20140224

O mediach i stereotypach - cz.1

Ciężko powiedzieć, kto tu jest odpowiedzialny i kto jest "winny" - nie ukrywajmy, że to i tak nie ma sensu. Z jednej strony media nie powinny oszukiwać ludzi i jest to z pewnością, niemoralne i naganne - kłamstwo, to kłamstwo i tyle. Nie ma żadnej filozofii, bez względu na to, czy okłamie Cię przyjaciel, czy dziennikarz. Oczywiście od mediów oczekujemy wiarygodności, prawdy. Generalnie im bardziej jesteśmy związani emocjonalnie z daną osobą, tym bardziej odczuwamy stratę z powodu oszustwa z jej strony. Jeśli chodzi o dziennikarzy, to nie darzymy ich emocjami, miłością, przyjaźnią.

Wiele razy spotkałam się z z tekstem, że TVN jest "lewacki" (a wg mojej skromnej opinii nie ma "lewackich" odchyleń, jest po prostu gunwianą telewizją, która robi programy dla pieniędzy - nie ma się co dziwić temu) i równie często spotykam się z opiniami, że ogólnie "Polskie media sa zmanipulowane i lewackie i że ja..." - tak, do mnie sa kierowane te słowa - " jestem lewacką kurwą, która jest zmanipulowana przez lewackie TVN" - ale telewizji nie oglądam i jak przez parę minut miałam nieprzyjemność słuchac wypocin dziennikarzyn z TVN to przez pół dnia chodziłam wkurwiona z powodu ich głupoty. Równie dobrze można temat tej notki sprowadzić do przypisywania wygodnych etykietek innym ludziom i lenistwie mózgu i generalnie niechęci ludzi do samodzielnego myślenia, ale to nie o tym. Chociaż pośrednio na pewno ten temat omówimy.Jak więc widać, to czy dana osoba uzna cos za manipulację nie zależy od faktów i obiektywizmu danej stacji telewizyjnej.

Dla takiej osoby wszystko będzie kłamstwem w TV - będzie pomijała seksistowskie wstawki, jak i rasistowskie, które sa przecież "prawicowe" (i jednocześnie przeczą opinii o lewackości danej TV), a rozdmuchowala do rangi tragedii narodowej momenty, w których mówi się o kobietach inżynier(k)ach (upadek cywilizacji, szok i niedowierzanie i takie tam).

Jest oczywiście coś takiego jak upolitycznienie mediów, nie należy się tym dziwić. Media poprzez swoją siłę są dla wielu władz środkiem do kontrolowania ludzi. Informacja jest WAŻNA i istotna. W naszej kulturze, jak odkryjemy, że media coś ukrywają, czujemy oburzenie - uważamy, że to obowiązek mediów być obiektywnymi, niestronniczymi. Wielu uwielbia Marksa Kolonko na Youtube, ponieważ uważa się za jedyną obiektywną i nie mainstreamową "stację", program, cokolwiek. Należy zauważyć, że ci ludzie mają ogromne roszczenia odnośnie mediów, że powinny spełniać jakąś ideę, nie wiem, powinny być absolutnie "niepoprawne politycznie" (czyli podzielać w każdej kwestii ich zdanie), "obiektywne" (czyli podzielać ich zdanie). Te same osoby są niezwykle leniwe, jeśli chodzi o samodzielne sprawdzanie faktów i szukanie źródeł. Krótko mówiąc, prawaki mają socjalistyczną mentalność - "A MI SIE NALEŻY".

Pragnę zaznaczyć, że nie tylko media moga być narzędziem władz - historia (jako przedmiot) jest ogromnym tego przykładem (a właściwie źródłem wielu przykładów zakłamań) i propaganda w szkołach. Edukacja, media, historia i budowanie tożsamości narodowej od maleńkości - to tylko środki.

Czy ja też uważam, że to obowiązek mediów, byc niestronnicze? NIE. Nie uważam, że media powinny spełniać jakąś misję i nie mam pysznego bólu tyłka, jak jakas telewizja, tudzież stacja jest ukierunkowana politycznie w którąś stronę - czy to prawicowo, czy lewicowo, czy ukośnie, czy centralnie. Po prostu jej nie oglądam. Nie czytam Frondy. Nie wchodzę na ONR-owskie strony pełne strachu i nienawiści.

Przecież takie mają prawo (media). To, co bardziej zwraca moją uwagę, to właśnie to, czy dane media po prostu mówią prawdę i jakich sztuczek manipulacyjnych używają. Tak więc, na merytoryczną część zwraca moją uwagę - czy jest, po prostu, zgodna z prawdą.

Dobrze wiemy przecież, że prawicowcy uważają tylko prawicowe media za "obiektywne". Metaanaliza 200 badań, która przeczy ich opinią sa wg nich "nieprawdziwymi badaniami", a badanie na 10 osobach jest PRAWDZIWYM BADANIEM.

W takim razie pozostaje tutaj kolejny front odnośnie mechanizmu okłamywania ludzi przez media - zwykła łatwowierność, ignorancja i wybiórczość ludzi. Tak, można zwalać wszystko na media i tak dalej. Oczywiście, używają one sztuczek manipulacyjnych.

Media rozpowszechniają mity i stereotypy, a pop-neurologia bardzo to ułatwia. W końcu wszystko brzmi bardziej wiarygodnie, gdy poprze się to odpowiednimi "badaniami"...

Chciałabym rozdzielenia nauki od polityki. Jest to jednak niemożliwe i w dobie rozwijajacej się nauki nawet religianci, którzy naukę uważają za Szatana, posługują się często badaniami naukowymi (albo zmyślają te badania, albo te badania się nieistotne statystycznie, albo mówią zupełnie o czymś innym, o czym się zaraz przekonacie).

Okłamywanie ludzi jest bezczelne i chujowe, należy jednak pamiętać, że pewne memy lepiej się rozprzestrzeniają od innych, ze względu na nasza strukturę społeczną. Mniejszy impakt emocjonalny ma tytuł artykułu: "Mężczyźni i kobiety sie nie różnią", niż "Kobiety mają inne móżgi od mężczyzn - która płeć ma przewagę?".

O jakie mity mi chodzi? Spójrzmy na ten obrazek wyprodukowany i rozpowszechniany przez portale, których większość użytkowników posiada konserwatywne poglądy (co za tym idzie, administracja też).

Mam nadzieję, że siedzicie wygodnie, ponieważ wybieramy się na baaardzo długą podróż...



Bardzo możliwe, że widzieliście spolszczoną wersję tego obrazka.

Na dole, pod komiksem widnieje napis:

"Śmieszny fakt: 90% rozmów telefonicznych kobiet kończy się dopiero wtedy, gdy wyczerpie jej się bateria w telefonie, albo kobieta umrze.

Pozostałe 10% kończy się wtedy, gdy osobie* po drugiej stronie telefonu wybucha mózg.

*większość z nich to mężczyźni"

Można stwierdzić, że przesadzam, bo to przecież śmieszny żart itp.. Nie należy tego brać poważnie? Nie! Moim zdaniem jednak, należy się jednak zastanowić, czemu ten żart śmieszy nas. Czemu akurat taki żart, który wyśmiewa gadatliwość kobiet? Co by sie stało, gdybyśmy trochę zmienili ten żart? Czy też byśmy się śmiali?

