20140628

Edukacja seksualna: co każda osoba powinna wiedzieć, a czego najprawdopodobniej nie wie, czyli czego nie uczą rodzice

Wydaje się, że temat relacji między ludźmi nie jest związany ściśle z seksem, tudzież edukacją seksualną. Ja uważam, że wręcz przeciwnie: unikając kontaktów z osobami, które nas nie szanują, będąc asertywną, lubiąc się i ustalając granice dla innych ludzi możemy stworzyć podstawy dla przyszłych relacji z innymi, które będą źródłem szczęścia i spokoju, a nie, jak to bardzo często bywa, źródłem frustracji, depresji, nerwicy.

Zacznijmy od pewnych prawd, które każda z nas powinna znać:

1. Jeśli ktoś sprawia, że czujesz się przy tej osobie niekomfortowo jest Twoim prawem zerwanie danej znajomości. Nie musisz się z daną osoba zadawać. Nie musisz się nikomu z tego tłumaczyć. Często taka osoba widząc, że nie chcesz mieć z nią nic wspólnego zacznie Cię szantażować emocjonalnie i stosować taktykę pasywno-agresywną. Często sprowadza się to do wywołania poczucia winy, ale nie zawsze. Czasami może dojść do bardziej oczywistych form szantażu: trzaskanie drzwiami, ostentacyjnie wychodzenie. Nie daj się nabrać: zazwyczaj to czysta i wyrachowana zagrywka mająca na celu wymuszenie u Ciebie odpowiednich zachowań służących danej osobie.

2. Nie jesteś nikomu nic winna. Masz prawo do spokoju. Masz prawo do spędzania czasu tak, jak Ci się to podoba. Ludzie często lubią kontrolować innych poprzez wywieranie presji w postaci ostracyzmu społecznego. Pamiętaj: nie jesteś tym, czym Cię określają.

3. Twoje wyznaczanie granic bardzo często będzie się spotykało z oporem innych osób, które będą mniej lub bardziej świadomie chciały mieć prawo do posiadania wpływu odnośnie rozporządzania Twoim czasem, Twoim ciałem (jak się ubierasz, jak jesz, co jesz), Twoimi poglądami. Ludziom nie podoba się egoizm innych osób - ludzie często lubią kontrolować innych, bo to porządkuje ich świat. Nie daj sobie wmówić, że Twoja wolność i godność są mniej istotne od czyichś uczuć.

4. Jeżeli ktoś mówi Ci, że ją/go rozczarowałaś, jeżeli ktoś mówi Ci, że Cię lubi, pamiętaj: bez względu na to, czy uwaga jest pozytywna, czy negatywna w stosunku do Twojej osoby powstała ona tylko i wyłącznie w głowie tej osoby. Tak naprawdę nie jesteś taka, jak Cię ta osoba określa. Ludzie oceniają innych poprzez pryzmat oczekiwań, przydatności, uczuć i wielu innych czynników. To, że dana osoba Cię nie lubi, nie znaczy, że jesteś gorsza. Jeżeli komuś się nie podobasz, albo wywołujesz negatywne uczucia, to jest to problem tej osoby, nie Twój.

5. Z drugiej strony, jeśli odczuwasz silne pragnienie akceptacji - ok. Nie ma w tym niczego złego - w końcu tak nas trenuje społeczeństwo. Nie bądź surowa wobec siebie, jeśli coś Ci się nie uda, jeśli się rozczarujesz - nic się nie stało. Popełnianie błędów jest normalnym procesem - jeśli ich nie robisz, to nie żyjesz, to znaczy, że nic nie robisz. Poczucie winy z powodu porażki, albo nie spełnienia czyichś oczekiwań jest częścią socjalizacji. Nie oceniaj się zbyt surowo. Nie jesteś swoimi porażkami. Nie jesteś czyjąś oceną. To, że nie spełniasz czyichś pragnień i ta osoba zaczyna Cię emocjonalnie szantażować jest dobrym znakiem do zerwania toksycznej znajomości i początkiem nowego życia.

6. Jesteś wartościowym człowiekiem. Nie musisz nikomu nic udowadniać.

7. Zasługujesz na szacunek bez względu na to, czy jesteś społecznie akceptowana, czy nie. Szacunek nie powinien zależeć od tego, czy zrobisz coś akceptowalnego i aprobowanego, albo od humoru innych osób, albo ze względu na Twoją chorobę fizyczną/psychiczną. Nieważne, czy jesteś gruba, czy chuda, nieważne, czy się upijasz, przeklinasz, czy wybrałaś życie zakonnicy, czy uprawiasz seks z kim chcesz każdego dnia - szacunek do Ciebie nie może zależeć od tych czynników. To bardzo ważne. Zastanów się ile razy sama podświadomie czułąś, że czyjeś poniżania są usprawiedliwione ze względu na Twoje wybory, opinie, uczucia.

