20150331

Syndrom poaborcyjny, czyli... terroryzm chrześcijan cz.2

UWAGA! Tłumaczenie amatorskie. Mogą być błędy.
Źródło.

"Przeprowadziłam parę aborcji na kobietach, które regularnie pikietowały przed moją kliniką, włączając w to 16-latkę, która przyszła pikietować następnego dnia po aborcji, to było 3 lata temu. Przez cały jej pobyt w klinice, czuliśmy, że było z nią coś nie tak, ale nie było żadnych wyraźnych sygnałów ostrzegawczych. Nalegała, że aborcja była jej pomysłem i zapewniała nas, że wszystko jest OK. Całą procedurę przebyła gładko i wypisaliśmy ją bez żadnego problemu. Rutyna. Następnego ranka była ze swoją matką i rówieśnikami ze szkoły przed kliniką ze swoimi pro-life plakatami. Wygląda na to, że wybrała aborcję, której potrzebowała i wciąż wyznawała poglądy, których od niej oczekiwali rodzice, nauczyciele i rówieśnicy."

"Miałam kilka przypadków w ostatnich paru latach pacjentek pro-life, które racjonalizowały sobie w różny sposób, że ich aborcja jest wyjątkiem, ale przypadek, który wywarł na mnie największe wrażenie to przypadek studentki, która była prezydentem organizacji Prawo-do-Życia, co znaczyło, że pracowała w tej organizacji ciężko przez ostatnie parę lat. Gdy kończyłam procedurę, spytałam się jej, co zamierza zrobić ze swoim stanowiskiem w tej organizacji. Zrobiła wielkie oczy: "Nie zamierzasz im powiedzieć, prawda!?". Kiedy zapewniłam ją, że nie, odetchnęła z ulgą i wyjaśniła mi, jak ważna była dla niej ta pozycja i nie chciała, żeby ta aborcja w jakikolwiek sposób miała na to wpływ."

"W 1990 roku, Bostonie, Operacja Ratunek i inne grupy regularnie blokowały kliniki i wiele z nas chodziło każdego ranka w soboty przez wiele miesięcy, by pomóc kobietom i kadrze wejść do środka. W rezultacie znałyśmy wiele osób pro-life z twarzy. Pewnego ranka, kobieta, która była jedną z tych protestujących weszła do kliniki z inną młodą kobietą, która wyglądała na 16-17 lat i była oczywiście jej córką. Spytałam się jej, czy sytuacja jej córki zmieniła jej zdanie. "Nie sądzę, żebyś była w stanie zrozumieć sytuację mojej córki." - odpowiedziała zdenerwowana. Tej soboty wróciła z resztą kobiet i pikietowały przeciwko "mordowaniu dzieci"."

"W ostatnim tygodniu kobieta w poczekalni zawiadomiła wszystkich dookoła, że ona uważa, że aborcja powinna być nielegalna. Co niesamowite, to była jej druga aborcja w ostatnich paru miesiącach, zaszła w ciążę w miesiąc po pierwszej aborcji. Pielęgniarka zaczęła jej opowiadać o tym jakie straszne rzeczy się działy w czasach, gdy aborcja była nielegalna i jakie wielkie szczęście ma, że dostępna jest bezpieczna, profesjonalna aborcja. Niemniej jednak ta młoda kobieta dalej się upierała, że aborcja była zła i że powinna być nielegalna. W końcu pielęgniarka powiedziała "No, cóż, w takim razie pewnie nie będziemy Cię już tutaj widywać, nie to, że jesteś tu niemile widziana.". Później inna pacjentka podeszła po pielęgniarki i jej podziękowała za to, co powiedziała.

"Widzieliśmy się ostatnio z kobietą, która po czterech próbach i wielu godzinach konsultacji w szpitalu i w naszej klinice, w końcu miała aborcję. Cztery miesiące później zadzwoniła do mnie w Wigilię, żeby mi powiedzieć, że nigdy nie była pro-choice i że nie byliśmy w stanie stwierdzić, że tak naprawdę była w klinicznej depresji w czasie przeprowadzenia aborcji. Zadzwoniła po to do mnie, by mnie ukarać za to, że nie wysłałam jej do psychiatry."

"Ostatnio mieliśmy pacjentkę, która miała epizod bycia pro-life aktywistką, ale zdecydowała się mieć aborcję. Była dla mnie miła i nasza dyskusja była pełna szacunku. Później powiedziała komuś z mojej kadry, że ona uważa aborcję za morderstwo, że ona jest mordercą i że ona morduje swoje dziecko. Z tego powodu przed samą procedurą spytałam się jej, czy ona uważa, że aborcja to morderstwo - jej odpowiedź brzmiała "tak". Spytałam się jej, czy ona uważa mnie za mordercę i czy uważa, że będę mordować jej dziecko - odpowiedziała twierdząco. Powiedziałam, że morderstwo to zbrodnia, a morderców poddaje się egzekucji. Czy to jest zbrodnia, spytałam się. Powinna być, odpowiedziała. W tym momencie zaczęła się denerwować i podsumowała mnie, jako maszynę do zabijania dzieci i jak ja śmiem się jej pytać, co ona myśli. Po wyjaśnieniu jej, że nie przeprowadzam aborcji na wkurzonych ludziach i którzy uważają mnie za morderczynię, odmówiłam wykonania zabiegu. Nie wiem, czy znalazła kogoś, kto by jej przeprowadził aborcję.