Nie zgadzam się. Często poprzez żarty trywializujemy różne zdarzenia, a nawet cierpienie innych ludzi (rasitowskie żarty, żarty o Auschwitz, żarty w gwałtów). Nie będę się rozwodzić na temat tego, czym jest humor i śmiech. Powiem tyle, że jest to sposób komunikacji społecznej. Śmiejąc się informujemy innych, że jesteśmy "wtajemniczeni", a nie wykluczeni, że znamy odpowiedni kontekst społeczny i kulturowy (nie jesteśmy więc dziwakami, odludkami) - oczywiście nie jesteśmy tego świadomy, nasz mózg reaguje automatycznie. Dlatego śmiejemy się z żartów osób, które w klasie, na przykład, są liderami, a ten sam żart opowiedziany przez klasowego odlutka spotka się przynajmniej z ignorowaniem, jeśli nie z wyśmianiem! Odludki klasowe i milczki wiedzą o czym mówię.

Co by się stało, gdybyśmy zmienili osobę po prawej z kobiety na... telemarketera, albo "typowego", sprzedawcę? Co, gdybyśmy lewą stronę uzupełnili informatykiem/inżynierem, a prawą "zwykłym człowiekiem"? Czy tak samo byśmy się śmiali z tego obrazka? Dowcip zrozumiałaby raczej mała grupa ludzi, a dla większości nie ma aż tak wielkiego impaktu emocjonalnego jakiś telemarketer, a tym bardziej informatyk/inżynier (taki dowcip byłby zrozumiały tylko dla ludzi z danej branży, a dla reszty nie miałby takiego impaktu emocjonalnego). Owszem wiele z nas miało nieprzyjemność odebrać telefon i słyszeć słowotok ostentacyjnej reklamy, ale nie dzieje się to codziennie, te chwila trwają kilka minut, jak ktoś pozwoli jej/mu gadać to więcej. Natomiast w kobietami mężczyźni mają do czynienia na co dzień (kobiety tak samo) i często nie cierpią, gdy te kobiety się odzywają, gdy się o to je nie prosi (najlepiej, żeby w ogóle się zamknęły) - ale nie o tym notka. Śmiejąc się z "gadatliwości" kobiet informujemy innych, że rozumiemy dowcip, że "też znamy to uczucie", też się zetknęliśmy z podobnym zachowaniem. Taki dowcip po prostu odzwierciedla rzeczywistość. Nie byłby on śmieszny, gdyby ludzie nie uważali go za "trochę" prawdziwy.
Dlatego nie uważam, że to tylko śmieszny obrazek i że nie należy go traktować poważnie.
Będę posługiwała się w wątku o gadatliwości kobiet blogiem "Language Log", który jest prowadzony przez profesora Mike Libermana - głównie cytatami z gazet, do których ciężko o dostęp.

Gdyby nie podatny grunt w postaci mizogini i seksizmu, takie memy w ogóle nie wchodziły by w obieg, a takie książki, jak "Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus" nie stałyby się popularne, kto wie, może by nawet zostały potępione. Autorzy takich wypocin nie byliby zapraszani, ani ubóstwiani, jako autorytety. Oznaki takiej mizogini i niechęci wobec odzywania się kobiet można dostrzec w... przysłowiach.

Zgodnie z tym artykułem jest ich parę:

"

Do women talk more than men? Proverbs and sayings in many languages express the view that women are always talking:

Women’s tongues are like lambs’ tails – they are never still. –English
The North Sea will sooner be found wanting in water than a woman at a loss for words. –Jutlandic
The woman with active hands and feet, marry her, but the woman with overactive mouth, leave well alone. –Maori
Some suggest that while women talk, men are silent patient listeners.

When both husband and wife wear pants it is not difficult to tell them apart – he is the one who is listening. –American Nothing is so unnatural as a talkative man or a quiet woman. –Scottish
Others indicate that women’s talk is not valued but is rather considered noisy, irritating prattle:

Where there are women and geese, there’s noise. –Japanese.
Indeed, there is a Japanese character which consists of three instances of the character for the concept ‘woman’ and which translates as ‘noisy’! My favourite proverb, because it attributes not noise but rather power to the woman speaker is this Chinese one:

The tongue is the sword of a woman and she never lets it become rusty.

"
Znamy przecież i polskie przysłowia: "Gdzie diabeł nie może, tam babę poślę", co jasno sugeruje, domniemane, wrodzone zło w kobiecie.


No dobra, ludzie od dawna byli zacofani. To wiemy. Skąd jednak wzięła się ta pseudo-naukowa paplanina i niesamowitych różnicach między płciami w kwestii porozumiewania się i komunikacji? O różnicach w mózgach? O różnicach w komunikacji?

BRIZENDINE

W dalszej części artykułu pojawia się, bardzo często wspominane nazwisko w tej notce, Louann Brizendine, wg której kobiety mają 11% więcej w ośrodku mowy od mężczyzn, zwłaszcza w rejonie odpowiedzialnym za uczucia i pamięć. Dziennikarzy piszą, że naukowcy odkryli czemu mężczyźni nie słuchają kobiet: "Ze względu na strony głosowe i krtań, głosy kobiet są bardziej złożone i melodyjne, niż męskie głosy" - twierdzi Michael Hunter. Mózg mężczyzn jest bardzo zestresowany przez te różnorodne dźwięki, bo to wymaga koncentracji i uwagi - męczy to mężczyzn po prostu (mniej więcej tłumaczenie z Language Log fragmentu artykułu z gazety). Czyli sa po prostu za tępi?

Mark Liberman komentuje to tak:

"

Right. The "11% more nerve cells" part is bogus, though again I'm not sure exactly where it comes from. For a discussion of some of the parts of Louann Brizendine's book about the language-related areas of the brain, see here and here. (Dr. Brizendine hasn't done any research of her own on this topic.) None of Michael Hunter's research, as far as I'm aware, establishes anything about degrees of concentration or men getting tired or (in fact) anything about differences in men's perception vs. women's perception. For a discussion of Michael Hunter's work on (men's) perception of different sorts of voices, see here and here.
The Die Welt article ends with familiar stuff about how women express feelings, and men express facts, and that's all because of the paleolithic division of labor, in which men were responsible for hunting bison and "Frauen waren eher für Kinder, Küche, Kirche... oops I mean Hege, Pflege und Gefühle" ("women were instead for nurturing, care and feelings").
I think of Die Welt as a serious, reponsible publication. Wikipedia calls it "the flagship publication, within the so-called quality newspaper market, of the Axel Springer empire". It's disconcerting to see such a paper spreading apparently fabricated numbers without any serious attempt at attribution or any fact-checking at all.

"
- pojawia się tutaj wzmianka o gazecie Die Welt. Tak, ponieważ ta gazeta wspomniała właśnie tą różnicę pomiędzy nmózgami kobiet i mężczyzn i powołała się na Brizendine.

Louann Brizendine napisała książkę pod tytułem „Mózg kobiety”, która swoją drogą zebrała bardzo dużo krytyki – negatywnej, rzecz jasna. Czemu? Ponieważ „fakty”, które umieściła w niej ta osoba, są zupełnie niepoparte żadnymi badaniami. Słyszeliście o tym. Chyba każdy o tym micie słyszał: kobiety w ciągu dnia wypowiadają 20 000 słów, mężczyźni 7 tysięcy. - tym liczbom poświęciłam całą osobną część, nie martwcie się.

Autorka „Mózgu kobiety”, stwierdziła również, że kobiety mówią z szybkością 250 słów na minutę, a mężczyźni wypowiadają 125 słów na minutę.

Zgodnie z Language Log Mike Libermana:


With respect to the speech rate claim, I've just run a script on a corpus of  5,202 transcribed and time-aligned telephone conversations, involving native speakers of American English with a wide variety of ages, regions and backgrounds. The average speech rate for the males was 174.3 wpm, and the average speech rate for the females 172.6 wpm. I assume that Brizendine didn't just concoct her figures about male vs. female speech rates out of thin air -- she must have gotten them from a study that someone did somewhere, sometime, or at least from some other author plugging another work in the flourishing genre of pop gender studies -- but let's say, at least, that it ain't necessarily so. I'll post something more about Brizendine's striking speaking-rate and words-per-day claims as soon as I can figure out what evidence she based them on.

” - źródło

I dalej (śmiesznie):
„ 

          I've come up empty. Worse than empty: the paper that she cites as the source for the claim contains no relevant information at all, and the rest of the literature on speaking rate not only fails to support her assertion, but also includes results that contradict it.  

- czyli krótko mówiąc, nie ma żadnych badań i kobiecina oszukała miliony osób na świecie.

Niby koniec i powinniśmy zaprzestać grzebania w temacie, ale żeby było jeszcze bardziej śmiesznie, pójdźmy trochę dalej.

Pani B. pisząc o 250 "kobiecych" słowach na minutę i 150 "męskich" słowach powołała się na badanie Bruce P. Ryana pod tytułem "Speaking rate, conversational speech acts, interruption, and linguistic complexity of 20 pre-school stuttering and non-stuttering children and their mothers", Clinical Linguistics & Phonetics, 14(1), pp. 25-51 (2000).

W abstrakcie możemy przeczytać:

 "

This is the second in a series of reports concerning stuttering pre-school children enrolled in a longitudinal study; the first was Ryan (1992). Conversational samples of 20 stuttering and 20 non-stuttering pre-school children and their mothers were analysed for speaking rate, conversational speech acts, interruption, and linguistic complexity. Between-group analyses revealed few differences between either the two children or two mother groups. Within-group analyses indicated differences that involved conversational speech acts and linguistic complexity. Most stuttering occurred on statements (M = 32.3% stuttered) and questions (M = 20.9% stuttered). Stuttered and disfluent sentences had higher Developmental Sentence Scoring (DSS) (Lee, 1974) scores (M = 10.9, 12.9, respectively) than fluent sentences (M = 7.6). Multiple correlation analyses indicated that speaking rate of mothers (0.561) and normal disfluency of children (0.396) were major predictor variables

"

Jak widać badanie mówi o czymś kompletnie innym. Badanie zależności pomiędzy jąkającymi się matkami, a nie jąkającymi się matkami, oraz jąkającymi się dziećmi, a nie jąkajacymi się dziećmi "raczej" nie powinno służyć do argumentowania różnic między płciami (delikatna nutka sarkazmu). No dobrze, może jednak chociaż liczby są prawidłowe? Może pojawia się gdzieś liczba 250 słów, 150 słów? Jak myślicie?




No, można powiedzieć, że owszem, padają. WOW. No, naciągnijmy to, żeby Brizendine nie była tak pogrążona i smutna. Badanie i tak jest przez autorkę książki źle użyte, bo nie ma określonej płci dzieci, ale co tam. Nie, wiek też nie ma znaczenia! Najlepiej porównujmy  dziadków i niemowlaków. Nie śmiejcie się, istnieje facet, który uważa, że dziewczynki i chłopcy powinni uczyć się w oddzielnych szkołach, ponieważ, chłopcy mają mniej wrażliwy słuch. Skąd wniosek? Z dupy! Żartuję. Anegdotycznie opowiada o tym, jak jakiś ojciec do niego przyszedł i powiedział, że jego córka skarży się, że on na nią ciągle wrzeszczy i żeby przestał. Ojciec miał ponad 40 lat. Możliwe, że pracował w miejscu, gdzie był hałas i niedosłyszał. Może faktycznie wrzeszczał na swoją córkę, może się nawet nad nią znęcał? Nie! Dla pseudo-naukowca to dowód na biologiczne róznice między płciami w wrażliwości słuchu na hałas!!! Tak bardzo naukowiec! Nauka! Szacuneczek! Poważnie, on nawet napisał o tym książkę. Myśleliście, że jak strolujecie kogoś na facebooku, to jesteście mega trolle? Dopóki nie strolujecie całych narodów, nie zasłużyliście na to zaszczytne miano! Bierzcie przykład z najlepszych. Serio.

Oczywiście, inne badania, na których opiera się teza Brizendine (dziewczyny gadają tak szybko, jakby je szatan opętanał) w ogóle nie analizują szybkości mówienia pod względem płci, ponadto żadne z nich nie podaje liczb 250 i 150. Można przyjąć, że Pani B. się pomyliła. Wiecie, czasem możemy wybrać badanie, które jest niereprezentatywne, nieistotne statystycznie, itp.. Biorąc jednak pod uwagę, z jak dużą częstotliwością, powoływane badania Brandezine są po prostu bez sensu (zaraz się o tym przekonacie). Wygląda to tak, jakby ona specjalnie machała trudnymi tytułami badań, nadinterpretowała, albo w ogóle całkowicie błędnie interpretowała poszczególne artykuły.

Louann Brizendine twierdzi w swojej książce („Female Brain”), że kobiety wypowiadają prawie 3 razy więcej słów, niż mężczyźni, ze względu na różnice biologiczne, które zaczynają się odznaczać już w ósmym tygodniu życia płodowego:

A huge testosterone surge beginning in the eighth week will turn this unisex [fetal] brain male by killing off some cells in the communication centers and growing more cells in the sex and aggression centers. If the testosterone surge doesn't happen, the female brain continues to grow unperturbed. The fetal girl's brain cells sprout more connections in the communications centers and areas that process emotion. How does this fetal fork in the road affect us? For one thing, because of her larger communication center, this girl will grow up to be more talkative than her brother. Men use about seven thousand words per day. Women use about twenty thousand. For another, it defines our innate biological destiny, coloring the lens through which each of us views and engages the world.  


Wg niej w 8 tygodniu życia płodowego, testosteron zalewa bezpłciowy mózg płodu (w rzeczywistości jest to żeński płód) i zabija komórki nerwowe w ośrodkach mowy, a powoduje rozrost neuronów w ośrodkach agresji i seksualności (seksu). Jeśli testosteron nie zaleje płodu, mózg dalej pozostanie „kobiecy”. Mózg płodu żeńskiego tworzy więcej połączeń nerwowych w ośrodkach mowy i w tych, które odpowiedzialne są za emocje. Z tego powodu ta dziewczynka wyrośnie na kogoś, kto więcej mówi.

Jeśli chcecie zobaczyć więcej na temat Brezendine, zapraszam.

Ja zwracam tutaj uwagę na mowę, na język płci i mity związane z nim. Pragnę jednak zauważyć, że tak naprawdę chodzi tutaj o coś znacznie większego kalibru. Ze względu na to, że autorzy tych hipotez (oni uważają to za prawdę objawioną, no chyba, że bezczelnie kłamią) piszą o "oczywistych" różnicach w komunikacji między płciami, bo sa przeświadczeni, albo o różnej budowie mózgów, albo o prawdziwości psychologii ewolucyjnej, albo o tym, że mężczyzna i kobieta istnieją po coś innego i różnią się we wszystkim. Tu nie toczy się tylko walka o rozebranie mitu na kilka części - tu właściwie chodzi o całą kosnerwatywną ideologię, a konkretniej o jej pseudonaukowe podstawy. Analizująć i pokazując kłamstwa tych ludzi, nie tylko odsłaniam prawdę na temat gadadliwości kobiet i mężczyzn. Pokazuję jednocześnie, że mężczyźni i kobiety nie różnią się, aż tak i różnice są spowodowane róznym wychowywaniem, a nie biologią.

MEDIA ROZPOWSZECHNIAJĄCE MITY

W Internecie, czy też prasie można natknąć się na podobne mity, które są „niby” poparte badaniami. Jeden z przykładów: mężczyźni rozmawiają od 2000-25000 słów na dzień, a kobiety od 7000-50000 słów. Nie można znaleźć żadnych badań, które by popierały tą tezę. Padają różne wersje, różne liczby (rzadko kiedy poparte odpowiednimi badania, z bardzo prostego powodu - ich nie ma).
Oczywiście najsłynniejszy przykład, to przykład wcześniej już wspomniany -20 000/7000, rozpowszechniony przez Panią B. Usuneła ona w późniejszych wydaniach tę informację. Mem się jednak rozprzestrzenił i można spotkać jego różne wersje, zmienione, z różnymi liczbami, a także ich stosunkami. Jedno pozostaje niezmienne - te liczby służą po to, by pokazać niezaprzeczalne różnice między płciami - kobiety mówią więcej, sa emocjonalne, skupiają się interakcji z innymi, a mężczyźni są zupełnie "odwrotni".

Te liczby pojawiają się w innych artykułach/badaniach:

a) W 2004 roku w artykule napisanym przez Harę Estroff Marano z „Psychology Today”, "Secrets of Married Men", która cytuje" psychiatrę z Rhode Island, Scott Haltzman:

"

The average woman uses 7,000 words a day and five tones of speech, he points out. The average man uses 2,000 words and three tones. "Men are talk-impaired, relatively speaking," he says.” - nie tylko twierdzi, że kobiety używają 7000 słów, a faceci 2000, ale mówi, że różnie polegają również na zwiększonej liczbie „tonu mówienia” (cokolwiek to jest), na korzyść kobiet.

"

Scott Haltzman napisał książkę, która podkreśla różnice między płciami, ale jeśli użył w niej jakichkolwiek odniesień do badań naukowych, to Google Scholar nie odnajduje ich.

b) Ta sama liczba (7000:2000) pokazuje się również w programie Kevina Burke'a „Defending The Caveman” („Broniąc jaskiniowca”), idąc zgodnie z przeglądem Adrienne'y Broaddus:

"

Czy wiedzieliście, że mężczyźni wymawiają około 2000 słów dziennie, a kobiety 7000? Mężczyźni, Burke wyjaśnia, solidaryzują się i komunikują poprzez dzielenie długich momentów milczenia/cichy i okazjonalne wyzwiska, podczas gdy kobiety socjalizują się poprzez plotkowanie, przetwarzanie różnych informacji oraz dzielenia się swoimi przeżyciami. To wyjasnia, dlaczego mężczyźni nie są nigdy w stanie powiedzieć kobiecie o szczegółach na temat ich nocnych wypadów z kolegami – oni nie rozmawiają.



c) W 2004 roku CBS News zacytowało Kate White, edytorkę Cosmopolitan:


Popełniamy błąd, jako kobiety, myśląc, że skoro mężczyźni są inni, to jest to coś złego. Przeciętny facet mówi od 2000-4000 słów dziennie, a przeciętna kobieta 6000-8000. Jesteśµy więc inni, ale to nie znaczy, że coś złego się dzieje w naszym związku


Nie ma żadnych odniesień, żadnych badań.

d) Artykuł (napisany niewiadomo kiedy) Debbie Waitkus na stronie internetowej magazynu „Ladies Golf Journey”, pod tytułem „Mówić, czy nie mówić, o to jest pytanie”, mówi nam:

"

Kobiety, w zdecydowanej większości, uwielbiają mówić. Kobiety wypowiadają średnio 30000 słów dziennie. Porównajcie to do 12000 słów wypowiadanych przez mężczyzn. Kobiety mogą rozmawiać o wszystkim i o niczym, wszędzie, kiedykolwiek – wliczając w to kurs golfa.

"

e) W 1999 artykule The Nationalist:

"
Badania pokazują, że kobiety wypowiadają 20000 – 25000 słów dziennie, a mężczyźni 7000-10000. 

"
Żadnego źródła, jednakże artykuł wspomina o...

f) ...książce Allana i Barbary Pease „Czemu mężczyźni nie słuchają, a kobiety nie umieją czytać map”, w której występuje podobny „mem”, ale oczywiście wspomina inne liczby:



Kobieta może bez problemu mówić 6000-8000 słów dziennie. Używa dodatkowych „dźwięków wokalnych”, to komunikacji, dodatkowo 8000-10000 różnych wyrazów twarzy oraz języka niewerbalnego. To daje kobiecie ponad 20000 rodzajów komunikacji. To wyjaśnia, dlaczego ostatnio British Medical Association stwierdziło, że kobiety są cztery razy bardziej narażone na problemy ze szczęką. Porównajmy to z mężczyzną – wypowiada 2000-4000 słów dziennie i 1000-2000 dźwięków wokalnych i używa średnio 2000-3000 sygnałów mowy ciała. Średnie ilość komunikatu, jak z siebie wypowiada to 7000 „słów” - 1/3 tego, co mówią kobiety.



Nawiązania do „dźwięków wokalnych” oraz „język niewerbalny”, „sygnały mowy ciała” są niejasne. Nie jest to ściśle określone. W sposób, w jaki oni to liczyli jest równie niejasny.

g) Kolejne nawiązanie do tych liczb znajduje się w książce Dona Bova'a z „Redbook”:


Dlaczego on nie chce mówić o tym, co go spotkało w pracy, kiedy wróci do domu?
„Ja po prostu chce zostawić wszystko, co mnie denerwowało danego dnia za mną i po prostu nie myśleć o niczym przez jakiś czas:, mówi Jim, 31, ojciec dwóch dzieci, Nowy York. Pod koniec dnia mężczyźni są zmęczeni myśleniem, a tym bardziej są zbyt zmęczeni, by mówić. „Badania pokazują, że kobiety używają 8000-9000 słów dziennie. Mężczyźni wypowiadają za to zaledwie 2000-4000 słów dziennie” - wyjaśnia ekspert od komunikacji Allan Pease. „Kiedy przychodzą do domu, oni zużyli już swoją pulę słów, a kobietom zostało jeszcze 5000

h) Kolejny wkład autorów: Allana i Barbary Pease, znajduje się transkrypcie wywiadu CNN z 2004 roku na temat ich książki „Dlaczego mężczyźni nie maja pojęcia i czemu kobiety zawsze potrzebują więcej butów”:


MCINTYRE: W porządku, pomóż nam. Pomóż nam, mężczyznom, którzy nie mają zielonego pojęcia, o co chodzi. Jak rozgryźć „kod”?”

A.PEASE: No cóż, po pierwsze należy zrozumieć, że skany mózgu, o którym mówimy w naszej książce pokazuje bardzo jasno, że mężczyźni i kobiety się różnią. Teraz, wiem, że to poprawne politycznie, by twierdzić, że kobiety i mężczyźni są tacy sami. Prawda jest taka, że nie są. I każdy o tym wie. Jesteśmy naukowo różni. I po pierwsze, należy to zaakceptować. Po drugie, należy zrozumieć, że kobieta może wypowiedzieć w ciągu dnia 20000 – 24000 słów, a mężczyzna co najwyżej 7000-10000. Różnicę widać wczesnym wieczorem, kiedy większość mężczyzn wypowiedziała swoje 10000. Ona wciąż ma do wypowiedzenia swoje 15000 i ktoś musi je wysłuchać.



Jak widać wprowadzony został nowy wątek to tematu: skany mózgu. Pease'owie wiele razy powtarzali ten tekst przez lata i możliwe, że to oni są po prostu źródłem tych „badań”.

i) James Dobson napisał w Focusie w kolumnie „O rodzinie”, lipiec, 2004:



Naukowcy twierdzą jasno, że dziewczynki są pobłogosławione lepszą zdolnością językową, niż chłopcy i pozostaje im ten talent na całe życie. Krótko mówiąc, ona mówi więcej, niż on. Jako dorosła osoba, ona potrafi określić swoje myśli i uczucia o wiele lepiej, niż jej mąż i jest przez to często zirytowana na niego. Bóg dał jej 50000 słów na dzień, a jej mężowi tylko 25000. Przychodzi z pracy z użytymi 24 975 słowami i ledwo co przeżywa do wieczora. On pewnie zacznie oglądać piłkę nożną, podczas gdy jego żona będzie umierała chcąc zużyć pozostałe 25000 słów.



Nie... no, to już przesada. Nie wytrzymałam. Zakładając, że kobieta wypowiada, zgodnie z poprzednimi badaniami około 180 słów na minutę (A zawyżyłam ten wynik, specjalnie)... ona by musiała gadać w sumie w ciągu całego dnia prawie 5h. Kto normalny tyle mówi? Nauczyciel/ka, albo wykładowczyni/ca – to pewne. Przecież są fizyczne limity, by tyle mówić. Spróbujcie same tyle gadać. Gardło zacznie Was boleć i dostaniecie chrypkę. Znałam nauczycielki, które musiały specjalne tabletki brać, bo gardło miały „zdarte” przez mówienie (chociaż w sumie to było darcie ryja na te rozwydrzone bachory). Oczywiście autor tych wypocin nie napisał skąd on wziął te liczby, na jakie badania się powołuje, nic. 

j) ALE, podane liczby pokazują się w książce opublikowanej w 1993 roku przez Christianity Today (Chrześcijaństwo dzisiaj):

"

Dr. James Dobson omawia pewien problem w swojej książce, „Miłość na całe życie”. Pisze: 

„Naukowcy twierdzą jasno, że dziewczynki są pobłogosławione lepszą zdolnością językową, niż chłopcy i pozostaje im ten talent na całe życie. Krótko mówiąc ona mówi więcej, niż on”. Dobson sugeruje, że Bóg dał Pani Telefon Komórkowy 50000 słów na dzień, podczas, gdy Pan Komputer dostał 25000 na dzień”

"

Tekst w Focusie został normalnie, legalnie, bezwstydnie zerżnięty z tej chrześcijańskiej książki.
Oczywiście Dobson pisząc książkę dla Chrześcijan nie umieścił żadnych źródeł naukowych. Po co, Bóg nam to dał.

Proszę zauważyć na powtarzający się, ciekawy wątek: każda płeć ma ileś tam słów do wykorzystania na dzień. Sugeruje to, że mózg poszczególnej z płci jest wyposażony w magazynek i musi wykorzystać całą pulę słów całego dnia. Chcesz coś powiedzieć, ale wykorzystałeś swoją pulę? Sorry, musisz poczekać do północy. Wyobrażacie sobie taką sytuację? Koleś w środku zdania przerywa, bo już budżet słów mu się skończył. 
A poza tym, jak miałby być liczony dzień? Od północy, a może chodzi o zegar biologiczny i dopiero rano, jak się człowiek obudzi może znowu gadać?
Jesteś zmęczona po całym dniu pracy i narzekaniu bachorów? Nie chce Ci się gadać i chcesz jedynie chwili spokoju i ciszy? Nic z tego! Musisz jeszcze pierdolić drugie tyle, co powiedziałaś do tej pory!

Jestem ciekawa, czy niewykorzystana pula wyrazów przechodzi na drugi dzień oraz czy się kumulują.

k) Ruth E. Masters napisała w Counseling Criminal Justice Offenders:


Kobiety używają 25000 słów dziennie, a mężczyźni 12000 słów dziennie.

- podaje źródło: Smalley, 1993.


l) To źródło okazuje się być rodzajem broszury rozdawanej przez doradców małżeńskich:

"

Studies show that the average male uses about 12,000 words a day, the entire day, and most of those are spent relating to people while on the job. Remember, most men are aggressive and driven. They will talk at length in the workplace in order to successfully complete an assignment, project, or task.

A woman, on the other hand, averages 25,000 words per day. Now these aren't just any words but words that must connect with people or emotions. In other words, when a woman spends her day iin the workplace, generally there are few opportuntities for her to realy dig in and use her allotment of words.

Here's the problem. At the end of the day -- whether the woman works in an office of in the home -- there is huge difference between the man's word count and the woman's. A man has spent nearly all his words. He comes home tired and drained, looking for a place to recharge for the next day's battle at the office.

A woman, however, is just warming up. She has thousands of words left to speak, and since her husband's word count is depleted, the conversations often wind up sounding like nothing more than question-and-answer sessions.



Tak samo pojawia się mem o puli słów w ciągu dnia. Dochodzi tutaj coś nowego, a mianowicie to, że kobieta nie może użyć „byle jakich” słów, ale MUSZĄ one dotyczyć ludzi lub emocji(!). 

m) W 2006 roku w Die Welt: Von Heike Stüvel (tak, to ta gazeta, wspomniana znaaacznie wyżej), w artykule zatytułowanym "Das Schweigen der Männer" jest napisane:

"

American researchers have discovered: Men speak on average a sixth less than women. The only exceptions are mobile telephone calls.
Women speak on average 30,000 words a day, men 25,000. Only a quarter [of men] disucss their concerns and problems. On the telephone, men become more talkative. They use their mobile phones more than women and make on average 88 calls a week.

"

Odnośnie rozmawiania kobiet przez telefon...

---

Całkiem niedawno tabliody podnieciły się badaniem na temat różnic w mózgach pomiędzy kobietami i mężczyznami. Chciałabym temu poświęcić inną notkę.
ODDZIERANIE Z KŁAMSTW

Na sam początek rozwieję wątpliwości odnośnie jakże zabawnego obrazka wyżej, bo jest niesamowicie zabawny (ten z kobietą, która gada przez 3h przez telefon, a ludzie, którzy z nią gadaja chca się zabić). Czy kobiety dłużej rozmawiają przez telefon komórkowy? Czy kobiety w ogóle rozmawiają więcej? O co tu chodzi?

Przeczytajcie podpunkt m). Dziennikarze powołują się na Amerykańskich naukowców.

Zgodnie z tym Szwajcarskim badaniem, chłopcy faktycznie gadają więcej przez telefon. Nie byłam jednak w stanie znaleźć jakichkolwiek badań AMERYKAŃSKICH naukowców.

---

W roku 1980 roku Dale Spender napisała książkę pod tytułem „Men made language”, co w wolnym tłumaczeniu oznacza: mężczyźni wymyślili język. Wiele ciekawych wniosków autorka wyciągnęła, skupmy się jednak najpierw na temacie. Bardzo duża część notki będzie dotyczyła języka i rozróżnianiu kolorów, bo jak się okaże, te dwie sprawy są ze sobą połączone.

W swoim badaniu użyła nagrywania audio i video po to, by stwierdzić, która płeć mówi więcej w koedukacyjnym klasach/grupach na uniwersytecie (podczas różnych dyskusji, itp.). Okazało się, że bez względu na stosunek kobiet do mężczyzn, bez względu na to, czy prowadząca/y zachęcał kobiety to udzielania się bardziej, mężczyźni zawsze gadali więcej – bez względu na to, czy miernikiem były minuty, czy liczba słów.

"

Present at the discussion, which was a workshop on sexism and education in London, were thirty-two women and five men. Apart from the fact that the tape revealed that the men talked for over 50 per cent of the time, it also revealed that what the men wanted to talk about – and the way in which they wanted to talk – was given precedence. [...]

There is no doubt in my mind that in this context at least (and I do not think it was an atypical one) it was the five males and not the thirty-two females who were defining the parameters of the talk. I suspect that neither the women nor the men were conscious of this. There was no overt hostility displayed towards the females who ‘strayed from the point’, but considerable pressure was applied by the males – and accepted without comment from the females – to confine the discussion to the male definition of the topic.

"


Zdjęcie wzięte stąd. Tak samo, jak cytat.

Zdaję sobie sprawę, że jest to mała próba badawcza. Ogólnie minimum dla badań to 30 prób. I tak jest to zaniżone i liczba została zaniżona specjalnie dla studentów. Można uznać, że takie małe badanie jest nieważne. W związku z tym nie uważam tego badania za ważne. Mimo to, myślę, że jest to dobry początek na poszukiwanie innych badań, o podobnej tematyce. Jak się potem okaże w późniejszych częściach, na przykład o rozróżnianiu kolorów ze względu na płeć, osoby, które stwierdzały, jakąkolwiek różnice, powoływały się na badaniach... 10 osobowych... 30 osobowych...

Wróćmy do omawianego badania.
Mężczyźni nie mieli pojęcia, ile mówili – mieli dosłownie zaburzoną percepcję. Spender spytała się studentów i studentek, kto wg nich rozmawiał więcej - kobiety mniej więcej dobrze odpowiadały. Mężczyźni z kolei nie potrafili trafnie stwierdzić: jako dyskusję „na równi” (czyli wtedy kiedy wg nich mężczyźni i kobiety rozmawiali tyle samo) uznawali 15% udział kobiet w dyskusji (!!!), a dyskusjami, w których wg nich dominowały kobiety, miały być dyskusje, w których w rzeczywistości... kobiety mówiły 30% całej dyskusji.

Konkluzja Spender: mężczyźni uważają, że kobiety mówią za dużo, bo woleliby, żeby w ogóle się nie odzywały. Bierze się to stąd, że oni nie porównują kobiet mówiących do mężczyzn mówiących, ale do kobiet, które NIC nie mówią.

O wiele więcej możecie się dowiedzieć stąd. Polecam. Jest tam wyjaśnione dokładnie, co i jak, a ja nie chcę zapełniać i tak już przydługa notkę.

W same książce autorka (Spender), jak już wspomniałam, zawarła wiele ciekawych spostrzeżeń. Do głównych z nich należy to, że mężczyźni tworzyli język i działa on na ich korzyść. Nie jest nieznane współcześnie nam, że język kształtuje myśli i społeczeństwo -  a także na postrzeganie kolorów.

Na czym miałaby podlegać kontrola językowa mężczyzn? Autorka podaje parę przykładów:

1) „man” w języku angielskim odnosi się nie tylko do mężczyzny, ale też do „ludzi”, jako gatunku człowieka

2) Bóg jest zawsze postrzegany, jako mężczyzna

3) seks jest postrzegany, jako penetracja, mimo że penetrację „robi” tylko mężczyzna (czyli seks postrzegany głównie z męskiego punktu widzenia), mężczyzna to robi, a kobiecie SIĘ TO ROBI.

Mężczyźni, jako, że widzą siebie, jako dominującą (lepszą) płeć, kobiety, które nie ulegają stereotypowi grzecznej, usłużnej, gorszej płci są nazywane w różny sposób, a przymiotniki w stosunku do „zbuntowanych” kobiet są niezwykle rozbudowane. Tak samo, jeśli chodzi o kobiety, które nie dają się zaszufladkować do stereotypu „dziewicy, aż do śmierci, nawet po porodach”. Do określeń kobiet „zbuntowanych” należą:

nienormalna, histeryczna, oziębła, neurotyczna (takie wymienia w książce). Dobrze jednak wiemy, że jest wiele innych określeń... na przykład, ostatnio powstała „feminazistka”...

Co do kobiet, które mają czelność nie ukrywać się z tym, że lubią seks... znalazłam doskonałe zobrazowanie zagadnienia:


Wszystkie wyrazy są po angielsku, ale myślę, że większość moich czytelników jest zaznajomiona z filmami porno, a więc na pewno rozumieją przynajmniej prawą kolumnę.

Wspomniałam, że nie jest nowością hipoteza o tym, że język wpływa na myślenie i społeczeństwo. Nazywa się to prawo relatywizmu językowego. Będzie ten temat bardziej rozbudowany w części drugiej. Polecam zapoznać się, jako wstęp, na angielskiej Wikipedii z danym zagadnieniem, bo polski artykuł jest ubogi.Tutaj troszkę zahaczyliśmy o to zagadnienie omawiając znaczenie języka w opresji kobiet.

Jest o wiele więcej badań, które rozwiewają wątpliwości na temat cichego, silnego mężczyzny oraz trzepoczącej non-stop kobiety. Wiele zależy od statusu społecznego i dobrze jest to opisane w linku, który poleciłam wyżej, przy cytowaniu przysłów: nikt nie lubi, gdy dziecko wśród dorosłych zabiera wiele, lub nawet połowę głosu pośród dorosłych, bo ma niższy status społeczny. To samo tyczy się kobiet, która ma niższy status społeczny, od mężczyzny.

---

W 1993 roku Deborah James i Janice Drakich napisali pracę „Rozumienie różnic płciowych w ilości mówienia: krytyczny przegląd badań”, Oxford U Press, 281-213 (1993) (abstrakt):

"

It is shown that the widely held belief that women talk more than men is unsupported in the literature. Of the studies reviewed that examined mixed-sex interaction, the majority found either that men talked more than women, or that there was no difference between men & women in amount of talk. Approaches to understanding these findings are explored, with one theory - status characteristics theory - highlighted as most helpful in understanding gender differences in amount of talk. The effect of the research activity on the amount of talk in each study is explored, with studies divided into those that used formal task activities, informal task & nontask activities, & formal nontask activities. Most studies reported either that men talked more than women, either overall or in some circumstances, or that there was no difference between the genders in amount of talk. In each of these contexts, the findings are explored in light of the status characteristics theory. It is concluded that rather than viewing the overwhelming tendency of males to talk more than females as further evidence of domination & exploitation of power over women, the different goals for interaction, to which both men & women are socialized, should be considered in the context of social structure.