8. Zasługujesz na bycie traktowaną dobrze cały czas. 

9. Zasługujesz na egoizm. Zasługujesz na to, by uważać się za najważniejszą dla siebie osobę. Nie istniejesz po to, by spełniać zachcianki i oczekiwania innych osób. Tyczy się to również, a zwłaszcza Twoich rodziców.

10. Masz prawo do posiadania własnej przestrzeni. Nie musisz się nikomu z tego tłumaczyć - to Ci się należy.

11. Masz prawo do nienawidzenia swojego ciała. Masz prawo do kochania swojego ciała. Masz prawo do olewania swojego ciała i jedzenia najgorszych rzeczy na świecie. Masz prawo do dyscypliny, masz prawo do katowania swojego ciała. Masz prawo do litości wobec swojego ciała. Masz prawo do robienia ze swoim ciałem, co chcesz. Nie pozwól, by Twoje wybory, Twoje opinie stały się narzędziem w rękach jakichś grup społecznych - tyczy się to osób identyfikujących się, jako ateiści, feministki, katolicy, muzułmanie, pro-life, pro-choice, humaniści, wegetarianie, mięsożercy, geje, lesbijki, seksiści, prawicowcy, mizogini, libertarianie, socjaliści - to, że ktoś identyfikuje się z daną grupą, nie znaczy, że wyznaje jej zasady. Możesz spotkać pełnego nienawiści do kobiet ateistę, który za aborcję będzie chciał Cię ukamieniować i katolika, który zaskoczy Cię swoją wrażliwością i współczuciem.
Jeżeli te grupy mają wobec Ciebie oczekiwania i w jakikolwiek sposób pragną na Tobie wymusić odpowiednie wybory, wywołać poczucie winy - masz prawo do nieidentyfikowania się z nimi, mimo wyznawanych wspólnych idei.

12. Masz prawo do 100% kontroli swojego życia.

13. Masz prawo do rozwalenia swojego życia i do jego naprawienia - nigdy nie jest za późno.

14. To, że mężczyzna jest miły nie znaczy, że jesteś mu winna seksu. Masz prawo być na niego wściekła. Pamiętaj, jakiekolwiek próby z jego strony mające na celu wymuszenie na Tobie seksu i wywołania poczucia winy, lub umniejszenia Twoich emocji i problemów są jedynie oznaką strachu i bezradności danego mężczyzny - próba manipulacji Ciebie i sprawienia, byś przestała zwracać uwagę na jego skurwielstwo. Nie przestawiaj. Rób "sceny". Nie bój się reakcji ludzi - Twoje bezpieczeństwo jest najważniejsze. Nie bój się - Twoje milczenie jest tym, na co on liczy robiąc z ciebie wariatkę/histeryczkę. Lepiej, żebyś zrobiła "scenę", niż żeby mężczyzna naruszył Twoją godność osobistą i Cię poniżył.

15. Osoby, które uważają prostytutki i aktorki porno za osoby, które należy uratować, które chcą zakazać uprawiania tych zawodów i które nie mogą być ze względu na swój zawód feministkami nie są feministkami. Osoby, które uważają matki, kobiety nie pracujące lub kobiety na utrzymaniu męża za nie-feministki nie są feministkami. Feminizm jest dla wszystkich kobiet i przede wszystkim dla kobiet: niepełnosprawnych, "kur domowych", "karierowiczek", bezdzietnych, matek, transseksualnych i wiele innych. Feminizm nie istnieje po to, by kobiety nienawidziły mężczyzn - to idea, sprawa, która ma służyć kobietom, a nie mężczyznom anty-feministom. Mężczyźni mają oczekiwania wobec feminizmu, które feministki nie musza w ogóle spełniać. Mężczyzno, jeżeli uważasz, że jest jakiś problem, który należy rozwiązać - sam go rozwiąż. Twoja roszczeniowa postawa do niczego konstruktywnego nie prowadzi.