"W roku 1973, po Roe v. Wade, aborcja stała się legalna, ale musiała być przeprowadzona w szpitalu. Oczywiście to zostało zmienione później. W pierwszy dzień legalnej aborcji miałam omówione 5 procedur. Podczas przerw pomiędzy wizytami, odwiedził mnie szef oddziału ginekologicznego. Zapytał się mnie "Ile dzieci zamierzam dzisiaj zabić?". Moja odpowiedź ze zdenerwowania brzmiała podobnie agresywnie. Trzy miesiące później, ten neofita chrześcijański zadzwonił do mnie, by mi powiedzieć, że jest przeciwko aborcji, ale jego córka jest tylko w pierwszej klasie liceum i jest za młoda, żeby mieć dziecko i bał się, że jeśli urodziłaby to dziecko to nie chciałaby oddać je do adopcji. Odpowiedziałam, że on nie musi mi się tłumaczyć. Powiedziałam: "Jedynie, co muszę wiedzieć, to to, czy ONA chce aborcji". Dwa lata później przeprowadziłam na niej drugą aborcję podczas przerwy w czasie studiów. Podziękowała mi i powiedziała: "Proszę, nie mów mojemu ojcu, on wciąż jest przeciwko aborcji.""

"Zakonnica z Holandii raz odwiedziła klinikę aborcyjną w Beek, gdzie pracowałam w latach siedemdziesiątych. Po wejściu do poczekalni  powiedziała do mnie: "Matko, co te wszystkie młode dziewczyny tutaj robią?", odpowiedziałam: "To samo, co ty.". "Brudne małe damy, odparła."."

"Miałam pacjentkę 10 lat temu, która przyjechała do Nowego Yorku z Południowej Karoliny na aborcję. Spytałam się jej, czemu przebyła taką długą drogę. Powiedziała, że jest członkinią kółka różańcowego, która nie wierzyła w aborcję i nie chciała, żeby ktoś z tej grupy wiedział, że ona miała jedną. Planowała powrócić z powrotem do tego kółka zaraz po powrocie do Południowej Karoliny."

"Miałam klientkę z Niemiec, która przy samych drzwiach zaczęła mi dziękować, wychodząc po trudnej 22-tygodniowej aborcji. Na odchodne dodała z olśniewającym uśmiechem: "I tak jesteś mordercą."."

"Pierwszy raz spotkałam się z tym fenomenem, kiedy pracowałam w klinice planowania rodziny. Wartości anti-choice tej kobiety przemawiały poprzez jej mowę ciała. Powiedziała, że jest urażona innymi kobietami w klinice aborcyjnej w poczekalni, ponieważ one używają aborcji, jako formy kontroli urodzeń, ale jej pękła prezerwatywa, więc ona nie miała wyboru! Miałam wielką trudność, by nie powiedzieć jej, że przecież ona też ma wybór i dokoła decyzji! Tak, jak inne kobiety w poczekalni."

"21 letnia kobieta i jej matka jechały 3 godziny na umówione spotkanie na przeprowadzenie aborcji. Były zaskoczone miłą obsługą kliniki, że jesteśmy tacy profesjonalni. Gdy zaczęłyśmy omawiać metody antykoncepcji, powiedziały mi, że są pro-life i że nie zgadzają się z ideą aborcji, ale pacjentka nie mogła w tym momencie utrzymać potencjalnego dziecka. Ponadto, nie potrzebuje ona antykoncepcji, ponieważ nie będzie uprawiała seksu, aż do ślubu, ze względu na swoje religijne przekonania. Zamiast się z nimi kłócić, zauważyłam w tej sytuacji okazję do dialogu. Mam nadzieję, że udało mi się zasiać "ziarno nadziei", które być może w przyszłości pomoże im rozwiązać ich konflikt pomiędzy ich wierzeniami i oczekiwaniami, a rzeczywistością."

"Miałam wczoraj 37-letnią kobietę, która była w 13 tygodniu ciąży. Powiedziała, że ona i jej mąż dyskutowali o jej ciąży przez ostatnie 2-3 miesiące. Była przeciwna aborcji, 'ale mój mąż zmusza mnie do tego'. Oczywiście powiedziałam jej, że nikt nie może jej zmusić do aborcji i że musi wybrać, czy jej ciąża, czy jej mąż są dla niej ważniejsze. Powiedziałam, że jedynie, czego chcę, to tego, co jest najlepsze dla niej i nie zrobię aborcji, dopóki się się na nią nie zgodzi. Gdy w końcu zdała sobie sprawę, że ma prawo mieć własne zdanie w tej kwestii, powiedziała: "No, cóż, umówiłam się i przyszłam, więc zróbmy to. To najlepsza decyzja." Myślę, że przynajmniej doszło do niej, że ostatecznie to była jej decyzja."

"Spotykamy kobiety pro-life w naszej klinice bez przerwy. Wiele z nich jest po prostu naiwna dopóki nie znajdzie się w sytuacji niechcianej ciąży. Wiele z nich jest złośliwa. Wiele z nich po prostu nie przemyślała swojej postawy, aż w końcu to zaczyna ich dotyczyć. One mogą osądzać innych, przyjaciół, rodzinę. Nagle są w ciąży. Nagle widzą prawdę. Że to powinna być tylko i wyłącznie ich decyzja. Niestety, wiele z nich w jakiś sposób tłumaczy sobie, że są inne, niż wszyscy i one zasługują na aborcję, a wszyscy inni nie."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz