20150612

Fantasy aspirujące do Sci-fi - krytycznie o Sci-Fi

Jak rozważałam na ten temat, to naprawdę chciałam uniknąć tematu dżender. Zawsze jednak, gdy zastanawiałam się "czemu tak jest" to zagadnienie wracało do mnie, jak bumerang...

Dział sztuki Science-Fiction jest ściśle zmaskulinizowany, czego logiczną konsekwencją jest fakt, że cechy "męskości" rozumianej w społecznej świadomości, jako pewien koncept, do którego mają aspirować osoby (czy tego chcą, czy nie) posiadające funkcjonujące penisy i jądra, przedkładają się na jakość i rodzaj twórczości mężczyzn tworzących w tematyce Sci-Fi.

Wydaje mi się, że są takie kwestie Science-Fiction, które bardziej bezpośrednio nawiązują do gender, a inne mniej. Do tej pierwszej należy (tak, jak w każdym zmaskulinizowanym dziale sztuki) brak oryginalności w tworzeniu kobiet - cycki na wierzchu, ekstremalna lordoza, obcisłe/niepraktycznie/kuse ubranie oraz "metal". I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że nie spotkacie innych samic w Sci-Fi, niż własnie w formie humanoidalnej i przyjaznej oku. Nawet jeśli występują, jakieś drobne różnice (wielkość piersi, długość i kolor włosów, trochę inna figura). Mężczyźni mają prawo być potworami, mają prawo mieć różne kształty. Kobieta ma tylko jeden kształt... kształt, który dla przeciętnego lekarza kwalifikowałby się do natychmiastowej operacji i rehabilitacji.

Oczywiście nie zawsze kobieta ma taką lordozę w Sci-Fi (i ogólnie w sztuce, ale seksizm w sztuce to bardziej obszerny temat). Moim zdaniem jednak jest coś na rzeczy, bo dlaczego nie widzimy mężczyzn z hiperlordozą i dlaczego nie widzimy w grach komputerowych ludzi z zespołem Downa, albo innymi oszpecającymi chorobami? Ciekawe co na takie upodobania mężczyzn, które polegają na preferowaniu okaleczających deformacji mówi psychologia ewolucyjna...

Wspomniałam też coś o metalu. Tak. Nie spotkacie drewnianego robota. Nie spotkacie oryginalnych budowli, technologii, które nawiązują do tworów organicznych, bądź botanicznych, jakichś abstrakcyjnych, matematycznych. Nie, to przecie babskie (matematyka jednak za mało łączy się ze stereotypem macho; chociaż nie oszukujmy się mało kto interesuje się matematyką bez względu na płeć, a zwłaszcza artysta). To (prawie) zawsze będzie metal. I prawie zawsze będzie to metal toporny, pełen nieskoordynowanych bajerów - robot. Chcesz, dołączyć do "elytarnego" kręgu aroganckich i przemądrzałych artystów Sci-Fi? Narysuj metal. To wystarczy, już będzie Sci-Fi.

I tutaj zahaczamy o drugą rzecz, która jest moim zdaniem problemem w Sci-Fi, która już trochę mniej łączy się z genderem (a łączy się z pierwsza kwestią trochę, szczególnie "metalem"). Nazywam to prosto: 100% Fiction, 0% Science. Łamanie podstawowych praw fizyki, brak oryginalności w poruszaniu tematów związanych z futurologią, albo rozwojem nauki, bądź technologii. To jest zwykłe marnowanie materiału i potencjału. Nie mówię, że dzieło musi od razu być w 100% zgodne z nauką. Nie.

Ciężko mi nazwać jakiś twór tworem Sci-Fi, gdy nie spełnia przynajmniej jednego z poniższych warunków:
1. Zdarzenia oraz bohaterowie z danego dzieła/historii/opowiadania/itp nie mają sensu w innym Universum i jednocześnie dzieją się w przyszłości/na innej planecie/w innej cywilizacji. Krótko mówiąc: te wszystko, co potocznie tworzy Sci-Fi nie może być jedynie skórką. Elfa przebieramy w obcisłe wdzianko, bądź wielką metalową, świecącą się zbroję. Drzewca przemieniamy w robota i już. Mamy Sci-Fi...
Dobrym przykładem tutaj jest Star Trek. Pseudonaukowego bablania było tam mnóstwo, jednak nie da się umiejscowić bohaterów i dane zdarzenia gdzie indziej. Star Trek poruszał, na przykład, temat sztucznej inteligencji, człowieczeństwa, emocji oraz ludzkich zwyczajów posługując się androidem Datą.

2. Nie łamie zasad fizyki znanych nam dzisiaj i jednocześnie dzieło jest umiejscowione w przyszłości/na innej planecie/w innej cywilizacji. Myślę, że jest to jasne.

Te dwa punkty powyżej nie są jakieś ścisłe, myślę jednak, że ogólnie zarysowują, o co mi chodzi. Co mnie jeszcze lekko irytuje to brak uzasadnienia. Czyli jest tak, czy siak w tym świecie, który tworzymy, ale w sumie dlatego, że nie jest to przemyślane i byle jakie. Słabe, mało oryginalne, powtarzalność i partactwo.

Z jakiegoś dziwnego, nieznanego mi powodu, jedną rzeczą "naukową", która wręcz z uporem maniaka prześladuje twórców Sci-Fi jest heksagon. Ten kształt uczyni nawet największą pseudonaukową bzdurę wiarygodną. 

Być może nie mam racji i chodzi o coś innego. Na przykład o to, że teraz każdy nieuk może pochwalić się swoimi dziełami - i ma do tego całkowite prawo. Tylko czemu udajemy wszyscy, że to Sci-Fi, skoro oczywistym jest, że jest to Fantasy aspirujące do bycia Sci-Fi? Być może to "partactwo" i byle jakość dotyczy wszystkich dziedzin sztuki, a może i wszystkich dziedzin w ogóle.

Science-Fiction to taki dział sztuki, które ma ogromny potencjał. Potencjał rzadko wykorzystywany, potencjał który daje możliwość poruszania tematów, które nie sposób poruszyć poprzez inne formy sztuki. Nie zrozumcie mnie źle: nie mam absolutnie nic przeciwko robotom, ani seksowi. Nie jestem też, umm, nazi-artisto, purystką Sci-Fi, co to szkaluje każdego, kto odbiega od normy, której w sztuce nie ma. Ja uważam, że na wszystko jest miejsce w sztuce. Co nie znaczy, że nie możemy subiektywnie wybierać co nam się bardziej podoba, a co nie.

Jest jednak coś, co odróżnia dobre dzieło, od dzieła słabego: koncepcja. Jeżeli twórca trzyma się danej koncepcji i wykorzystuje kreatywnie (nieważne, jak ta koncepcja jest absurdalna), jak tylko może, możliwości danej koncepcji to będzie to dzieło dobre. Weźmy film Mad Max: zawsze myślałam, że nie lubię filmów akcji, a tu się okazało, że bardzo lubię, tylko te wcześniejsze, które oglądałam były słabe. Co wyróżnia ten film? Jest wierny swoim ideałom od początku do końca, ponadto wyróżnia się świeżym podejściem i nieużywaniem tanich tricków i motywów. Mimo, że wszystko dzieje się w pościgu, reżyser sprawnie wykorzystuje daną formę/koncept do opowiedzenia historii i nie folguje swojemu instynktom.

Dodam na koniec coś przewrotnego: twórca nic nie musi i może sobie tworzyć, co chce, co mu/jej dusza/ślina na papier/język przyniesie, może ściągać, nawet plagiatować, korzystać z kultury, mieszać style, a także odbiegać od koncepcji i tworzyć nowe motywy, nowe memy, nowe gagi.

Tak samo, jak nie musi... być uznanym/ą za twórcę/twórczynię Sci-Fi. :-)

3 komentarze:

  1. Mam takie pytanie (nieściśle związane, choć nawiązujące do notki): oglądałaś "Aliena"? (oczywiście 1 część z '79 roku). Jeśli tak, chciałabym wiedzieć, co myślisz, a jeśli nie, to zachęcam Cię do obejrzenia - koniecznie reżyserskiej, odrestaurowanej wersji, gdzie widać dokładnie każdy szczegół i geniusz scenografii uderza jeszcze mocniej. To nie tylko kawał milowy w historii kina (co za wyświechtany tekst xD). Jest jedna taka kwestia, na którą nawet fani nie zawsze zwracają uwagę:
    Cały film to właściwie metafora gwałtu (i wynikającej z niego niechcianej ciąży) oraz lęków mężczyzn związanych z równouprawnieniem. Twórcy chcieli przestraszyć widzów atakując jeden z ich instynktów - seksualny - ale tym razem, zupełnie wyjątkowo jak na kino, cios był wymierzony w mężczyzn, a nie w kobiety. Nie ma sensu dociekać, czy tak było, bo przyznał to sam scenarzysta:
    "One thing that people are all disturbed about is sex... I said 'That's how I'm going to attack the audience; I'm going to attack them sexually. And I'm not going to go after the women in the audience, I'm going to attack the men. I am going to put in every image I can think of to make the men in the audience cross their legs. Homosexual oral rape, birth. The thing lays its eggs down your throat, the whole number".

    Natrafiłam niedawno na ciekawy artykuł, analizujący film pod kątem męskich lęków, związanych z obarczeniem ich "rolami" kobiecymi: http://reel3.com/reassessing-alien-sexuality-and-the-anxieties-of-men/
    Zgadzam się z konkluzją, że "Aliena" nie można nazwać feministycznym w każdym calu, ze względu na wydźwięk zakończenia, choć Ripley powraca przecież w kolejnych częściach (jednak o ich powstaniu zadecydowano dopiero po wielkim sukcesie pierwszego filmu). Mimo to uważam, że reżyser nie mówi nam: "O, na początku jest fajnie, ale do TEGO ostatecznie doprowadzi wasz feminizm", tylko po prostu pokazuje, czym dla kobiet może być okupiona "walka", ale nie wartościuje tego - nie widzimy bowiem śmierci Ripley (możemy tylko domyślać się jej losów); nie ma więc śmierci jako symbolu przegranej; jest tylko samotność, która przecież nie jest stanem niezmiennym.

    Co do samego "Aliena", imo jest to najbardziej realistyczny i najlepiej wyglądający film s-f jaki kiedykolwiek powstał (i żadne współczesne CGI nigdy nie zdoła temu dorównać, bo nie jest czymś prawdziwym, namacalnym i nawet nie stwarza takiego wrażenia). Film wyprzedzał swój czas. Genialna scenografia odwołująca się do sztuki Hansa Gigera (który zresztą zaprojektował postać Aliena), dopracowane do najdrobniejszego szczególiku modele, granie optyką itp., reżyser w jednej ze scen obsadził nawet dzieci zamiast dorosłych aktorów, aby kokpit Space Jockey'a wyglądał na jeszcze większy, niż był w rzeczywistości: https://www.youtube.com/watch?v=eDRLtgr2T9E&spfreload=10
    A do tego genialne udźwiękowienie i muzyka, klaustrofobiczny klimat, naturalizm, aktorstwo itp. To jeden z nielicznych filmów, które spokojnie mogę nazwać arcydziełem w swojej dziedzinie (Wybacz, że podniecam się jak mały geek, ale naprawdę nadal trudno mi uwierzyć, że ten film powstał w 1979 roku, zwłaszcza po tym, jak zobaczyłam odrestaurowaną wersję... Po prostu "kosmos" xD).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Tak, oglądałam Aliena, ale jako dziecko, więc nawet za bardzo nie pamiętam nawet co się działo xD. Kurde, uwielbiam takie dzieła, jak opisujesz, ale na razie artykułu przesłanego nie przeczytam, bo najpierw chce obejrzeć film.

      Ostatni film Prometeusz też wydaje mi nawiązywał własnie do feminizmu, ale też już go dawno oglądałam. Ponoć był beznadziejny film, może faktycznie, aczkolwiek, jak go oglądałam pierwszy raz to mi się podobał xD

      Teraz oglądam anime Attack on Titans, więc nawet nie wiem, kiedy tego Aliena obejrzę, chyba po tym anime.

      Usuń