bardzo ważne. Zastanów się ile razy sama podświadomie czułąś, że czyjeś poniżania są usprawiedliwione ze względu na Twoje wybory, opinie, uczucia.

8. Zasługujesz na bycie traktowaną dobrze cały czas. 

9. Zasługujesz na egoizm. Zasługujesz na to, by uważać się za najważniejszą dla siebie osobę. Nie istniejesz po to, by spełniać zachcianki i oczekiwania innych osób. Tyczy się to również, a zwłaszcza Twoich rodziców.

10. Masz prawo do posiadania własnej przestrzeni. Nie musisz się nikomu z tego tłumaczyć - to Ci się należy.

11. Masz prawo do nienawidzenia swojego ciała. Masz prawo do kochania swojego ciała. Masz prawo do olewania swojego ciała i jedzenia najgorszych rzeczy na świecie. Masz prawo do dyscypliny, masz prawo do katowania swojego ciała. Masz prawo do litości wobec swojego ciała. Masz prawo do robienia ze swoim ciałem, co chcesz. Nie pozwól, by Twoje wybory, Twoje opinie stały się narzędziem w rękach jakichś grup społecznych - tyczy się to osób identyfikujących się, jako ateiści, feministki, katolicy, muzułmanie, pro-life, pro-choice, humaniści, wegetarianie, mięsożercy, geje, lesbijki, seksiści, prawicowcy, mizogini, libertarianie, socjaliści - to, że ktoś identyfikuje się z daną grupą, nie znaczy, że wyznaje jej zasady. Możesz spotkać pełnego nienawiści do kobiet ateistę, który za aborcję będzie chciał Cię ukamieniować i katolika, który zaskoczy Cię swoją wrażliwością i współczuciem.
Jeżeli te grupy mają wobec Ciebie oczekiwania i w jakikolwiek sposób pragną na Tobie wymusić odpowiednie wybory, wywołać poczucie winy - masz prawo do nieidentyfikowania się z nimi, mimo wyznawanych wspólnych idei.

12. Masz prawo do 100% kontroli swojego życia.

13. Masz prawo do rozwalenia swojego życia i do jego naprawienia - nigdy nie jest za późno.

14. To, że mężczyzna jest miły nie znaczy, że jesteś mu winna seksu. Masz prawo być na niego wściekła. Pamiętaj, jakiekolwiek próby z jego strony mające na celu wymuszenie na Tobie seksu i wywołania poczucia winy, lub umniejszenia Twoich emocji i problemów są jedynie oznaką strachu i bezradności danego mężczyzny - próba manipulacji Ciebie i sprawienia, byś przestała zwracać uwagę na jego skurwielstwo. Nie przestawiaj. Rób "sceny". Nie bój się reakcji ludzi - Twoje bezpieczeństwo jest najważniejsze. Nie bój się - Twoje milczenie jest tym, na co on liczy robiąc z ciebie wariatkę/histeryczkę. Lepiej, żebyś zrobiła "scenę", niż żeby mężczyzna naruszył Twoją godność osobistą i Cię poniżył.

15. Osoby, które uważają prostytutki i aktorki porno za osoby, które należy uratować, które chcą zakazać uprawiania tych zawodów i które nie mogą być ze względu na swój zawód feministkami nie są feministkami. Osoby, które uważają matki, kobiety nie pracujące lub kobiety na utrzymaniu męża za nie-feministki nie są feministkami. Feminizm jest dla wszystkich kobiet i przede wszystkim dla kobiet: niepełnosprawnych, "kur domowych", "karierowiczek", bezdzietnych, matek, transseksualnych i wiele innych. Feminizm nie istnieje po to, by kobiety nienawidziły mężczyzn - to idea, sprawa, która ma służyć kobietom, a nie mężczyznom anty-feministom. Mężczyźni mają oczekiwania wobec feminizmu, które feministki nie musza w ogóle spełniać. Mężczyzno, jeżeli uważasz, że jest jakiś problem, który należy rozwiązać - sam go rozwiąż. Twoja roszczeniowa postawa do niczego konstruktywnego nie prowadzi.

16. Pamiętaj: nie istniejesz po to, by spełniać cudze oczekiwania. Czyjekolwiek.

17. Masz prawo spędzić życie na swoich warunkach.

18. Jesteś jaka jesteś. Nie ma powodu byś siebie nienawidziła, bo uważasz się za głupią, grubą, brzydką. Społeczeństwo wytresowało Cię do tego, byś się tak czuła - byś była ciągle niezadowolona, nieszczęśliwa. Masz prawo do szczęścia.

19. Masz prawo do prywatności - nie jesteś winna innym informacji o sobie. Jeśli nie chcesz, nie musisz innych informować o swoim życiu seksualnym, swojej historii, swoim życiu.

To wszystko oczywiście zakładając, że nasze wybory nie zachodzą w wolność i nie naruszają godności innych osób.

20140610

Być mordercą i nazwać się "pro-life" - czyli poradnik, jak manipulować ludźmi

To tak naprawdę nie będzie poradnik.

To będzie luźna notka. Trochę chaotyczna. Trochę dziwna. To nie będzie żadna zachęta do dyskusji, tylko moje luźne myśli. Nic nie będę udowadniać i co więcej: nie muszę tego robić. Tak, nawiążę do pro-life i o to, o co mi chodzi w tytule, ale skupię się też na czymś bardziej ogólnym.