16. Pamiętaj: nie istniejesz po to, by spełniać cudze oczekiwania. Czyjekolwiek.

17. Masz prawo spędzić życie na swoich warunkach.

18. Jesteś jaka jesteś. Nie ma powodu byś siebie nienawidziła, bo uważasz się za głupią, grubą, brzydką. Społeczeństwo wytresowało Cię do tego, byś się tak czuła - byś była ciągle niezadowolona, nieszczęśliwa. Masz prawo do szczęścia.

19. Masz prawo do prywatności - nie jesteś winna innym informacji o sobie. Jeśli nie chcesz, nie musisz innych informować o swoim życiu seksualnym, swojej historii, swoim życiu.

To wszystko oczywiście zakładając, że nasze wybory nie zachodzą w wolność i nie naruszają godności innych osób.

11 komentarzy:

  1. Zgadzam się w 100%. :) Najlepsze byłoby społeczeństwo idealnie zatomizowane, w którym każda jednostka posiadałaby pełną niezależność od pozostałych. Może to nieosiągalna utopia, ale warto w tym kierunku zmierzać.

    OdpowiedzUsuń
  2. A co sądzisz o muzułmankach i muzułmanach, Nihil? Bo według mnie osoba, która zna koran i świadomie wierzy w istotę, według której mężczyzna stoi nad kobietą, oraz uznaje proroka-pedofila (a w dodatku uważa zarówno tę istotę jak i proroka za wzory cnót) nie może być feministką/feministą. Nie ma tu mowy o identyfikowaniu się z grupą - bo to oczywiste, że ci normalni muzułmanie nie będą się identyfikować z ekstremistami, terrorystami itp., ale na płaszczyźnie ideologicznej zgadzają się z kanonem, czyli z koranem, a ten jest przecież skrajnie seksistowski. Dlatego wciąż mam bekę z muzułmanów i muzułmanek podających się za feministów/feministki, imo są rozerwani pomiędzy światem wschodu i zachodu, a chęć połączenia ich tradycji z ich dobrą wolą względem tegoż zachodu nie pozwala im na dostrzeżenie dychotomii poglądów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie chciałam to dodać, ale stwierdziłam, że przecież to nie jest notka ideologiczna i nie ma sensu tego dodawać. Chciałam napisać między innymi to, że jeśli ktoś w religii, czy jakimkolwiek innym systemie znajduje spokój, nie znaczy, że ten system nie jest szkodliwy społecznie - to są jakby dwie różne sprawy. Znamienne jest to, że zazwyczaj taka osoba, która, na przykład, identyfikuje się, jako katolik/katoliczka, a jest w porządku zazwyczaj nie wyznaje ich zasad swojej religii, albo przynajmniej większości zasad i tych najbardziej ekstremalnych, co świadczy właśnie o ogólnym szkodliwym wpływie religii. Na przykład, znam osobę, która jest katoliczką, ale nie wyznaje autorytarnych zasad swojej religii, jest liberalna, pro-choice, umie słuchać i nie wtrąca się w życie innych, nigdy nie biła dzieci, ani się nie znęcała nad nimi. Po prostu ludzie są trochę czymś więcej, niż etykietką. Z drugiej strony to nie znaczy, że nie mam prawa mieć skrajnie negatywnych uczuć w stosunku do religii - tym bardziej, że na przykład mi osobiście ona bardzo zaszkodziła... ale na przykład nie podejdę do tej katoliczki i nie powiem, że jest ona zła bo wyznaje religię, która dyskryminuje kobiety i powinna ją porzucić i nie będę jej wyśmiewać. Dlaczego? Dlatego, że ona taka nie jest. Dopóki ktoś mi nie szkodzi nie będę tej osoby źle traktować tylko dlatego, że wyznaje jakąś religię. Czuję się przy tej katoliczce lepiej, niż przy niejednym ateiście, któremu wydaje się, że jest pro-choice, ale nie daje prawo głosu kobietom w tym temacie (sama niedawno tego doświadczyłam; oczywiście to też nie znaczy, że wszyscy ateiści są nienormalni...).

      Usuń
    2. I tutaj skupmy się na władzy danej religii, czyli jeśli chodzi o katolicyzm to papież i kardynałowie, biskupi. Jak wszyscy wiemy religia wtrąca się coraz bardziej w wiele aspektów społecznych od prawa, po szkoły, aż kończąc na kontrolowaniu rozrodczości kobiet, co sprowadza się do kontrolowania medycyny. To, że ktoś kto identyfikuje się z jakąś religią nie znaczy koniecznie, że przestrzega wszystkich zasad z nią związanych: przecież ludzie są różni i z różnych powodów mogą wyznawać jakąś religię, chociażby z przyzwyczajenia, mimo, że nie są seksistami i są za rozdziałem KK od państwa. Jednak z drugiej strony wybielanie całej organizacji tylko dlatego, że ktoś znajduje duchowość tudzież spokój w danej ideologii, nie znaczy, że dana organizacja, jako ogół, średnia jest zajebista. To jest po prostu zaślepienie. Zaślepieniem jest twierdzenie, że religia, czy to islam, czy to katolicyzm nie przyczyniają się do dyskryminacji kobiet. To jest wręcz obraźliwe dla kobiet w islamie, które są dyskryminowane i zmuszane do noszenia burek i kiszenia się w nich w 50 stopniowych upałach i które identyfikują się z feminizmem i każdego dnia walczą o znoszenie przymusu noszenia burek, przywrócenia podstawowych praw kobietom jednocześnie narażając życie! One walczą w krajach islamskich z facetami, których religijna indoktrynacja nauczyła nienawiść wobec kobiet i dyskryminacji i usprawiedliwia tą nienawiść i straszliwe zbrodnie - tyczy się to też rzecz jasna katolicyzmu. Nie zgadzam się jednak z Tobą, że muzułmanka nie może być feministką - muzułmanka może bardziej się przyczynić do liberalizacji kobiet, niż ateista, który co prawda nie uważa, że kobiety są gorsze, bo są grzeszne i że bóg ich stworzył jako coś gorszego, ale uważa, że są głupsze, bo tak wynika z psychologii ewolucyjnej, albo po prostu nie udziela się w ogóle na temat feminizmu i na przykład ateistki traktuje seksistowsko - ateizm nie uwalnia od indoktrynacji od dzieciństwa i mizoginii, religijnych wartości (po prostu bycie religijnym jest passe i teraz trzeba usprawiedliwiać swoje skurwielstwo w bardziej nowoczesny sposób). Po prostu chodzi mi o to, że powinno się zwracać na rzeczywisty wpływ na rzeczywistość i rzeczywiste poglądy danej osoby, a nie etykietki.

      Usuń
    3. Gdy na przykład mówię religia to mam na myśli trzy wielkie religie monoteistyczne, co do wierzeń wschodnich (Japonia Chiny Korea Tajlandia Singapur Malezja) nie wypowiadam się, bo nie znam się na tamtejszych wierzeniach. Świat nie jest symetryczny. Ideologie, zgromadzenia nie są równe sobie. Są pewne zachowania, wartości które się wywodzą z niezdrowych relacji z rodzicami i do tego zalicza się religia, czy to się podoba niektórym, czy nie. Zaprzeczanie temu jest po prostu okłamywaniem się... co nie znaczy, że jeśli kobieta CHCE ubrać burkę to znaczy, że jest antyfeministką. Wszystko ma swój kontekst. Jeśli kobieta jest zmuszona do noszenia burki i mówi wszystkim dookoła, że ona się z tym dobrze czuje i że ona to wybrała i zaczyna atakować naszą kulturę... z resztą ja mam bardzo duże podejrzenia odnośnie kobiet, które twierdzą, że noszą burkę, bo chcą - to zwykła indoktrynacja zazwyczaj, o czym się przekonałam czytając pewien wpis polki muzułmanki, która żałośnie próbowała przekonać czytelników, że ona nosi burkę, bo CHCE... niestety z notki wynikało jasno i wyraźnie, że ona jest zmuszona nosić to, bo inaczej będzie narażona na nieludzkie zachowanie mężczyzn (zaczepki, brak szacunku, poniżenie). Twierdzenie, że religia nie przyczynia się do dyskryminacji kobiet jest zaprzeczeniem faktom. To nawet nie tyle co wychodzi w doświadczeniu (szkołą Summerhill; dyrektor twierdził, że najgorsze dzieci pochodziły z rodzin religijnych - były najagresywniejsze i najbardziej przerażone), ale w badaniach. Religia w formie, jaką znamy niesie ze sobą negatywne wartości, szkodzi zdrowiu i uważam, że KK powinien zostać zdelegalizowany tak, jak nazizm (może nie tyle co zdelegalizowany, ale wiecie o co chodzi) i odpowiadać za zbrodnie przeciwko ludzkości. Nie obchodziłoby mnie przy tym, że jakimś osobom się to nie podoba i że to dyskryminacja religii i czy inne gunwo. KK robił tyle zła, że jedynie przyzwyczajenie ludzi chroni go przed odpowiedzialnością za swoje przerażające zbrodnie. No, tylko pragnę podkreślić, że jeśli kobieta chce nosić burkę, tudzież to co noszą zakonnice na głowie, lub chce siedzieć w domu, być prostytutką, karierowiczką, chce od razu po porodzie iść do pracy, albo zostać pierwsze lata z dzieckiem w domu nie znaczy, że nie jest feministką i nie może nią być i że jest anty-kobieca. To są osobiste wybory danych kobiet, a nie jakąś agendą, czy formą ideologii. Powiem tak odnośnie jeszcze religii: nie tyle co o religię chodzi, a o może... nie wiem autorytaryzm? Totalitaryzm? Patriarchat? Mizoginię? Strach przed obcymi? Religia posiada te cechy - religia jest formą właśnie pewnej władzy. Twierdzenie, że jest inaczej, to oszukiwanie się, co nie znaczy, że nie można mieć osobistych odczuć odnośnie jakichś aspektów religii - przecież to nie jest irracjonalne. Dosyć chaotyczny komentarz, ale myślę, że ogólnie ten temat nie nadaje się na komentarz, ba, nawet na notkę się nie nadaję. Na ten temat powinno się książkę napisać.

      Usuń
    4. Ja bym to ujął znacznie prościej - dana jednostka, jej poglądy, codzienne zachowania i wyznanie nie przeszkadzają mi w ogóle do momentu, w którym próbuje narzucać je innym. Nie mam nic do muzułmanów, neonazistów, pedofilów itd. do momentu, w którym ich pogląd, czy orientacja nie zamieniają się w przestępcze czyny. Powiem więcej - nie mam nic do prostych, mizoginicznych i seksistowskich śmieci, a nawet uważam za korzystne to, że się ze swoim spierdoleniem nie kryją, bo dzięki temu kobieta od razu wie z kim ma do czynienia i może szybko się od tej osoby odciąć. To co mnie uwiera dużo bardziej to hipokryzja, rozdźwięk między tym, co się mówi, a co się robi i udawanie kogoś innego, niż się jest. Ot, tak mi się z punktem 14 w notce skojarzyło coś, co na wypoku ostatnio zobaczyłem: http://www.wykop.pl/wpis/8547046/tylko-niebieskie-paski-zakumajo-logikaniebieskichp/ udawanie czegoś przed kimś dla zaspokojenia własnej, egoistycznej, często chorej i płytkiej zachcianki to szczyt skurwysyństwa i zwyczajne oszustwo. Jeśli ktoś jest mizoginem, to ok, niech sobie to najlepiej napisze na czole i znajdzie kobietę, której będzie odpowiadać ubezwłasnowolnienie i dominacja chama, a nie że udaje kogoś innego, a potem, jak osiągnie cel, zaszczuwa i więzi dziewczynę w domu, uzależniając ją psychicznie, finansowo, czy w jakikolwiek inny sposób. Większość mężczyzn uważa, że to ok, a jeszcze potrafią powiedzieć "widziały gały co brały". A problem właśnie w tym, że nie widziały, bo o ile jest jakiś margines kobiet i mężczyzn w masochistyczny sposób lubiących być pod czyimś butem, o tyle gros takich przypadków bierze się z początkowego kłamstwa i powolnej zmiany w czasie, albo drastycznej po jakimś wydarzeniu typu ślub, czy narodziny dziecka.

      Co do KRK to oczywiście powinien zostać zdelegalizowany, nie jako religia, ale jako instytucja, a wszystko z powodu jego masowych zbrodni z przeszłości, czy trwającego po dzień dzisiejszy krycia gwałcicieli dzieci. Wojtyła powinien zostać wyciągnięty z grobu i rzucony wygłodniałym psom, żeby mogły targać jego truchło po całym Watykanie. xD

      Oczywiście problemem z muslimami w krajach na Bliskim Wschodzie, czy Afryce jest taki, że u nich, podobnie jak w naszym średniowieczu, nie ma rozdziału religii od państwa i ich brednie wmuszane są we wszystkich obywateli, na co w żadnym wypadku zgody być nie może. Uważam, że można być kim się chce i robić co się chce, nawet klepać paciory całą dobę leżąc plackiem przed krzyżem, ALE tylko pod warunkiem, że ma się wybór. Jeśli nie ma się wyboru, to zawsze jest się krzywdzonym, a wszelkie wmawianie sobie, że jest ok, bo całkiem przypadkiem chce się żyć ścieżką ściśle wytyczoną przez aparat przymusu, to zwyczajne samooszukiwanie i próba zaleczenia skazy psychicznej wywołanej brakiem wolności. Tak więc kobieta będąca z mizoginicznym chamem, nosząca burkę, rodząca mu 10 bachorów i zapieprzająca przy nich wszystkich 24/7 może być feministką, pod jednym tylko warunkiem - że popiera wybór każdej kobiety do życia tak, jak jej się podoba. Jednocześnie jakaś ateistka biegająca po ulicy w kraju zachodnim i zrywająca kobietom burki, czy staniki z okrzykiem, że są zniewolone, wcale feministką nie jest, bo robi to w miejscu, w którym nikt ich do tego nie zmusza (a jeśli zmusza, to istnieją przepisy, z których można taką osobę skazać), czyli w praktyce gwałci wolę obcych jej dziewczyn, stając w jednym szeregu z patriarchalnymi samcami, tylko narzucając nieco inne postawy.

      Usuń
  3. "[...] ateizm nie uwalnia od indoktrynacji od dzieciństwa i mizoginii, religijnych wartości".
    Jasne, że nie, nigdzie tego nie napisałem i nie uważam tak; sam nie raz spotkałem zjebanych ateuszy, libertarian, mizoginów, będących za zaostrzeniem prawa aborcyjnego itp. (częściej spotykałem takich przegrywów pośród ludzi ideologicznie naznaczonych przez religię, ale to w żadnym razie nie znaczy, że KAŻDY ateusz jest normalsem, tylko dlatego, że jest ateuszem. Odnoszę się jedynie do tendencji. Można przecież spokojnie powiedzieć, że pośród ateuszy jest proporcjonalnie więcej osób nastawionych nie tylko liberalnie/lewicowo, ale też pro-feministycznie, niż pośród katolików. Osoby są te również zwykle lepiej społecznie wyedukowane, mają wyższą empatię itd.).

    Caban, oczywiście, zgadzam się z Tobą, że możemy sobie myśleć co chcemy, o ile nikomu tym nie szkodzimy, nie naruszamy wolności osobistej itp. itd., dlatego uważam, że tak, jak ludzie mają prawo wierzyć w płonące i gadające krzaki, tak ja mam prawo uważać tych ludzi za zniewolonych debili nawet wtedy, a zwłaszcza wtedy, gdy wybrali to z własnej woli. Mogę sobie żywić pogardę dla ich głupoty; tego, że w XXI wieku wierzą, iż wszechświat został stworzony przez dziadka z brodą - mogą sobie być dobrymi ludźmi, ale dla mnie i tak będą idiotami. Zresztą, religijni ludzie mają z reguły niższe IQ niż niewierzący, a pośród naukowców znaczną większość stanowią niewierzący (właściwie, to nie potrzeba tytułu naukowca - pośród "zwykłych ludzi" jest tak samo; im wyższe wykształcenie tym z reguły częstsza negacja zastanego porządku religijnego). Mam też prawo gardzić heteronormatywnością i mieć bekę z ludzi, którzy uznają "kobiecość" i "męskość" i sądzą, że nie ma związku między ich wychowaniem, a tym, że "z własnej woli" wybrali stereotypowo im przypisaną rolę. Nie uznaję "autonomicznych decyzji" na tyle powszechnych, że aż tworzących światowy trend. Nie wierzę w takie "przypadki".

    OdpowiedzUsuń
  4. A teraz sprawa, o której dość ciężko mi pisać, aby nie być źle zrozumianym. Kwestia wolnej woli. Uważam, że jest bardzo mało spraw, które leżą w naszej gestii. Uważam, że trudno odróżnić to, co sami świadomie wybieramy ("to mi się podoba/z tym się identyfikuję"), od tego, do czego zostaliśmy zsocjalizowani w takim stopniu, iż przyjmujemy to za własne. Sądzę, że szansa na określenie przez samą jednostkę tego, co jest wyłącznie jej wyborem, jest niemalże zerowa (oczywiście, mam na myśli zarówno siebie, jak i wszystkich innych ludzi). Można odnosić się do wielu przykładów, ale ten pierwszy z brzegu (banalny i tak zwykły, że ludziom praktycznie zwisa): istnieją wyjątki, jednak fakt, że generalnie kobiety zachowują się i ubierają w konkretny sposób, a mężczyźni w inny (bo nie uświadczy się wielu facetów katujących stopy szpilkami albo malujących się), to wynik socjalizacji, a nie biologicznych predyspozycji. Co z tego, że w latach 50. przeciętna kobieta czuła się bardziej kulturowo "zobowiązana", do noszenia kiecki, mimo że nikt jej nie zmuszał, a teraz kobieta powie "robię to dla siebie", skoro efekt i tak jest taki sam? Nie chodzi o tę jedną kobietę, ale o miliony kobiet robiących dokładnie to samo. Większość mężczyzn i kobiet zachowuje się heteronormatywnie. Fakt, że sami systematycznie i nieświadomie powielamy kulturowe wzorce - bez względu na to, czy ktoś nam każe, czy nie - i w niemalże tych samych proporcjach, co kiedyś, jest dla mnie jasnym komunikatem, że ludzie nie definiują samych siebie, a definiuje ich socjalizacja (zmienia się co najwyżej moda, ale tendencje wśród płci i charakter ich zachowań jest ten sam). Mówisz "mój wybór", ale, o dziwo, większość mężczyzn/kobiet w twoim kręgu kulturowym wybrało dokładnie to samo - dokładnie to, co zostało im przypisane w kulturze już wcześniej. Co za niespodzianka.
    Tak samo jest z ludźmi religijnymi. "Ok, sam to wybierasz, ale dziwnym trafem wybrałeś właśnie to, w czym cię wychowano lub to, co widziałeś najczęściej". Jest to zrozumiałe, bo ludzie czują się najbezpieczniej w tym, co otaczało ich od zarania.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczywiście, bunt też nigdy nie bierze się znikąd i nie jest niezależną decyzją - ktoś zawsze mógł na nas wpłynąć, mogliśmy mieć jakieś negatywne doświadczenia, które skutecznie zniechęciły nas do powszechnych wzorców (akcja wywołuje reakcje, człowiek ot tak nie przestaje uznawać norm). Jednak bunt i negacja nie są imho tak prostą kwestią, ograniczającą się do "to mi się nie podoba", jak w przypadku akceptacji stanu zastanego jest kwestia "podoba mi się". Coś musi nas skłonić do częstszych przemyśleń n.t. natury zjawisk społecznych i obrania innej drogi, niż ta najbardziej powszechna, a więc bezpieczna i znana, w dodatku impuls z zewnątrz jest o wiele bardziej dotkliwy wtedy, gdy jesteśmy już na tyle dojrzali i inteligentni, aby takie procesy myślowe przeprowadzać, niż w momencie, gdy jako małe dzieci zaczynamy podlegać socjalizacji. Wtedy jesteśmy tylko gąbką.
    Nie chcę tu spamować moimi osobistymi przeżyciami, powiem tylko, że gdy sam/sama przestajesz identyfikować się ze swoim ciałem, a tym bardziej z przypisanymi mu przez kulturę cechami i atrybutami, uderza cię to wszystko ze zdwojoną siłą i jeszcze bardziej zaczynasz to negować. Kiedyś było mi znacznie bliżej do heteronormatywnej dziewczynki, bo w tym zostałem wychowany i w tym czułem się bezpiecznie (w końcu to coś, co znałem od początku), ale teraz widzę, że siedząc w tej bańce dostrzegałem mniej, niż obecnie. W istocie, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
    Nie twierdzę, że świat jest spolaryzowany, że na wszystko mogę patrzeć w sposób zero-jedynkowy. Ja po prostu nie wierzę w wolną wolę ludzi - w ich umiejętność odróżnienia mechanicznego, wyuczonego odruchu od w pełni autonomicznej decyzji (przy założeniu, że w tym świecie w ogóle istnieje coś takiego, jak "autonomiczna decyzja"). Nie napiszę "ludzie mają prawo robić, co chcą", bo to pusty frazes. Napiszę co najwyżej: "ludzie mają prawo wierzyć, że robią, co chcą".