---

FECP1 – Fisher English Corpus Part 1 (FECP1), zbiór 5 850 konwersacji przez telefon trwających każda po 10 minut, zarejestrowane w 2003 roku (Źródło). Uczestnicy byli z całych Stanów Zjednoczonych, wśród nich można było spotkać nastolatków, jak i 80-latków. Każdy miał przydzielonego partnera przypadkowo i poproszeni zostali o rozmawianie przez 10 minut na jeden z czterdziestu tematów, na przykład: co jest najważniejsze w partnerce/rze życiowej. Połączenia „szły” przez komputer w Filadelfii, który nagrywał rozmowy.

W rozmowach różnopłciowych, mężczyźni używali 6% słów więcej, niż kobiety. Co więcej 55% z konwersacji mężczyzna mówił więcej, niż kobieta. W homopłciowych konwersacjach, dwaj mężczyźni używali 3,2% więcej słów, niż dwie kobiety.

Analizę tych badań przeprowadził Mark Liberman, pisze on na swoim blogu:


FECP1 includes 1,910 mixed-sex conversations. In 1048 of them (54.9%) the male participant produced more words than the female participant did, while in 862 of them (45.1%) the female participant produced more words than the male participant did. The average number of words produced by a male participant in a mixed-sex conversation was 925.9, while the average number of words produced by a female participant was 866.6, or about 6.4% fewer. In 2,368 FECP1 conversations where two women were talking, each participant on average produced 901.5 words. This is about 4% more than the average number of words produced by women talking with men. In 1,572 conversations where two males were talking, each participant on average produced 930.4 words. This is about half a percent more than the average number of words produced by men talking with women. So there's a small indication that women might be more talkative when talking with women -- and a smaller indication that men talk more with other men -- but the amount of change is not very large. 


 
Należy zauważyć, że więcej kobiet (56,8% konwersacji), niż mężczyzn brało udział w tym badaniu. Ta różnica była spowodowana tym, że uczestnicy musieli w konkretnym czasie być dostępni, by móc zadzwonić na konkretny numer telefonu. W związku z tym osoby, które nie pracują poza domem, albo ci na emeryturze są nadreprezentowani. Właśnie z tego powodu więcej jest kobiet w badaniu.
FECP1 zawierało w sobie 1910 różnopłciowych rozmów. W 1048 (53,9%) z nich to mężczyźni „produkowali” więcej słów, niż kobiety, podczas gdy w 862 (45,1%). W 2368 konwersacjach, gdzie dwie kobiety rozmawiały ze sobą, każda uczestniczek wymawiała 901,5 słów, czyli więcej o 4% niż średnia liczba słów wypowiadanych przez mężczyzn. W 1572 konwersacji, gdzie dwaj mężczyźni gadali ze sobą, każdy z uczestników wypowiedział średnio 930,4 słowa, czyli o połowę procenta więcej, niż w sytuacji, gdy mężczyzna rozmawia z kobietą. Oznacza to, że kobiety delikatnie więcej mówią, gdy rozmawiają z druga kobietą, a u mężczyzn ta różnica jest jeszcze mniejsza.

Różnica na par różnopłciowych w badaniu FECP1 wg współczynnika d Cohena wynosi 0,203. Dla wszystkich konwersacji wynosi 0,128 (o współczynniku d Cohena niżej) - dopiero od 0,2 zaczyna się mała różnica. Liczba 0,128 jest więc nieważna statystycznie.

---

Zgodnie Janet Shibley Hyde i Marcią C. Linn, „Gender Differences in Verbal Ability: A meta-analysis”, „Psychological Bulletin”, 104:1 53-69 (1988):

„ 

Many regard gender differences in verbal ability to be one of the well-established findings in psychology. To reassess this belief, we located 165 studies that reported data on gender differences in verbal ability. The weighted mean effect size (d) was +0.11, indicating a slight female superiority in performance. The difference is so small that we argue that gender differences in verbal ability no longer exist. Analyses of effect sizes for different measures of verbal ability showed almost all to be small in magnitude: for vocabulary, d = 0.02; for analogies, d = −0.16 (slight male superiority in performance); for reading comprehension, d = 0.03; for speech production, d = 0.33 (the largest effect size); for essay writing, d = 0.09; for anagrams, d = 0.22; and for tests of general verbal ability, d = 0.20. For the 1985 administration of the Scholastic Aptitude Test-Verbal, d = −0.11, indicating superior male performance. Analysis of tests requiring different cognitive processes involved in verbal ability yielded no evidence of substantial gender differences in any aspect of processing. Similarly, an analysis by age indicated no striking changes in the magnitude of gender differences at different ages, countering Maccoby and Jacklin's (1974) conclusion that gender differences in verbal ability emerge around age 11. For studies published in 1973 or earlier, d = 0.23 and for studies published after 1973, d = 0.10, indicating a slight decline in the magnitude of the gender difference in recent years. 


---

Dobra, doszłyśmy do połowy alfabetu, jeśli chodzi o wymienianie mediów, czy to książek, czy to gazet. Czy rok 1993 był najwcześniejszym, w którym pojawił się ten krzywdzący mem o gadatliwości kobiet? NIE. Wiele nazwisk pojawiało się: Brezendine, Peace, Dobson i wiele innych. Specjalną perłę zostawiłam na koniec. Nic tak jednak nie miało wpływu na psychologię popularną, jak...

PODSUMOWANIE

n) Pierwszy raz wzmianka o tym, że kobiety mówią więcej pojawił się w książce „Mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus” Johna Graya wydana 1992 roku. Na pewno słyszałyście o tej książce. Miałam problem z zaklasyfikowaniem tej książki, bo nie mam zamiaru cytowac bzdur, jakie sie w niej znajdują.

Pozwolę sobie zacytować książkę „50 wielkich mitów psychologii popularnej” Scotta O. Lilienfelda, Stevena Jay Lynna, Johna Ruscio, Barry'ego L. Beyersteina, która opisuje daną sytuację:


Dla prawdziwej gwiazdy psychologii popularnej, Amerykanina Johna Graya, autora słynnej metafory o mężczyznach z Marsach i kobietach z Wenus, odrębne ziemskie gatunki to za mało – on mówi wręcz o innych planetach”. W swoich niebywale popularnych książkach samopomocowych z cyklu o Marsjanach i Wenusjankach (począwszy od „Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus”(1992), poprzez „Marsjanie i Wenusjanki w sypialni” (1996), „Marsjanie i Wenusjanki na randce” (1999), „Marsjanie i Wenusjanki w miejscu pracy” (2001), aż po „Dlaczego Mars zderza się z Wenus”), Gray zajmuje najbardziej skrajne stanowisko. Twierdzi mianowicie, że mężczyźni i kobiety zupełnie inaczej komunikują swoje potrzeby – tak odmiennie, że w ogóle nie potrafią się zrozumieć. U Graya możemy przeczytać, że „mężczyźni i kobiety inaczej myślą, czują, postrzegają, reagują i kochają, innych rzeczy pragną i inne cenią. Zdaje się czasem, jakby pochodzili z różnych planet, których mieszkańcy mają inne potrzeby i mówią własnymi językami” (1992) - „Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus”. Poważniejsi psycholodzy też czasem uderzają w podobny ton i przekonują, że język kobiet koncentruje się na bliskości i powiązaniach, mężczyzn zaś – na niezależności i rywalizacji, albo że kiedy kobiety są zdenerwowane, wyrażają swoje uczucia, mężczyźni natomiast „wycofują się do jaskini” (Barnett, Rivers, 2004; Dindia, Canary, 2006).