W historii ludzkości mieliśmy różnych zbrodniarzy, których łączyła jedna rzecz: wszyscy uważali, że mają wspaniałą receptę na wszystkie problemy. Prostą. Skuteczną. Nieskomplikowaną. Pewną. Taką, która nie zawiedzie. Tego typu gadki i przemowy zawierające te elementy przeprowadzał Hitler, na przykład. Były one niezwykle skuteczne. Czemu?

Znaczy wiecie, nie znam wszystkich zbrodniarzy na świecie, ja bazuję na Hitlerze i Stalinie. Akurat historię Hitlera znam lepiej, niż Stalina, a wiem, jak on prowadził przemówienia. Wiem w co "uderzał", tak by psychika Niemek i Niemców rozpuściła się pod wpływem orgastycznych spazmów.

Świat jest czarno-biały. Ci z zewnątrz co ci źli, ci z wewnątrz to dobrzy, no chyba przyłączą się do tamtych, a więc oni nie są już naszymi tylko wrogami. Wieczne poczucie zagrożenia i niepewności życiowej. Brak wiary, że będzie lepiej. Marzenie, tęsknota za "starym porządkiem", to co nowe, to co inne jest przerażające. Strach przed kobietami. Bardzo mała tolerancja dla wolności osobistej i ogólnie jakiejkolwiek wolności. Dlaczego brak tolerancji dla wolności, spytacie się? Wolność oznacza brak pewności. Wolność oznacza wybór. Wybór oznacza niepewność, ryzyko, obciążenie mózgu myśleniem, co jest dla mnie dobre, co ja chcę i tak dalej. To jest logiczne - wybór i wolność oznaczają ryzyko i pewien margines błędu. Moralność czarno-biała, czyli to na pewno złe na 100%, my najlepsi znamy dobro i zło. Jasna, nierelatywna, wypaczona pseudo "moralność".
Jeżeli człowiek jest niepewny siebie, boi się innych, inności, jest ksenofobem, jest nieszczęśliwy, nie wierzy, że umie sobie samodzielnie poradzić to będzie chciał to zmienić. Jego psychika nastawiona jest na zniwelowanie wysokiego poziomu stresu wywołanego ogólnie NIEZNANYM.

Ogólnie strach u ludzi bierze się z nieznanego. Jak wiemy, co będzie, nieważne jak bardzo beznadziejna ta przyszłość będzie, to się tak nie boimy (no chyba, że łączy się to z tym, że umrzemy, ale to bardziej się wtedy łączy ze strachem wobec śmierci). To oczywiste. Politycy, którzy podkreślają, że wszystko wiedzą, są pewni siebie, charyzmatyczni, zdają się znać odpowiedzi na wszystkie pytania, mieć proste rozwiązania na wszystkie problemy i bolączki obywateli są przez ludzi posiadający poczucie zagrożenia postrzegani, jako wybawiciele. Problem polega na tym, że nie ma solucji na wszystko. Nie ma solucji na idealne społeczeństwo i nigdy nie będzie. Ludzka psychika, zwłaszcza męska, nie zauważa tego i zdaje się wręcz lgnąć do męskich autorytetów, którzy potrafią z pewnością w głosie odpowiedzieć WIEM, wyśmiać oponenta kretyńskimi argumentami - nawet jeżeli odpowiedź zmyślają, kłamią w żywe oczy. Osoby konserwatywne potrzebują "zamknięcia" sprawy, ich psychika nasączona w strachu potrzebuje wręcz zapewnień o prostych rozwiązaniach sprawy, jakiegoś porządku. Konserwatyści potrzebują szufladkowania dla zdrowia psychicznego, mimo, że z natury są nienormalni.

Polska dla Polaków!

W to właśnie uderzał Hitler. Za Hitlera kobiety straciły wiele ze swoich wywalczonych ciężko praw. Zastanawia Was dlaczego? Dlaczego konserwatywni mężczyźni boją się kobiet? Skąd to się bierze? Czemu widzą rzeczywistość, jako czarno-białą?

Precz z pedalstwem!

Nawiązując teraz do konserwatywnego liberalizmu - uważam, że jest to jedna z bardziej absurdalnych form konserwatyzmu. Ten pogląd jest absolutnie niespójny i niemożliwe jest zachowanie wolności gospodarczej przy konserwatyzmie społecznym, bo tak ludzka psychika nie działa. Ba! Tak nie działa zwykły rozsądek, a co dopiero rozpatrywać to na poziomie psychologicznym!

Widzicie, kiedyś widziałam taki tekst, tudzież przykład który miał wyjaśniać tę "pozorny" brak logiki (ekhm) - żeby nie było nie pamiętam dokładnie cytatu, więc napiszę, jak brzmiał sens wypowiedzi konserwatywnego liberała:

W aptece będą sprzedawane tabletki poronne i antykoncepcyjne, ale kobieta żyjąca w konserwatywnym społeczeństwie i tak nie będzie mogła ich kupić, ze względu na ostracyzm społeczny - no kurwa geniusz.

W jego mniemaniu miało to świadczyć o logicznej spójności konserwatyzmu liberalnego, czy jak to się nazywa. Chuj z tym, że to całkowicie wbrew wolnemu rynkowi, bo jakim prawem miałyby te środki być w aptece, skoro nie byłoby na nie popytu?

Ja nie wiem, tym facetom wydaje się, że Korwin-Mikke im złote góry przyniesie, czy jak? Powiem Wam, jakby Korwin doszedł do szczytu władzy, co by się stało. Gówno. Nic by się nie zmieniło. Wręcz przeciwnie, możliwe, że ten starzec z demencją rozpętałby III wojnę światową. Wiecie, co zrobi Korwin jak podeszlibyście do niego i powiedzieli, że dalej jesteście biedni i dalej żadna dziewczyna Was nie chce? Powiedziałby, że taki jest wolny rynek i że świat jest niesprawiedliwy. Jako konserwatywni liberałowie powinniście się z tym z resztą pogodzić.

Swoją drogą bawi mnie to, że Korwin tak pierdoli o wolnym rynku, a sam nie rozumie jego zasad i się do nich nie stosuje. Oczywiście brak popularności swojej partii i krytykę swoich poglądów zwala na polaczków-debilów. Nie przyjdzie mu do głowy to, żeby zmienić formułę jego partii, nie wiem, PR, sposobu wypowiedzi i tak dalej. Nie, nie! To lewackie media winne! Wszyscy są za jego porażki odpowiedzialni, tylko nie on, król!

Problem polega na tym, że szeroko pojęty konserwatyzm jest oparty na EMOCJACH. I nie chodzi mi tutaj o jakąś miłość do ojczyzny, miłość do rodziny. Nie. Z resztą konserwatyści tak naprawdę nie czują tego - sprawa ich trochę złożona, ale wierzcie mi, że jak oni nie mówią o miłości do ojczyzny to nie mają wcale miłości na myśli.

Nie wierzcie Korwinowi. Jeżeli on doszedłby do władzy nie byłoby wolności. Nie łudźcie się. Głosujecie na niego, bo wierzycie, że on rozwiąże Wasze problemy i ukoi Wasza psychikę (nie zdajecie sobie z tego sprawy, ale tak jest). Myślicie, że jego poglądy są lekiem na Wasze problemy, bolączki i tak dalej. Oczywiście będziecie twierdzić, że nie i tak dalej, ale czyż nie jest tak, że po to właśnie w ogóle na niego głosujecie, bo szukacie jakiegoś rozwiązania? On Wam emocjonalnie podpasował. Zmanipulował Was i daliście się nabrać. On nie proponuje żadnego rozwiązania i nie będzie proponował. To konserwatywny, bogaty, biały, heteroseksualny mężczyzna - to osoba, która wygrała na życiowej loterii. Myślicie, że biedaki polaki cebulaki go obchodzą? Raz Korwin powiedział: "My, konserwatywni liberałowie wiemy, że świat jest niesprawiedliwy". Dokładnie to samo Wam powie, jak zaczniecie na niego narzekać. Będziecie, prawdopodobnie biedni, bo on jako król (wiecie, twarda, mocna ręka, a nie jakieś pedalstwo rozmyte, nie wiadomo co) wszystko weźmie dla siebie - tak działają dyktatorzy. Wam się będzie wydawało, że jest kurwa zajebiście, bo ktoś Was regularnie bije po mordzie i poniża - twarda ręka, przypominam.
To swoisty paradoks, bo sądzicie, że wychodzicie z założenia, że człowiek jest kowalem swojego losu - tak byście i odpowiedzieli na moje zarzuty. Jest to iluzja oczywiście, bo nie dlatego głosujecie na Korwina. Gdybyście naprawdę wierzyli, że człowiek jest kowalem swojego losu, sami byście coś zrobili i polepszyli swój byt - skoro Wam to nie wychodzi logiczne chyba jest, że czujecie, że nie macie wpływ na swoje życie, prawda? Racjonalnie wychodzi Wam, że tak, owszem, jesteście kowalami! Jak najbardziej! Tylko... jakoś tak ciężko Wam w życiu. Nie umiecie sobie poradzić z własną firmą. Nie umiecie się usamodzielnić. Ot, paradoks.

Oczywiście Korwin nie jest jedynym takim politykiem. Jest wielu innych podobnych do niego. Zwracam na niego uwagę, bo interesuje mnie psychologia jego zwolenników, jednak nie tylko - równie dobrze mogłabym pisać o neo-nazistach, nacjonalistach, Młodzieży Wszechpolskiej i tak dalej - dlatego, że ci niezaradni i skrzywieni psychicznie, młodzi mężczyźni przerażeni niepewnym jutrem, czujący się oszukani, nierozumiejący rzeczywistości mają te sama psychikę. Są między nimi niby jakieś różnice, jednak nie dajcie się nabrać. To iluzja.

Niedoruchane feminazistki!

To irracjonalne. Nie można pogodzić konserwatyzmu i wolności. Zapomnijcie. Tak samo nacjonalizm nie jest wyjściem, szmato. Tak do Ciebie mówię, łysa dziwko. Jestem pewna, że tylko po to organizujecie te marsze Niepodległości, żeby tylko pomacać po dupie spocone ciała swoich kolegów. Hipokryci.

Wróćmy na chwile do Hitlera. Widzicie, jest coś szczególnego w postawie jaką on reprezentował i jego zwolennicy. Otóż oni wcale nie uważali, że atakują kogokolwiek. Oni uważali, że się bronią rozpętując II wojnę światową. Naprawdę. Co mogło stanowić tak wielkie zagrożenie dla Niemiec, że zdecydowały się zrobić obozy zagłady, że przejęły ideologię rasy panów, że zaatakowały Polskę? Wiecie, Hitler miał bardzo dobre podstawy dla swojej ideologii, jak myślicie dlaczego? Odpowiedzi na moje pytania nie trzeba szukać daleko. Wystarczy rozejrzeć się dookoła, posłuchać. Poserfować po Internecie, który stanowi odbicie mentalności ludzi i niczym lustro odbija naszą nie-wirtualną rzeczywistość.

Rasizm. Antysemityzm. Seksizm. Konserwatyzm. Pro-life. Homofobia. Ksenofobia. Na pewno spotkaliście w Internecie faceta (rzadziej kobietę), który posiada przynajmniej jedną z wyżej wymienionych cech, tudzież poglądów. Dla nich, autentycznie, to wszystko, szeroko pojęte "lewactwo" jest ZAGROŻENIEM. Przed którym trzeba się bronić i należy podjąć ZDECYDOWANE, TWARDE, MOCNE, MĘSKIE kroki! Ci rozhisteryzowani mężczyźni uważają, że, na przykład, feministki zagrażają im. Wiecie... CYWILIZACJA ŚMIERCI. Wow! Cóż za ostre słowa rozchwianej emocjonalnie osoby! Myślę, że wiecie, o co mi chodzi.

Wiecie, taki chrześcijański teolog wyznawał wspaniałą filozofię: wszystkie wymagania, które masz w stosunku do ludzi są TWOIM problemem, nie ich. To twój problem, że ci przeszkadzają. Inni ludzie nie istnieją po to, by spełniać Twoje wymagania. Naprawdę. Świat nie jest czarno-biały. Życie nie jest proste. Pogódź się z tym. Polecam tę ideologię, serio, serio.

Konserwatyści w tym pro-life uważają, że dziecko jest własnością rodziców. Rodzice mogą robić, co zechcą z dzieckiem - nawet bić się i znęcać. Ba! Słyszałam u nich nawet głosy braku sprzeciwu wobec zamordowania dziecka. Prawicowcy wręcz oburzają się, gdy Państwo zabiera dzieci rodzinie, która się nad nimi znęcała. Co więcej, oburzają się na konwencję dotyczącą znęcania się mężczyzn wobec kobiet i jawnie chwalą się tym, że leją swoje żony, a wręcz to publicznie zalecają. Także, kim są ci prawicowcy - dobrze wiemy.

Jebane kurwy lewackie...

Zastanawiam się, jaki mind-fuck musieli mieć pro-life w momencie, gdy dowiedzieli się, że 11-latka, dziecko przecież, które nie ma żadnych praw wg ich ideologii i jest własnością rodziców, które nie może o sobie decydować będzie miało przeprowadzoną aborcję - legalną, za zgodą jej rodziców. Bo oni tak chcą. Nagle okazuje się, że wg prawicowców rodzice nie są właścicielami dziecka, ta męska, żelazna logika. Aha, zaraz, zaraz, no chyba, że płód ma większe prawa, niż dziecko wg pro-life - to się wtedy zgadza, że oni chcą żeby dziecko było w ciąży i ten płód urodziło. Ba! Okazuje się, że płód stoi też ponad dorosłym człowiekiem i ponad prawem prawicowym, które głosi niewolnictwo dziecka - przecież to rodzice dziecka zadecydowali o aborcji (czyli jego teoretyczni właściciele) i uwaga, uwaga - SĄD. Czyżby prawicowi fanatycy uważają prawo polskie za nieważne? Cóż za paradoks - niby tacy patrioci, ale jak przyjdzie co do czego to nie maja problemy z nierespektowaniem prawa Polskiego. Czy są na sali konserwatywni teolodzy, którzy mogliby "logicznie" swoje poglądy uzasadnić?

Przecież to się w ogóle kupy nie trzyma.

Pro-life są nielogiczni. Tak, jak wszyscy konserwatyści opierają swoje opinie o emocje, uczucia. Nie można z nimi dyskutować logicznie i racjonalnie. Trzeba uderzyć w emocjonalny ton - przynajmniej moim zdaniem. I poważnie zastanawiam się, czy jest sens z nimi dyskusja z "lewackimi" argumentami i nie dziwię się, że taka retoryka nie przynosi skutku - wolność wyboru, wiara w siebie i poczucie, że jest się kowalem swojego losu: te uczucia są nieznane konserwom i nie rozumieją o czym mowa i się wzbraniają przed nimi. Można by po prostu ich traktować tak, jak chcą, a nie po lewacku. Odstrzeliwać (tak uważają, poważnie, nie wszyscy, ale są fani Korei Północnej i "twardej", "mocnej" ręki jakiegoś dyktatora). Trzymać ich "za mordę", nie pozwalać na wolność. Oni nie chcą wolności, oni chcą wskazanej konkretnej drogi, konkretnego "rozwiązania" ich żałosnej egzystencji. Sami z resztą to chcą, głosząc rzeczy godne władcy Korei Północnej, albo Hitlera.

W ogóle ta sprawa 11 latki i tej kobiety, której dziecko nie ma mózgu, ale musi urodzić, bo lekarz odmówił przeprowadzenia aborcji przypomina mi to, że żyję w kraju wyznaniowym, takim Iranie. Rozwala mnie straszenie Islamem, skoro u nas kobiety mają tak samo przesrane. Nie musimy nosić burek mówicie. No dziękuję za łaskę, pojebańcu. Jest za to coś takiego, jak mandat za pokazywanie cycków. Faceci nie płacą. Kobiety w Polsce mają zakaz pokazywania piersi. Pytam się: czy jak przedłużę łańcuch niewolnikowi z 2 do 5 metrów, to znaczy, że jest on wolny?

Pro-life wydaje się, że oni czegoś bronią. Że oni stoją na straży moralności, a w rzeczywistości, tak samo, jak inni źli ludzie znający receptę na wszystko są zwykłymi barbarzyńcami.

Szczerze? Nienawidzę konserwatystów. Boję się ich. To są nieobliczalni, źli ludzie to szpiku kości. Nie mają kontroli nad swoimi lękami i uprzedzeniami. Tacy wariaci, tylko jest ich zbyt dużo, żeby uznać ich za wariatów. Mają jakieś urojone lęki, nie umieją myśleć logicznie.

Wiecie, oni doszli do władzy w XX wieku. Naziści i inni popierdoleńcy. Nie mieli technologii, która jest dzisiaj, a jakie zniszczenia zdążyli w ciągu paru lat zrobić. Rozhisteryzowani mężczyźni mają dzisiaj o wiele większe pole do ekspresji swojego przerażenia. Nazistów i dzisiejszych konserwatystów społecznych (czy to religijny, czy to "wolnościowych") łączy jedno - ta sama struktura psychiczna. Jeśli udałoby się im dojść do władzy nie byłoby wolności gospodarczej, nie byłoby żadnej wolności. "Niewierni" byliby mordowani, granice zamknięte, a dla reszty przeznaczony jedna forma życia - zapewne wojskowa, ale to tylko jeśli byście byli mężczyznami. W innym przypadku, w przypadku bycia kobietą, byłybyście skierowane do fabryk macior, przypięte do taśmy i byłybyście wielokrotnie gwałcone, po czym zapłodnione, po czym karmiliby Was przez rurkę. Przesadzam? A czy można mówić o jakimkolwiek braku przesady w przewidywaniu zachowania ludzi, którzy są zdolni do wytworzenia specjalnych ośrodków, w których masowo morduje się ludzi? Naprawdę myślicie, że w dobie bezdzietnych z wyboru i ujemnego przyrostu naturalnego mężczyźni traktowaliby Was z szacunkiem? Już teraz nie traktują, co dowodzą ostatnie wydarzenia w naszym kraju.


20140608

Czemu niebo jest niebieskie - cz.2, niebo na Marsie i teorie spiskowe...


Niebo na innych planetach

Księżyc (tak, wiem, że to nie planeta)

Gdyby nie atmosfera, niebo nie byłoby niebieskie, a Słońce lekko żółte. Niebo wyglądałoby, tak... jak nocą, a największą widoczną gwiazdą w tym przypadku byłoby Słońce.



Tak właśnie wyglądałby widok z Ziemi: jak z Księżyca.

Mars

Zanim przejdę do rzeczy od razu pragnę zaznaczyć, że w toku mojego postępowania śledczego znalazłam różne teorie spiskowe, jakoby zdjęcia z Marsa były sfałszowane. O nich wspomnę dokładniej, niżej, także się nie martwcie.

Po pierwsze, co powinniśmy w tym momencie zrobić, to scharakteryzować marsjańskie niebo najlepiej, jak umiemy.

Atmosfera Marsa jest o wiele cieńsza od Ziemskiej. Zgodnie z Polską wikipedią (na której są błędy i dane nie zgadzają się z angielską wikipedią):

"Atmosfera Marsa jest bardzo cienka i rozrzedzona w porównaniu z ziemską, ciśnienie atmosferyczne wynosi od 30 Pa na wierzchołku Olympus Mons do ponad 1155 Pa przy dnie Hellas Planitia. Skład atmosfery to głównie dwutlenek węgla (95,32%), azot (2,7%) i argon (1,6%). Pozostałe 0,38% stanowią pierwiastki śladowe, wśród których znajduje się także tlen"

Na angielskiej wikipedii:

"The atmospheric pressure on the Martian surface averages 600 pascals (0.087 psi), about 0.6% of Earth's mean sea level pressure of 101.3 kilopascals (14.69 psi) and only 0.0065% that of Venus's 9.2 megapascals (1,330 psi). It ranges from a low of 30 pascals (0.0044 psi) on Olympus Mons's peak to over 1,155 pascals (0.1675 psi) in the depths of Hellas Planitia. This pressure is well below the Armstrong limit for the unprotected human body. Mars's atmospheric mass of 25 teratonnes compares to Earth's 5148 teratonnes with a scale height of about 11 kilometres (6.8 mi) versus Earth's 7 kilometres (4.3 mi). The Martian atmosphere is about 96% carbon dioxide, 2.1% argon, 1.9% nitrogen, and traces of free oxygencarbon monoxidewater and methane, among other gases,[1] for a mean molar mass of 43.34 g/mol.[5][6] The atmosphere is quite dusty, giving the Martian sky a light brown or orange color when seen from the surface; data from the Mars Exploration Rovers indicate that suspended dust particles within the atmosphere are roughly 1.5micrometres across.[7]"

Warto też dodać, jakie temperatury panują na Marsie. Jest to ważne z tego względu, że pewne związku chemiczne mogą tam pojawiać się z innym stanie, niż na Ziemi, a to może mieć wpływ na kolor nieba. Temperatury na Marsie wahają się od -143 C do 35 C. Nie musi to jednak oznaczać od razu tego, że jest tam, na przykład, ciekła woda, bo stan danej substancji zależy także od ciśnienia. Ciśnienie na Marsie jest ponad 100 razy mniejsze od Ziemskiego. Zakładając, że im większe ciśnienie, tym "bardziej" substancja zamienia się w stałą, to nawet w temperaturze 0 C na Marsie woda może być w stanie ciekłym.

Atmosfera na Marsie jest cieńsza i ogólnie mniej gęsta ze względu na brak magnetosfery. Zjonizowane cząsteczki bezpośrednio "atakują" gazy składające się na atmosferę i wyrzucają atomy z zewnętrznej warstwy atmosfery. Najgęściejsza atmosfera Marsjańska odpowiada gęstości Ziemskiej atmosfery, która znajduje się 35 km ponad poziomem morza.

Czyli krótko mówiąc panuje tam mniejsze ciśnienie, atmosfera jest cienka, rzadka, ma zupełnie inny skład od naszego. Najwięcej w niej jest nie azotu, jak u nas, ale dwutlenku węgla.


Dobrze, a jakby wyglądało niebo z powierzchni? Pierwsze zdjęcia z Google, na które natrafiłam (włącznie z Wikipedią):






Kolory, jak widać są z pewnością o wiele mniej intensywne, niż atmosfery Ziemskiej. Ponadto zdaje się, że przy zachodzie/wschodzie Słońca... kolory są "odwrócone". Zamiast czerwonego zachodu Słońca i niebieskiego nieba w ciągu dnia mamy na Marsie, brązowe-szare-różowe niebo i delikatnie niebieskie niebo przy zachodzie/wschodzie Słońca. To przy zachodzie Słońca i zauważcie, jak różnych kolorów użyłam, żeby opisać Marsjańskie niebo. Zakładając, że na Marsie panują te same zasady fizyki, co na Ziemi, czemu inaczej wygląda tamtejsze niebo?

Po kolei.

Teorie spiskowe

Wspomniałam też o teoriach spiskowych i muszę teraz do nich trochę nawiązać. Widzicie, istnieje teoria spiskowa, jakoby NASA ukrywała przed ludźmi "prawdziwego Marsa" (cokolwiek to znaczy), że jest tak życie, że są tam UFOLUDKI, ale że przynajmniej ludzie tam kiedyś mieszkali, itp.. Nieważne, o co dokładnie chodzi - sens jest taki, że jesteśmy oszukiwani. Ma się to objawiać między innymi w koloryzowaniu zdjęć przez NASA na czerwono, tak, żeby nie przypominały Ziemi (a wg tych ludków Mars to II Ziemia). Dlatego poszukując materiałów do tej notki co chwilę natrafiałam na tego typu teksty. Nie da się ich ominąć szukając informacji na temat koloru nieba na Marsie. Osoby, które głoszą tego typu rewelacje nie tylko często głoszą nieprawdę i oczywiste kłamstwa (na przykład facet uważa, że NASA kłamie, bo widać na łaziku skroploną wodę, a na polskiej Wikipedii jest napisane, że atmosfera na Marsie ma maksymalnie -5 C, albo kłamią i mówią, że na Ziemi przy zachodzie Słońca nie ma czerwonego promieniowania, bo budynku i rzeczy nie są czerwone - bzdura, bo przecież chmury są przy zachodzie często czerwone/różowe, dlatego, że takie światło właśnie do nich dociera, ale próbują sami "odkłamać" zdjęcia zmieniając w Photoshopie tak jego kolorystykę, że niebo wydaje się niebieskie (a tak naprawdę jest szarawo-niebieskie i wydaje się niebieskie przez iluzje optyczną, bo kontrastuje z ceglastym podłożem). Jest to oczywista manipulacja, którą spiskowcy nazywają "odbarwianiem" i pokazywaniem prawdy.

Żeby było jasne: nie twierdzę, że NASA nie zmienia kolorów zdjęć, tylko, że oni wcale tego nie ukrywają i się do tego jawnie przyznają.

Ogólnie stwierdziłam, że skoro NASA zmienia zdjęcia i oszukuje ludzi (zakładam najgorszy scenariusz), to nigdy, tak czy siak nie dowiem się, jaki prawdziwy jest kolor nieba na Marsie, więc nie będę korzystać ze przerobionych zdjęć spiskowców (którzy, z tego co czytam, nie mają wiedzy - mogliby poczytać moje notki ;______;), tylko ze zdjęć NASA. "Jakoś" bardziej im ufam, nie wiem, może dlatego, że znają podstawowe prawa fizyki? Paradoksalnie więc zakładam, że zdjęcia NASA są prawdziwe: wolę używać teoretycznie, hipotetycznie zdjęć przerobionych jeden raz, niż zdjęć przerobionych kilkakrotnie po to, bo ktoś chce udowodnić swoje urojenia. Dlatego u góry widzicie zdjęcia, które znalazłam na randomowych stronkach w Internecie. Teraz zademonstruję Wam zdjęcia prosto z NASA.

Zdjęcia nieprzerobione, niektóre z nich pliki surowe, bezpośrednio z aparatu:



Zdjęcia przerobione kolorystycznie:





Niektóre zdjęcia, które nie były przerobione kolorystycznie zostały zrobione z mozaiki (panorama), dlatego w pewnym momencie niebo na horyzoncie ciemnieje na jednym zdjęciu (część zdjęcia mozaikowego może być robiona o innej porze dnia, albo może zwiększyć/zmniejszyć się poziom pyłu w powietrzu). Ponadto chyba wszystkie zdjęcia z przerobionymi kolorami zostały "wybielone" po to, by naukowcy mogli lepiej określić różnice pomiędzy kolorami skał itp..

Sprawa nie jest taka prosta z niektórymi zdjęciami: niektóre z nich zostały sztucznie przetworzone, ale w taki sposób, żeby jak najlepiej oddawać sposób, w jaki ludzkie oko odbierałoby kolory. Pod opisem tego zdjęć:



jest napisane:

"This small panorama of the western sky was obtained using Pancam's 750-nanometer, 530-nanometer and 430-nanometer color filters. This filter combination allows false color images to be generated that are similar to what a human would see, but with the colors slightly exaggerated. "

Tak więc kamera Pancam ma różne filtry, które w różny sposób mogą modyfikować kolory. Sprawa jest skomplikowana, aparaty w łazikach maja wiele filtrów i trudno stwierdzić, jak naprawdę wygląda "kolor Marsa".
Myślę, że w związku z tym warto dokładnie napisać, co robiło te zdjęcia i jakimi aparatami.

Łaziki, które robiły te zdjęcia nazywają się, Spirit, Opportinuty i Curiosity. Ten ostatni używa aparatu MastCam. Opis na Wikipedii:

"The MastCam system provides multiple spectra and true-color imaging with two cameras.[56] The cameras can take true-color images at 1600×1200 pixels and up to 10 frames per second hardware-compressed, video at 720p (1280×720)."

A teraz sprawdźmy, co to jest "true color":

"To understand false color, a look at the concept behind true color is helpful. An image is called a "true-color" image when it offers a natural color rendition, or when it comes close to it. This means that the colors of an object in an image appear to a human observer the same way as if this observer were to directly view the object: A green tree appears green in the image, a red apple red, a blue sky blue, and so on.[1] "

Tak przynajmniej jest napisane na Wikipedii. Problem polega na tym, że sama Wikipedia nie zgadza się sama ze sobą:

"Generating accurate true-color images of Mars's surface is surprisingly complicated.[5] There is much variation in the color of the sky as reproduced in published images; many of those images however are using filters to maximize the science value and are not trying to show true color. Nevertheless, for many years, the sky on Mars was thought to be more pinkish than it now is believed to be."

Spirit i Opportunity używają aparatu Pancam. Nie wdając się w szczegóły jest ona podobnie zbudowana, jak MastCam. Używają one różnych filtrów włącznie  z tym, który odpowiada na promieniowanie podczerwone, którego nasze oko nie widzi.

Z tej stronki:

"The color in the final image depends on many things: the brightness in the real object (in this case, the umbrella), the filter itself (how much light does the filter let through? What color range, exactly? etc.), the lighting, the setting on your monitor, and other more arcane factors. This makes it not only difficult to make a "true color" picture; in fact it's impossible. There is simply no way to make something look in a picture exactly as it does when you are standing in front of it. Think of how color in an object can change due to just when you see it; the setting Sun makes a sheet of white paper look red, for example. "

Z kolei z tej stronki:

"We almost never choose to take the images in natural color, because that's not as helpful to us scientifically," said Eric. "However, we're able to approximate what humans might see because Jim's team lived and breathed with this camera for many years, experimenting to get the colors in the camera models just right."

Teraz nie dziwi mnie podkreślenie przez NASA, że zdjęcie przypomina to, co nasze oko by zarejestrowało. Skoro w aparacie są różne filtry, odpowiadające różnym długościom fali elektromagnetycznej, to jeśli zdjęcie jest tzw., RAW to prawdopodobnie oznacza to, że użyte są po prostu wszystkie filtry naraz i NASA dostaje te zdjęcia w odpowiednim formacie, w którym odpowiedni filtr to jedna warstwa. Mogę się oczywiście mylić, ale wydaje im się, że taka opcja jest najłatwiejsza do zrobienia i najbardziej logiczna - z drugiej strony biorąc pod uwagę specyfikacje tych łazików jest to raczej mało "ekonomiczne", bo pewnie takie zdjęcia dużo by zajmowały i tak dalej, więc możliwe, że się mylę i naukowcy ustalają przed zrobieniem zdjęcia jakie będzie miało filtry.

Bez względu na to, czy mam rację, czy nie, zdjęcia z NASA nie oddają prawdziwych kolorów. Z tego względu do analizy, dla mojej wygody przyjmę ogólnie, że niebo na Marsie ma ceglasty kolor, a zachód Słońca jasnoniebieski (akurat użyję tutaj zdjęcia, które właśnie zostało opisane, jako "true color", ale NASA zaznaczyło tak czy siak, że kolory są zbyt intensywne na tym zdjęciu).

Podsumowanie: USTALENIE PRAWDZIWEGO KOLORU NIEBA NA MARSIE JEST NIEMOŻLIWE. DZIĘKUJĘ. P.S. Oczywiście zakładając, że za wzór odbiornika ustalimy ludzkie oko.

Przejdźmy w końcu do konkretów.

Marsjańskie niebo, a konkretniej atmosfera, może posiadać, w zależności od dnia, pewną ilość pyłu, który składa się z magnetytu (tlenek żelaza (II) i (III)) - prawdopodobnie. To on odpowiedzialny jest za delikatny ceglany kolor nieba. Pochłania on falę elektromagnetyczną, którą my odbieramy, jako niebieską, a odbija głównie czerwień - mniej więcej, bo efekt jest subtelny, to nie jest czerwień, a kolor rdzy. Za pył w atmosferze odpowiadają różne burze piaskowe i wiatry, czasem tego pyłu jest więcej, czasem mniej, stąd również mogą być różnice w kolorach nieba. Podobnie na Ziemi pył wulkaniczny "robi" podobne efekty koloryzując niebo na czerwono-różowo - ta sama zasada obowiązuje magnetyt.


Pamiętajcie, że atmosfera Marsjańska jest o wiele cieńsza, niż atmosfera Ziemska - gdyby tego pyłu w powietrzu nie było, to niebo Marsjańskie byłoby w środku dnia czarne u góry i niebieskie blisko horyzontu - tak, jak ma to miejsce w wysokich warstwach atmosfery Ziemskiej. Znaczy, ja tylko tak przypuszczam, że byłoby czarne - równie dobrze mogłoby być ciemnogranatowe. Bez względu jednak na wszystko, niebo nad Wami byłoby ciemniejsze od nieba bliżej horyzontu.

Ze względu na to, że atmosfera jest bardzo rzadka słabo zachodzi rozpraszanie Rayleigha. Jest słabo widoczne. Na Ziemi to rozpraszanie jest bardzo silne i rozproszone promienie "niebieskie" dochodzą do nas ze wszystkich stron w środku dnia.

Na tej stronce jest napisane:

"Measurements taken by the two Viking lander spacecraft demonstrated that the Martian atmosphere always had some fine dust suspended in it. The dust particles vary in size, from smaller than visible light wavelengths (which range from approximately 0.4 to 0.7 µm) to as large as several tens of µm. Therefore, scattering (including absorption) of sunlight by the dust particles in the Martian atmosphere accounts for the sky’s color.
Because the dust particles both absorb and reflect sunlight, and because large particles lead to more uniform scattering among different wavelengths, Rayleigh scattering cannot completely explain the sky’s color. If the dust did not absorb any sunlight, the Martian sky would appear whitish, since all wavelengths would be scattered equally, just as clouds scatter sunlight. The atmospheric dust that provides the butterscotch tint to the Martian sky also produces the characteristic red color of Mars seen by the naked eye."

Czemu niebo przy zachodzie Słońca jest niebieskie na Marsie?

W poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie znalazłam wiele bardziej i mniej logicznych teorii. Zaprezentuję tę, która jest najbardziej spójna.

W czasie zachodu Słońca, tak samo jak na Ziemi, promieniowanie z naszej gwiazdy dociera do "oka" naszego łazika przemierzając znacznie grubszą atmosferę, większą odległość. Niebo zdaje się być w tym miejscu niebieskie (niebieskie halo, a nie jak na Ziemi "pas" czerwoności wzdłuż horyzontu), bo promieniowaniu o długości fali odpowiadającej niebieskiemu kolorowi udaje się bardziej rozproszyć i dociera do naszej oka z tamtego miejsca. Oczywiście dalej musi to promieniowanie przemierzać grube połacie pyłu, dlatego efekt niebieskości jest delikatny, no i też zależy od poziomu zapylenia. Podejrzewam, że tworzony jest efekt podobny do efektu halo, ze względu na znajdujący się pył w atmosferze.

Prawda nie jest jednak taka prosta. Tak naprawdę nie jest do końca tak, że tylko przy zachodzie/wschodzie Słońca widać "niebieskość". Tak naprawdę efekt jest cały czas w czasie dnia, ale słabo widoczny przez to, że atmosfera jest cienka i efekt jest słabo widoczny. Tak naprawdę jest to to samo zjawisko, co na Ziemi, gdy świeci nad nami Słońce: niebieskie jest niebo, a Słońce wydaje się być żółte. Na Ziemi różnica tych kolorów jest o wiele bardziej widoczna, niż na Marsie w środku dnia - ten efekt może być widoczny dopiero przy zachodzie/wschodzie Słońca i podejrzewam, że ma na to wpływ również poziom zapylenia, jako, że odpowiada za kolor czerwony nieba.

Z tej stronki:

"On Mars, while the sky is red during the day, the sunset is blue. The reason for this is that the dust particles always make a blue halo around the sun on Mars, but the halo is only easy to see when the light passes through all the dust while coming over the horizon."

Z tej stronki:

""The blue color comes from the way Mars' dust scatters light. The blue light is scattered less, and so it stays near the sun in the sky, while red and green are all over the sky. On Earth, blue light is scattered all over by gas molecules, but there are not enough of these on Mars, which has less than 1 percent of Earth's atmosphere, to accomplish this.""