    OdpowiedzUsuń
  6. Poruszyłeś sporo ciekawych wątków, od kwestii socjologicznej indoktrynacji, po filozoficzne pojęcie wolnej woli. Na ile człowiek może być niezależny i samooświecony, skoro zaczyna jako "tabula rasa", a nawet jeśli nie, to wciąż obciążony jest genetycznie po swoich przodkach? I czy to społeczne programowanie wyklucza jakiekolwiek faktycznie wolne decyzje i działania? Choć sam często mam poczucie bycia otoczonym przez irracjonalne, biologiczne roboty, to nie tracę wiary w suwerenność własnej osoby, przynajmniej na poziomie społecznym, bo determinizm fizyczny/chemiczny jestem w stanie zaakceptować. Kluczowe wydaje się być podejście do systemu, jakim jest samo społeczeństwo i skąd płynie inicjatywa poszczególnych zachowań, czy ode mnie, jako jednostki chcącej osiągnąć zamierzony efekt wysyłając odpowiedni bodziec w kierunku systemu, czy od zbiorowości, narzucającej mi pewne normy. Być może większość ludzi sterowana jest z zewnątrz, jednak ja staram się realizować koncepcję pierwszą, w której sam przyjmuję rolę decydenta odnoście swojego społecznego wizerunku i jego konsekwencji. Spójrz w jak różnych stylach potrafię pisać posty (o ile pamiętasz mnie ze szlugów xD), znając mnie w RL z różnych miejsc i sytuacji miałbyś jeszcze większą wątpliwość, że jestem tą samą osobą. Faktycznie jednak nie odczuwam żadnego braku spójności między moimi skrajnie różnymi formami wypowiedzi, ubioru, zachowania itd. dlatego, że w mojej głowie wciąż jest ta sama jaźń, która steruje zewnętrzną powłoką z zamysłem osiągnięcia obranych przeze mnie celów, od zwyczajnego wywołania bólu dupska, po manipulację otoczeniem na własną korzyść (i nie mam tu na myśli oszustwa, chodzi o sam styl bycia, słownictwo, ujawnianie się ze swoją wiedzą i możliwościami). Oglądając moje melinowe filmy raczej mało kto byłby w stanie uwierzyć, że jednocześnie jestem jednym z najlepszych studentów, a mój promotor chce ze mną pisać książkę. A ja już wypracowałem sobie automatyczny mechanizm zmieniania się w zapijaczonego idiotę wraz z przekroczeniem znaku mojej wioski, zresztą świat widziany z różnych perspektyw zdaje się być jeszcze ciekawszy, choć jednocześnie łatwiejszy do zrozumienia.
    Zauważ też, że niezależnie od tego, czy człowiek jest/bywa wolny sam z siebie, czy też do pseudowolności indoktrynuje go środowisko, wolność ta jest wartością samą w sobie i warto o nią walczyć tak na poziomie jednostki, jak i społeczeństwa, choćby dla tej garstki osób faktycznie słuchających swojego wnętrza.
    W tym kontekście rzeczywiście mocno komplikuje sprawę kwestia rodzicielstwa i wychowywania dzieci, bo czy można pogodzić własną wolność z wolnością osoby, którą tworzymy? Czy feministka decydująca samodzielnie o zostaniu kurą domową na utrzymaniu mężczyzny i rodząca mu 10 dzieci, tej statystycznej połowie dziewczynek jest w stanie zapewnić feministyczną wolność i możliwości? Ja już dawno doszedłem do wniosku, że sama reprodukcja jest w moim pojęciu etyki nie do przyjęcia, więc mnie ten problem tak bardzo nie dotyczy, ale próbując go rozwiązać ciągle się zapętlam. Myślę, że ludzkość jeszcze długo nie będzie potrafiła uwolnić się od skazy rodzinizmu, a instytucjonalna walka z nim jest raczej z góry skaza na porażkę. Uważam, iż system edukacyjny powinien stanowić dla niego przeciwwagę i odtrutkę, o ile rodzice mogą zaśmiecać umysł dziecka swoimi religijnymi bajdurzeniami, o tyle w szkole temu dziecku należy się rzetelna wiedza, także z zakresu religioznawstwa, gdzie poznają opis wielu wierzeń z podsumowaniem, iż są one wynikiem niedoskonałości natury, skutkiem ubocznym rozrostu mózgu i wyobraźni.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zauważ też, do czego odnosi się początkowa notka - jako priorytet stawiane jest w niej po prostu słuchanie samego siebie, zdrowy egoizm każący przedkładać swoją osobę ponad otoczenie i jego oczekiwania. Nie ważne kim się jest i co się uważa za słuszne, ważne, by te przekonania i wartości szły ze środka. Szacunek zaś to po prostu akceptacja faktu, że każda jednostka ma prawo do własnego zdania i sposobu życia, nie oznacza to automatycznie, że musimy uznawać to za słuszne i warte naśladowania.

    PS. Spamować możesz czym chcesz, najwyżej Nihil nie puści. ^^

    OdpowiedzUsuń