"

Niżej mowa jest o współczynniku d Cohena i jest to dobrze wyjaśnione. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej tutaj jest zagadnienie bardziej rozpracowane.

"
Z grubsza rzecz biorąc, d Cohena równe 0,2 uznaje się za wskaźnik słabego zróżnicowania, równe 0,5 – średniego, a powyżej 0,8 – dużego. Dla porównania d Cohena dla średniej różnicy między mężczyznami a kobietami ze względu na taką cechę osobowości jak troskliwość (kobiety uważa się za bardziej troskliwe) wynosi około 0,18 (Feingold, 1994), dla agresji fizycznej (mężczyźni są bardziej agresywni) około 0,6 (Hyde, 2005); dla wzrostu natomiast (mężczyźni są średnio zdecydowanie wyżsi) około 1,7 (Lippa, 2005).

(...)

1. Czy kobiety mówią więcej, niż mężczyźni? Przekonanie, że kobiety są bardziej gadatliwe od mężczyzn, od dawna uchodzi za pewnik, a pop-psychologia, nawet wysokiego lotu, nie jest tu bez winy. Na przykład psychiatra Louann Brizendine w bestsellerowym „Mózgu kobiety” (2006) przytoczyła twierdzenie, iż kobiety wypowiadają średnio 20 000 słów dziennie, a mężczyźni zaledwie 7000. Media, uznawszy to za potwierdzony fakt, z entuzjazmem zaczęły je powtarzać. Tymczasem po wnikliwej analizie okazało się, że teza ta pochodzi wyłącznie z literatury samopomocowej i innych drugorzędnych źródeł i nie opiera się na żadnych poważnych badaniach (Cameron, 2007; Liberman, 2006). Dr Brizendine usunęła zresztą ten akapit z późniejszego wydania książki. Nieco wcześniej psycholożka Janet Hyde (2005) przeprowadziła metaanalizę wyników 73 badań i wykazała, że dla tak zwanej „gadatliwości” d Cohena wynosi 0,11. Jak widać różnica jest znikoma (zgodnie z przyjętymi standardami nie można jej nawet uznać za małą) i praktycznie niedostrzegalna w codziennym życiu. Bardzo systematyczne badania przeprowadził zespół psychologa Matthiasa Mehla, który poddał szczegółowej analizie codzienne rozmowy ponad czterystu studentów (uczestnicy badań nosili ze sobą małe magnetofony). Rezultaty tego projektu stanowiły kolejny gwóźdź do trumny tezy o większej gadatliwości kobiet, okazało się bowiem, iż młodzi ludzie obojga płci wypowiadają średnio po około 16 000 słów dziennie. Różnic międzypłciowych nie stwierdzono (Mehl, Vazire, Ramirez-Esparza, Slatcher, Pennebacker, 2007).

(...)

3. Czy mężczyźni częściej niż kobiety wchodzą w słowo rozmówcom?
Tak, ale na podstawie metaanalizy 53 badań nad międzypłciowymi różnicami w sposobie prowadzenia rozmowy Hyde (2005) odkryła, że i tym razem różnica jest niewielka – d Cohena wynosi 0,15, a nawet ten wynik można interpretować na różne sposoby. Rezultaty wielu badań wskazują, że częstość przerywania rozmówcy (i zabierania głosu poza kolejnością) zależy w dużym stopniu od statusu społecznego. Kobiety częściej mają niższy status i stąd powyższy rezultat, ale kiedy kobieta ma wyższy status, to ona zwykle przerywa i odbiera głos innym (Aries, 1996; Barnett, Rivers, 2004).

4. Czy kobiety rozpoznają sygnały werbalne lepiej niż mężczyźni?
W tym wypadku odpowiedź jest nieco bardziej jednoznaczna i brzmi „tak”. Z przeprowadzonych przez Judith Hall (1978, 1984) metaanaliz dotyczących zdolności dorosłych do rozpoznawania i/lub rozróżniania emocji (na przykład smutku, radości, złości i strachu) na ludzkich twarzach wynika, że d Cohena wynosi około 0,40, aczkolwiek w przypadków dzieci i nastolatków różnice międzypłciowe są znacznie mniejsze, d Cohena wynosi bowiem zaledwie 0,13 (Erin McClure, 2000).Wygląda więc na to, że mężczyźni i kobiety rzeczywiście komunikują się w nieco odmienny sposób, ale różnice pomiędzy nimi rzadko są na tyle duże, aby miało to jakiekolwiek znaczenie. Z praktycznego punktu widzenia sposoby komunikacji obu płci charakteryzują się znacznie większym podobieństwem, niż zróżnicowaniem. Nie jest też jasne, w jakim stopniu istniejące rozbieżności związane są z wrodzonymi różnicami międzypłciowymi, a nie na przykład statusem, czyli z relacjami podporządkowania (Barnett, Rivers, 2004; Cameron, 2007). Przy tym, jak wynika z badań, rozmiar różnic pomiędzy mężczyznami a kobietami w sferze zachowań komunikacyjnych tylko sporadycznie przekracza taki próg d Cohena, które w nauce uznawany jest za mały (Aries, 1996). Tak więc na przekór nagłośnionym koncepcjom Johna Graya, ani mężczyźni nie są z Marsa, ani kobiety z Wenus. Już znacznie bliższa prawdy była specjalizująca się w problemach komunikacji Kathryn Dindia, stwierdzając, że „mężczyźni są z Dakoty Północnej, a kobiety z Dakoty Południowej” (2006, s.4.).


I tym optymistycznym akcentem kończę.

2 komentarze:

  1. Pan Gray miał sporo barwnych opisów w swojej książce o płciach z różnych planet. Mit poszedł w świat i będzie pewnie powielany do usranego końca tępej ludzkości.

    Na faktopedii jak na razie ból dupy, ocena na minusie. Przecież to nie są prawdziwe badania, które przeczą tej bzdurze :D

    http://faktopedia.pl/487228/W-1992-roku-w-znanej-ksiazce-Mezczyzni

    Kurwa to samo z homeopatią, chemtrails i jaszczuroludami - "badania nigdy nie wychodzą, gdy próba jest podwójnie ślepa, dlatego ich unikamy". Tak jak w tej anegdocie:
    - Panie, masz pan banana w uchu!
    - Przepraszam, nic nie słyszę, bo mam banana w uchu.

    :D pozostaje tylko zacytować radę żywcem wyjętą z ust biblijnego Jezusa, bo i tak prawie żaden chrześcijanin go nie słucha:

    "Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, was nie poszarpały"

    OdpowiedzUsuń
  2. Kawał dobrej roboty, masywny zbiór skondensowanej wiedzy gotowej do użycia przeciw konserwatywnym zjebom za pomocą jednego linka. Zawsze to mniej taplania się w gówiennych dyskusjach z prawicową biedą umysłową.

    OdpowiedzUsuń